Kiedy pada dłużej niż dwa dni, mieszkańcy osiedla Kaduk nie mogą w nocy zmrużyć oka. Boją się, że potok, który płynie w pobliżu ich domów, znów zamieni się w rwącą rzekę i zaleje ich ogrody i piwnice.
- Gdyby ktoś zobaczył ten potok kilka dni temu, gdy było gorąco, nie uwierzyłby w nasze problemy. W korycie praktycznie nie było wody - mówi Krzysztof Nowogórski. Dodaje, że ten spokojny strumyk to tylko pozory. W ciągu roku Dąbrówka wylewa kilka razy.
Segregator pełen próśb
- Woda jest zwykle najpierw u mnie, bo mieszkam najbliżej. Nie mam już siły. Męczymy się tak od dwudziestu lat - żali się Szczepan Sikoń.
Władysław Dobosz trzyma w ręku gruby segregator. Są w nim dziesiątki pism, jakie mieszkańcy wysłali w ciągu tych lat do władz Nowego Sącza, do wojewody, marszałka, Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej, Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych. Proszą w nich o regulację 200-metrowego odcinka potoku.
- Wszyscy nas lekceważyli, najczęściej informując, że nie ma pieniędzy. Znikąd nie mieliśmy pomocy - mówi Dobosz.
Dodaje, że ludzie we własnym zakresie próbowali zaradzić problemowi narażając się na kary za samowolę budowlaną. Co roku też naprawiają za swoje pieniądze drogę do domów.
- To niekończąca się opowieść - mówi Sławomir Wójsik, który wybudował dom na Kaduku osiem lat temu.
- Kiedy naprawimy drogę zniszczoną z powodu kolejnego podtopienia przychodzą deszcze i znów wszystko trzeba na nowo remontować. Miasto nie chce nam wyasfaltować drogi dopóki potok nie będzie uregulowany. Błędne koło - dodaje Wójsik.
Jest zbulwersowany, gdy co rusz słyszy od urzędników, którym zgłasza problem, utartą formułkę: „Trzeba było wybudować się w innym miejscu, a nie przy potoku”.
- Ktoś jednak wydaje pozwolenia na budowę - zauważa Władysław Dobosz. On mieszka przy ul. Wita Stwosza od 44 lat.
- W tamtych czasach nigdy Dąbrówka nie wylewała. Mieszkańcy wspominają, że po raz pierwszy potok wystąpił z brzegów w 1997 r., podczas powodzi stulecia. Od tego czasu nieprzerwanie wylewa, gdy tylko dłużej popada deszcz.
- Na naszą sytuację ma wpływ osiedle powstałe wyżej, w Porębie. Tam podwórka domów pokryte są kostką brukową. Woda nie ma gdzie wsiąkać i spływa na nas - zauważają mieszkańcy i pokazują na fotografiach skutki ostatnich wezbrań. - Woda sięgała do wysokości naszych ogrodzeń. Byliśmy odcięci od świata. Gdybym się w porę nie obudził i nie wyjechał samochodem z garażu, ponieślibyśmy jeszcze większe szkody - opowiada Wójsik.
To kwestia „pochodzenia”
Dopiero teraz, po 20 latach interwencji, pojawiła się nadzieja, że potok zostanie uregulowany.
- Jak to mówią, wszystko zależy od pochodzenia. Jak się pochodzi, to się załatwi - mówił w poniedziałek na spotkaniu z mieszkańcami ul. Wita Stwosza Bogusław Borowski, dyrektor Małopolskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych w Krakowie.
Przyznał, że gdyby nie naciski ze strony radnego Nowego Sącza Michała Kądziołki i radnego wojewódzkiego Stanisława Barnasia, którzy zajęli się sprawą mieszkańców, regulacja potoku byłaby pewnie na końcu listy priorytetowych zadań dla ZMiUW.
- Takich spraw w Małopolsce mamy bardzo dużo - tłumaczy Borowski. W budżecie województwa znalazło się w br. 100 tys. zł na opracowanie projektu regulacji potoku na długości ponad 3 km. Ma być gotowy do grudnia br. Na jego realizację potrzeba 3 mln zł. Najtrudniejszy 200-metrowy odcinek przy Wita Stwosza to koszt ok. 700 tys. zł.
- Teraz wszystko zależy od Sejmiku. Mam nadzieję, że w 2017 r. w budżecie województwa radni znajdą pieniądze i ruszy inwestycja - mówi Michał Kądziołka. Dodaje, że ma zapewnienie prezydenta, że droga na Kaduku będzie asfaltowana po uregulowaniu potoku.