Honor kobiety?
Pod koniec stycznia wybrał się ze swoim bratem Leszkiem do miejscowego baru. Czas spędzali w większej grupce dobrych znajomych.
- Było fajne towarzystwo, więc wypiliśmy kilka piw - wspomina Leszek Jasak. Nie byli sami. W lokalu wieczór spędzali też inni bywalcy -m.in. Łukasz B. i Adam S. oraz ich koleżanka. I wygląda na to, że to właśnie osoba młodej kobiety stała się przyczynkiem do tragicznej w skutkach awantury.
- W pewnym momencie wstała i podeszła do mojego brata. Zaczęła się awanturować twierdząc, że Waldek miał ją wcześniej obrazić - relacjonuje pan Leszek. - Mój brat nie jest człowiekiem agresywnym, ale czasem nie utrzyma języka na wodzy i być może coś powiedział nieładnego tej dziewczynie - dodaje. Próbował uspokoić kobietę, lecz ta , zamiast opanować emocje, miała podburzać jeszcze swoich kompanów.
Doszło do szarpaniny, Waldemar Jasak miał zostać uderzony w twarz, ale potem napięcie opadło. - Zostawiłem brata i poszedłem do domu. Nie myślałem, że może mu coś grozić - mówi pan Leszek.
To on bił mocniej
Było już po godz. 1 w nocy, kiedy zadzwoniła jego komórka. Zdziwił się, bo telefonowała kobieta, która brała udział w awanturze w barze. Oznajmiła, że brat pana Leszka właśnie trafił do szpitala. - Mówiła, że potrącił go samochód -przypomina sobie mężczyzna.
Stan Waldemara Jasaka był bardzo ciężki. Początkowo trafił do szpitala w Dąbrowie Tarnowskiej. Tam zdecydowano o przetransportowaniu pacjenta do szpital św. Łukasza w Tarnowie. Musiał bowiem przejść trepanację czaszki.
- Gdy w końcu mogłem go zobaczyć, byłem przerażony. Miał głowę tak opuchniętą, że wyglądała jak piłka lekarska. Całe ciało miał posiniaczone - kręci głową pan Leszek. Nie mógł uwierzyć, że brat padł ofiarą drogowego wypadku. Jak twierdzi, taką wersję przyjęli początkowo także policjanci ze Szczucina.
- Mnie od razu wydawało się, że to musi mieć jakiś związek z wydarzeniami w barze. Policjanci na komisariacie powiedzieli mi jednak, że gdy brat został znaleziony w rowie obok ośrodka zdrowia, na chwilę się ocknął i miał powiedzieć, że został potrącony - kręci głową pan Leszek. Nie dawał jednak za wygraną, śledczy dokładniej zainteresowali się wtedy „wypadkiem”.
Po kilku dniach zatrzymali zostali 18-letniego Łukasza B. i 19-letni ego Adama S. - Obaj usłyszeli zarzut pobicia skutkującego ciężkimi obrażeniami ciała - mówi Waldemar Malec, Prokurator Rejonowy w Dąbrowie Tarnowskiej.
Starszy z tej dwójki przyznał się do pobicia. Upiera się jednak, że więcej ciosów zadawał katowanemu jego kompan. Łukasz B. ani myśli potwierdzać tej wersji.
Może sobie przypomni
Dotychczasowe ustalenia śledczych wskazują, że napaść została zaplanowana. Gdy Waldemar Jasak wracał z baru do domu, mężczyźni zaczaili się na niego w opustoszałej okolicy ośrodka zdrowia. Zaatakowali go pięściami, gdy leżał na ziemi bezbronny, kopali go po całym ciele. Napastnicy przestali się nad nim pastwić dopiero wtedy, gdy znieruchomiał. Na pastwę losu zostawili go w przydrożnym rowie. Na szczęście ktoś wezwał na pomoc pogotowie.
Napastnikom grozi kara nawet 10 lat więzienia. Mimo podejrzenia o poważne przestępstwo, po przesłuchaniu wrócili do domów. Rodzina pobitego jest tym faktem oburzona.
- Areszt nie został zastosowany, ponieważ są wątpliwości co do ostatecznej winy podejrzanych. Ich wyjaśnienia są rozbieżne, a ofiara nie pamięta niczego z tamtej nocy - tłumaczy prokurator Malec.
Adam S. i Łukasz B. objęci zostali policyjnym dozorem, mają zakaz zbliżania się do pana Waldemara na odległość mniejszą niż 10 metrów. Nie mogą się też z nim w żaden sposób kontaktować. - Czekamy na opinie biegłego, który określi mechanizm zadawania obrażeń i ich skutki. Skonfrontujemy zeznania świadków z podejrzanymi. Czekamy też na poprawę stanu zdrowia ofiary, któremu być może wróci pamięć - mówi prok. Malec.