Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mamy jedenastu milionerów

Halina Gajda
Halina Gajda
Ponad czterystu gorliczan zadeklarowało, że w minionym roku uzyskało co najmniej milion złotych przychodu. Z tej grupy faktycznymi milionerami jest 11 osób, przed rokiem było ich 14.

Ponad czterystu gorliczan zadeklarowało, że w minionym roku zarobili milion i więcej. - Mówimy o grupie tych, którzy wykazali taki przychód - mówi Krzysztof Ptaszkowski, zastępca naczelnika Urzędu Skarbowego w Gorlicach.

Pamiętajmy jednak, że przychód to takie wirtualne pieniądze, ładnie wyglądające jako cyfra na papierze. Od tej kwoty trzeba bowiem odliczyć wszystkie koszty działalności, a więc zakupy towarów i usług, wynagrodzenia pracowników itp. Nie zmienia to jednak faktu, że i Gorlice mają swoich milionerów - tłumaczy.

Mamy 415 milionerów w powiecie?
Nie ma co kryć, że cyfra z sześcioma zerami działa na wyobraźnię. Niejeden kalkuluje: kupiłby dom, samochód z najwyższej półki, pojechał w podróż dookoła świata. I pewnie na tym by się skończyło to finansowe szaleństwo. - Mówiąc o naszej grupie „milionerów”, trzeba wiedzieć jedno - ów co najmniej milionowy przychód w znakomitej większości nie pochodzi z pracy najemnej. Najprościej rzecz ujmując, oznacza to tyle, że nie są u nikogo zatrudnieni, lecz na przykład prowadzą jednoosobową działalność gospodarczą. Co ważne, są to osoby fizyczne, nie firmy, bo one rozliczają się zupełnie inaczej - tłumaczy dalej naczelnik Ptaszkowski. - Oczywiście mogą to być inne źródła, ale takich przypadków jest znacznie mniej - dodaje.

Wirtualne miliony na papierze
Choć dla wielu, liczba 415 potencjalnych milionerów może być zaskakująco duża, to miniony rok nie był dla gorlickiej gospodarki rokiem szczególnej passy. Dla porównania, dwa lata temu grupa owa była tylko o jedną osobę liczniejsza. - Ostatecznie, gdy wszyscy z tej ponad 400-osobowej grupy, odliczyli koszty prowadzonej działalności, okazało się, że co najmniej milion złotych dochodu do opodatkowania pozostało w kieszeni tylko 11 z nich - dodaje Krzysztof Ptaszkowski. - I znowu porównanie, w 2014 roku było ich 14 - wylicza. Nie ma pośród nich nikogo, kto zarobiłby te pieniądze na etacie.

[b]Zarabiamy coraz więcej - przekonują w urzędzie
Krystyna Tokarska, skarbnik miejski, o dochodach mieszkańców Gorlic wie wszystko. W końcu część naszych podatków trafia do kasy miasta. - W 2014 roku do budżetu z tytułu podatku dochodowego od osób fizycznych wpłynęło prawie 16 milionów - wylicza. Rok później plan oscylował wokół 16,3 miliona złotych. - Ostatecznie było to w przybliżeniu o sześćset tysięcy złotych więcej, a więc prawie 17 milionów złotych - tłumaczy.

Plan na ten rok przewiduje wpływ nieco ponad 18,1 miliona. Na razie trudno prognozować, czy zostanie zrealizowany. Przede wszystkim dlatego, że to czas zwrotów podatków, z których wszyscy korzystamy. - Mimo to możemy spokojnie powiedzieć, że nasi mieszkańcy zarabiają coraz więcej - podsumowuje.

Specjalista mówi:
Firma nigdy nie śpi. Henry Ford mówił: inwestuje się, gdy leje się krew
Rozmawiamy z Dominikiem Nowakiem, certyfikowanym doradcą finansowym z Europejskiego Stowarzyszenia Doradców Finansowych.

Spodziewałby się Pan, że możemy mieć w Gorlickiem jedenastu milionerów?

Średnia statystyczna w Polsce pokazuje, że mamy w kraju około 45 tysięcy osób, które mają status milionera. Z prostego rachunku wynika, że średnio w Polsce jeden milioner przypada na 860-880 mieszkańców. Jeśliby tak rozumować, w samych Gorlicach powinno być ich trzy razy więcej. To mówi statystyka, a zamożności mieszkańców nie warunkują tylko liczby, ale otoczenie makro- i mikroekonomiczne, w którym żyją.

Jaki jest, z Pana doświadczenia i obserwacji, przepis na to, by zostać milionerem? Mówi się przecież, że pierwszy milion trzeba ukraść…
Slogan o ukradzionym pierwszym milionie jest znany nie od dzisiaj. Na początku lat dziewięćdziesiątych mnóstwo fortun powstawało w ten sposób. Warto jednak przypomnieć, że tak szybko, jak powstawały, równie szybko padały. Z moich obserwacji, które pochodzą ze współpracy z klientami, wiem, że nastał czas, który określam „czasem mrówek”. Sukces odnoszą ci przedsiębiorcy, którzy mozolnie dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc, rok po roku budują markę swojej firmy. Teraz liczy się marka, serwis, obsługa klienta, rozpoznawalność. Wygrywają ci, którzy są w stanie zbudować trwałe podstawy swojego biznesu i konsekwentnie promują swoją markę na rynku, nie tylko lokalnym. Często mówię, że „firma nie śpi nigdy” . Wie o tym każdy biznesmen.

Z danych Urzędu Skarbowego wiemy i to, że pięciu naszych mieszkańców wykazało przychód z papierów wartościowych powyżej miliona złotych. Niestety, dochodu w takiej kwocie nie wykazał już nikt, co nie oznacza, że stracili wszystko. Czy więc giełda może być źródłem kokosowych zarobków?
Ostatnie lata nie są za bardzo łaskawe dla tych, którzy lokują pieniądze w papierach wartościowych. Warunki makroekonomiczne są nieubłagane, a inwestycje w papiery wartościowe należą teraz do bardzo ryzykownych. Co wpływa na niepewność inwestorów? Tak naprawdę od roku 2007, czyli od krachu na giełdach światowych spowodowanym upadkiem banku Leman Brothers, każdy kolejny rok przynosił jakieś zawirowania finansowe - dywagacje nad bankructwem Grecji, obniżkę ratingu USA - czyli największej gospodarki świata, przewidywany kryzys gospodarki chińskiej i idący za tym spadek cen metali kolorowych, w tym miedzi. Do tego zawirowania w Polsce z powiązaniem spółek węglowych z energetycznymi, wojna na Ukrainie czy wreszcie Brexit. To wszystko wpływa na nastroje inwestorów i ich chęć do wydawania pieniędzy. Henry Ford mawiał jednak: „Inwestuj wtedy, kiedy krew się leje”. Kiedy jeden panicznie wysprzedaje akcje, drugi je skupuje po zaniżonej cenie i czeka na wzrost ceny. Tak to działa.

Niby proste...
Bynajmniej nie jest to uproszczona wizja. Giełda to gra emocji. Wygrywają ci, którzy mają stalowe nerwy.

Ile można zarobić na giełdzie?
Dla mnie najlepszym przykładem jest cena akcji KGHM-u. W listopadzie 2008 roku kurs tych akcji zapikował do 26-27 złotych, aby osiągnąć próg 190 zł trzy lata później. To oznacza średnio siedmiokrotny zysk z zainwestowanej kwoty. Oczywiście nie pokazuje to skali strat tych, którzy kupili akcje przed ich spadkiem do dwudziestu kilku złotych.

W jakich sektorach, mówimy o Gorlickiem, widziałby Pan szansę na zarobienie takich pieniędzy?
To jest bardzo dobre pytanie, na które niestety nie mam konkretnej odpowiedzi. Stara zasada biznesu mówi, że wszystko się opłaca, dopóki jest na to coś popyt. Każdy pomysł na biznes jest dobry, jeśli prowadzi do sukcesu. Oczywiście, jeśli ktoś wymyśli, że zainwestuje pieniądze w kolejną pizzerię, która będzie w bliskiej odległości dwóch kolejnych, to na sto procent mogę mu powiedzieć, że w najbliższym czasie nie znajdzie się z numerem dwanaście na liście gorlickich milionerów. Ludzie bardzo często mnie pytają, jaki pomysł na biznes jest najlepszy. Gdybym znał odpowiedź na to pytanie, najprawdopodobniej już dawno bym go prowadził.

Rozmawiała Halina Gajda

Okiem przedsiębiorcy
To, co dla dużego proste, dla małego niewykonalne
Henryk Mikowski, właściciel małego warsztatu samochodowego, mówi o swoich doświadczeniach z milionem złotych

Milion złotych przychodu rocznie to dla małej firmy kwota trudna do wypracowania, czy wręcz przeciwnie?
Dla mnie praktycznie niemożliwa. Wynika to z kilku powodów - skromnego rozmiaru mojej działalności i rynku, na którym pracuję. Zakładów podobnych do mojego jest kilkadziesiąt w powiecie.

Mówi Pan o konkurencji, która na to nie pozwala?
Absolutnie nie o konkurencję chodzi. Wyznaję bowiem zasadę, że dla każdego znajdzie się miejsce. W powiecie mamy zarejestrowanych kilkadziesiąt tysięcy samochodów. Do ich obsługi potrzebna jest rzesza mechaników, fachowców różnych specjalności. Każdy ma co robić - ten, który zajmuje się bardzo wyspecjalizowaną działką, i ten, który robi proste rzeczy, ale też potrzebne. Nie podbieramy sobie klientów, bo tak naprawdę żaden z warsztatów nie ma monopolu, że tak powiem, na całość.

Wracając jednak do tematu...

W moim przypadku, a prowadzę zakład od 26 lat, sam jestem sterem, żeglarzem, okrętem. Pracuję tylko na siebie i koszty. Wydaje mi się, że w mojej branży, by zarobić ów mityczny milion, nawet tylko jako przychód liczony bez wszystkich kosztów, trzeba mieć trochę szersze zaplecze.

To znaczy?
Ludzi, którzy ten milion wypracują. Jak się działa samemu, choćbym tyrał od rana do wieczora, nie dam rady. Skupiam się na tym, na czym się znam. I polegam tylko na sobie.

A gdyby było się specem nad spece?
Może i byłoby to możliwe, gdyby miało się cały czas to samo do roboty. Tymczasem zdarza się, że przy jednym aucie spędzę dwa dni, a przy innym dwie godziny. Za podobne pieniądze. Mam zasadę, że nie biorę się za coś, co mnie zwyczajnie przerasta. Wybujałe ambicje mogą mieć fatalne konsekwencje. Finansowe przede wszystkim.

Zapytam wprost - był Pan kiedykolwiek milionerem, nawet gdyby wziąć pod uwagę czysty przychód?
Owszem, w połowie lat dziewięćdziesiątych. Jeszcze przed denominacją.

Rozmawiała Halina Gajda

Gazeta Gorlicka

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska