Amerykańska piosenkarka przyleciała pod Wawel w niedzielę. Kiedy dotarła z lotniska pod Hotel Stary w Krakowie, grupa wielbicieli już na nią czekała. Ubrana w białe futro Carey znalazła dla nich kilka chwil i rozdała autografy.
Towarzyszyło jej dwadzieścia osób. Byli wśród nich członkowie jej rodziny, przyjaciele, styliści i asystenci. Gwiazda nie skusiła się, by posmakować polskich przysmaków. Miała prywatnego kucharza, który przywiózł ze sobą lodówkę z własnymi produktami i gotował jej ulubione dania.
Miała za to do dyspozycji luksusowy apartament z orientalnymi dywanami i unikatowymi meblami. Z kolei w sypialni gwiazdy na jej życzenie ustawiono wannę z jacuzzi.
W poniedziałek wieczorem Carey przejechała limuzyną do Tauron Kraków Areny, gdzie czekała na nią dwupokojowa garderoba z zestawem napojów. Choć ma opinię rozkapryszonej gwiazdy - koncert rozpoczął się punktualnie.
Mariah Carey została wniesiona na scenę na czerwonej sofie trzymanej przez tancerzy. W trakcie występu kilkakrotnie zmieniała strój - najpierw była w obcisłym gorsecie, potem w błyszczącej sukni i w czarnym kostiumie. Za każdym razem miała na stopach niewiarygodnie wysokie szpilki.
Oprawa koncertu była skromna. Na telebimie wiszącym za sceną oglądaliśmy fragmenty teledysków piosenkarki, fotografie z jej dzieciństwa oraz artystów, z którymi śpiewała duety - w tym Whitney Houston.
Ponieważ jak przystało na divę, Carey prezentowała się w statycznych pozach, energii spektaklu dodawali coraz to inaczej ubrani tancerze i towarzyszący wokalistce zespół.
Gwiazda zaśpiewała swe największe przeboje, potwierdzając, że mimo upływu lat dysponuje nadal wyjątkowym głosem.
We wtorek Amerykanka wyleciała z Krakowa do Kolonii w Niemczech, gdzie dzisiaj da kolejny koncert w ramach trasy „Sweet Sweet Fantasy”.