Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matka Pyjasa: Dajcie mi spokój. Mogę tego nie przeżyć

Redakcja
Matka Stanisława Pyjasa jest śledztwem w sprawie śmierci syna strasznie zmęczona. Nie chce już widzieć dziennikarzy. Boi się zapowiadanej przez IPN ekshumacji. - Mogę tego nie przeżyć - mówi Marcie Paluch.

Na cmentarz w Gilowicach z wyżyn drewnianego krzyża spogląda wycięty z metalu Jezus w pordzewiałej przepasce. Przed deszczem i śniegiem chroni go potężny dąb, a przed złym - niebieski anioł, który klęczy niedaleko ze sznurem kasztanów na szyi.

Staszek Pyjas z grobu ma taki sam widok jak Jezus: na dół, na dolinę. Po prawej widzi swoją szkołę podstawową. 200 metrów dalej - swój dom na tle ośnieżonych Beskidów. Na wprost - drewniany kościółek, gdzie miał komunię. Piękny widok ma tu Staszek.
W trójkącie kilkuset metrów, gdzie szkoła - dom - cmentarz, zamknęły się jego dziecinne marzenia. Młodość i śmierć.

Dom
Stanisława Pyjas mieszka w tym domu od ponad 50 lat. Dzieli go z sąsiadem, ale wejście ma osobne, schowane za węgłem.
Ulica tak ładnie się nazywa: Jaśminowa. Wiosną wszystko tu pachnie. - Kiedy już mam dość, myślę, że nie wytrzymam, idę kopać grządki do ogrodu. Gdy się już zmacham, nie myślę o niczym - przyznaje mama Staszka. Ma dość pytań, kamer. Wyłączyła telefon, nie ogląda telewizji, z gazet czyta tylko "Gościa Niedzielnego". Stamtąd ma obraz ukrzyżowanego Chrystusa Francisco Goi. - Ateista, niemoralnie się prowadził, a takiego pięknego Jezusa namalował - dziwi się mama Staszka.

Pije herbatę w szklance przy niedużej ławie. Jej dom od czasu śmierci syna prawie się nie zmienił. Na ścianie w małej kuchni wisi spłowiała reprodukcja Gauguina - Staszek z Warszawy z wycieczki przywiózł. W salonie całą ścianę zajmuje przeszklony segment na wysoki połysk. Koło niego, na środku, stała trumna z ciałem syna. Był maj 1977 roku.

Tydzień po pogrzebie Stanisława Pyjas miała sen. - Proroczy - podkreśla. W tym śnie Staszek leżał w trumnie. Nagle usiadł. - "Mamo! Mamo! Mamo!", trzy razy zawołał. A potem mówi "To nieprawda! Nieprawda! Nieprawda!". Ja go pytam: Co, synku, nieprawda, powiedz! A on, że nie może. Ja mówię, napisz, długopis ci dam i kartkę. On ten długopis wziął i napisał: "Nie mogę pisać, bo mnie ręka boli" - opowiada pani Pyjas. Dlaczego boli? - Może dlatego, że jego tak szarpali, katowali przed śmiercią, i to go bolało?

Napłakała się wielokrotnie po Staszku. Taki był wrażliwy. Taki mądry. Taki cichy i dobry. Taki, że każdy go lubił.
Płakała też, kiedy umarł Czesław Niemen. - Bo to był Staszka ulubiony piosenkarz. No, jak jakiegoś Boga go uwielbiał - wspomina matka.
W swoim pokoju syn lubił puszczać jego piosenki na cały regulator. - Krzyczeliśmy z ojcem, żeby ściszył tego wyjca - mówi.

Niemen wystąpił kiedyś w tunice w kwiaty. "Mamuś, uszyj mi taką, w kwiaty, koniecznie" - prosił Staszek. - Udała mi się, ze stójką, mankietami. Ależ był szczęśliwy. Wtedy już zaczął się hippisami interesować, włosy zapuścił - mówi mama.
Po śmierci syna matka się do Niemena przekonała. - Zaczęłam go nawet słuchać. Polubiłam tę muzykę - mówi.

Przeczytała też książkę, którą Staszek po sobie jej zostawił. A zaczęło się od trampek. Kupiła je Staszkowi, bo lubił chodzić po górach. Samotnie. - I poszedł górami, stąd do Zakopanego. Wrócił zarośnięty, buty w strzępach. W torbie miał tylko tę książkę - mama wyciąga z regału pożółkły egzemplarz "Idioty" Fiodora Dostojewskiego.
Przeczytała. - Jest o takim wrażliwcu jak Staszek, nieszczęśliwie zakochanym, samotniku. Na takich wtedy mówiono "idiota". A przecież mój syn taki mądry był... Wiem, przecież sama dzieci uczyłam.
Staszek wtedy wiersze pisał Dla dziewczyn też. - Ale mi nie pokazywał. Potem czytałam je wszystkie. Są takie... poruszające, wstrząsające. Teraz już ich czytać nie mogę.

Szkoła
Bladoniebieski budynek podstawówki stoi kilkaset metrów od domu Staszka. Kiedyś wiodła do niego krótsza ścieżka, między domami. Potem zrobili ulicę, trzeba iść naokoło. Budynek stoi pusty, okna zabito dechami. Dzisiejsza szkoła mieści się na górce. Tę Staszkową dawno już zamknięto.
Matka wspomina, że Staszek w podstawówce nie miał przyjaciół. - Samotnik. Pewnie dlatego, że on od dziecka był inteligentny i wrażliwy - mówi.
Ale gdy latem przyjeżdżały dzieci ze Śląska na kolonie, chodził do nich i ... robił za rozjemcę. - Gdy kolonista coś przeskrobał i groziła mu kara, wkraczał mój syn. Tak umiał się ze wszystkimi dogadać, że darowali im te kary - mówi mama.

Wspomina też liceum Kopernika w Żywcu. - To była dobra szkoła. A mój Staszek był jednym z najlepszych uczniów, tak zawsze wychowawca mówił. Syn nie miał problemów, żeby się tam dostać. On, chłopak ze wsi, z Gilowic! A tam wsiowych się poniewierało, od wieśniaków wyzywało.
Staszek musiał tam codziennie nosić niebieską koszulę, marynarkę i krawat. - Codziennie mu tę koszulę szykowalam, prasowałam. Wtedy jeszcze musiał się podporządkować - mówi mama Staszka.
Kiedyś wezwała ją nauczycielka historii. Staszek ją poprawiał podczas lekcji. Wkurzyła się i wezwała matkę. - A jego denerwowało to, że ona czegoś nie wie albo przekręca. Taki był, nie mógł znieść nieprawdy. I ja go za to nie ukarałam. Bo niby dlaczego? - pyta.

Tak samo było, kiedy Staszek już na studiach w Krakowie (pani wie, jak wtedy trudno było się na UJ, na polonistykę dostać?!) zbierał podpisy pod protestem w obronie robotników, skatowanych w Ursusie i Radomiu. - Na początku nie przykładaliśmy do tego wagi, ale potem zaczęliśmy mu to z mężem wybijać z głowy. Bo na co mu to, po co było? Nie dało się.
W marcu 1977 roku wezwał ich rektor UJ, Staszek poszedł z nimi. - Powiem, tak powinno być ! Przecież chodzi o sprawiedliwość - tłumaczył. I rodzice dali mu spokój.
Dwa miesiące później Staszek poszedł do prokuratury, bo ktoś pisał na niego obrzydliwe anonimy do kolegów. Bał się, ale musiał. Dzień po tej wizycie został pobity na śmierć.

Cmentarz
Na grobie Staszka stoi mała doniczka z żonkilami. Parę zniczy. Chłopak leży w grobowcu między swoimi - m.in. z babcią Natalią. Przeżyła go o 28 lat.
Stanisława Pyjas ma tu z domu blisko, pięć minut piechotą. Gdy przychodzi, czyta wiersz Staszka wyryty na płycie.
"Żyję nie widząc gwiazd
Mówię nie rozumiejąc słów
Czekam, nie licząc dni
Aż ktoś przebije ten mur"
- Chciałabym już móc go pochować, odprawić żałobę, a nie dajecie mi... Pani mi znowu spokój zabrała. Ja to na nowo muszę przeżywać! - karci mnie matka. Pociera oko ręką, odwraca głowę.
Opowiada, że kiedyś matkami się nie poniewierało. Nawet prokurator, który jako pierwszy w PRL prowadził śledztwo, z szacunkiem podchodził do jej tragedii.
Nawet matką Ali Agcy papież nie poniewierał. - Chciał się z nią zobaczyć. Padała na kolana, całowała go po rękach, nie wiedziała, co z sobą zrobić. A on jej kazał wstać i powiedział, że nie musi klękać. Bo jest matką!- podkreśla Stanisław Pyjas.
- A mnie jak traktują? Rozdrapują, rozgrzebują mi te rany. IPN, wy, dziennikarze, całe hordy - mówi. Rok temu przeszła ciężką chorobę. - Mam jeszcze inne kłopoty, zmartwienia - zżyma się. Do wsi nie chodzi, chyba że po zakupy. - Nie mogę znieść tego ludzkiego gadania, "jak pani mogła sobie na tę ekshumację pozwolić?". Wolę zostać w domu.
- A mnie przecież też należy się szacunek! Jestem matką w żałobie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska