Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mężczyzna-kosmetyczka? Dlaczego nie, w końcu mamy równouprawnienie!

Halina Gajda
Halina Gajda
Maciej Przybycień: Wybór zawodu wynikł z tradycji rodzinnej. Mama miała salon fryzjersko-kosmetyczny, więc tematy związane z pielęgnacją urody były w naszym domu codziennością.
Maciej Przybycień: Wybór zawodu wynikł z tradycji rodzinnej. Mama miała salon fryzjersko-kosmetyczny, więc tematy związane z pielęgnacją urody były w naszym domu codziennością. Halina Gajda
Rozmawiamy z Maciejem Przybycieniem, jedynym w powiecie gorlickim mężczyną - kosmetyczką. Zdradza nam, jak doszło do wyboru takiej drogi zawodowej.

Przychodzi kobieta do kosmetyczki, a tu mężczyzna...

Co z tego, że mężczyzna?

Noo, nic. Tyle że to zawód jak mało który, przypisany do kobiety. Chyba się Pan ze mną zgodzi.

Moje podejście do pracy niczym nie różni się od tego, które mają kobiety.

Ok, zacznijmy więc jeszcze raz - przychodzi kobieta do...

(śmiech) Zapraszam ją na fotel kosmetyczny i pytam, w czym mogę jej pomóc. Jeśli z góry nie ma konkretnego planu, oceniam stan skóry i proponuję odpowiednie zabiegi pielęgnacyjne. Pytam o kwestie ewentualnych chorób, które mogą mieć znaczenie przy przeprowadzaniu zabiegu. Na przykład u osób z cukrzycą podczas manicure nie mogę używać metalowych cążków do skórek.

Co się takiego wydarzyło, że został Pan kosmetyczką?

Tradycja rodzinna. Bynajmniej nie należy jej rozumieć tak, że mój ojciec, dziadek i pradziadek zajmowali się pielęgnowaniem kobiecej urody. (śmiech) Po prostu, mama miała salon fryzjersko-kosmetyczny, który potem prowadziła moja siostra. Naturalną koleją rzeczy było, że tematy był w domu ciągle na topie. Poza tym jeździłem z nimi na różne wystawy i targi. Pół komputera miałem załadowane materiałami tematycznymi. Wtedy żona podpowiedziała mi: znasz temat, spróbuj, idź do szkoły kosmetycznej...

A jednak to kobiety wzięły sprawy w swoje ręce!

Nie tak do końca, (śmiech), bo sam nie byłem za specjalnie do tego przekonany. Pojechałem jednak na pierwsze zajęcia i... wsiąkłem.

Nie wierzę, że nikt się nigdy nie zdziwił, gdy zobaczył faceta na zajęciach.

Pewnie, że się dziwili. I nadal dziwią. Przykład z ostatnich dni - dzwoni do mnie ktoś z Gazety Krakowskiej i mówi, że zostałem zgłoszony do waszego plebiscytu na Mistrzów Urody. Dzwoniący pan grzecznie o wszystkim tym mi opowiada i równie grzecznie prosi o rozmowę z panią kosmetyczką. Mówię, że tu nie ma pani, tylko jest pan kosmetyczka. W słuchawce zapada cisza. Po chwili facet odzywa się jeszcze raz i dopytuje, czy aby się nie przesłyszał, Utwierdzam go więc w przekonaniu, że się nie przesłyszał. Po kolejnej chwili ciszy słyszę: pierwszy raz w życiu się z czymś takim spotykam. Nie czuję się przez to urażony, bo to nie pierwsza ani nie ostatnia taka reakcja.

Głupio mi jakoś mówić o Panu „kosmetyczka”. Dziwnie to trochę brzmi. Jest jakiś męski odpowiednik?

Nie ma. Po prostu kosmetyczka. Uprzedzam - nie jestem kosmetyczkiem ani niczym podobnym. (śmiech) Kosmetyczek to co najwyżej mały, podróżny kosmetyk.

Klientki szybko się przekonały, że facet może im tak samo pomóc, jak kobieta?

Wydaje mi się, że tak. Mam teraz takie klientki, które specjalnie przyjeżdżają do mnie daleko spoza powiatu.

Jakoś nie mogę się przekonać, że facet potrafi wejść w skórę kobiety i odgadnąć jej potrzeby...

O to samo można zapytać lekarza ginekologa.

Ok. Punkt dla Pana. Cofam pytanie.

Wydaje mi się, że w swoje pracy jestem delikatniejszy, staram się działać z większym wyczuciem. (śmiech) Chodzi o to, że kobieta wie, że depilacja do przyjemnych nie należy i tak będzie podchodziła do sprawy. Facet będzie starał się wymyślić coś innego.

Poda skuteczne znieczulenie i będzie po wszystkim?

Raczej zagada, odwróci uwagę. To skutkuje, ból przy rzeczonej depilacji jest mniejszy.

Robi pan te wszystkie kosmetyczne „czary-mary” od wieczorowych makijaży po paznokcie?

Nie, bo nie można być jak książkowy Janko Muzykant, który potrafi zagrać na wszystkim. Nie bez przyczyny mówi się, że gdy znasz się na wszystkim, oznacza, że nie znasz się na niczym. W kosmetyce jest tak samo - lepiej być naprawdę dobrym w dwóch-trzech dziedzinach, niż mieć wyobrażenie, że potrafi się wszystko.

Żona nie jest zazdrosna?

O co?

No, że dosyć blisko pracuje Pan z kobietami...

Ginekolodzy pracują jeszcze bliżej. Ich żony mają więcej powodów do zazdrości. (śmiech) A tak poważnie, wszystko jest kwestią zaufania. Ja nie mam z tym problemu. Tak w ogóle, to żona jest moją testerką. Bywa też, że to ja poddaję się zabiegom, które ona wykonuje na mnie.

Po co?

Żeby wiedzieć, co przy danym zabiegu może czuć kobieta. Na przykład mikrodermabrazja diamentowa (peeling kryształkami przyp. red.). Muszę wiedzieć, jak ją wykonać, żeby nie podrażnić skóry. Facet z racji swojej anatomii ma o dwadzieścia procent grubszą skórę. Skoro ja poczuję się niekomfortowo, to co dopiero kobieta!

Właśnie, mężczyźni. Oni też do pana przychodzą?

Jasne. Tyle że to jeden na dziesięcioro klientów.

Pewnie młodzieniaszkowie, którzy podpatrzyli swoich idoli w telewizji.

A skąd! Takich w ogóle nie ma. Od czterdziestki w górę.

I co sobie robią?

Przede wszystkim pielęgnację dłoni, pedicure, zabiegi na twarz. Zajmują reprezentacyjne stanowiska i chcą dobrze wyglądać. Zdarzają się też tacy, którzy na przykład idą na wesele albo sami się żenią i głupią im pokazać zniszczone ręce, bo akurat są mechanikami czy budowlańcami.

Mówi się, że salon fryzjerski jest jak konfesjonał. W kosmetycznym też tak jest?

Podobnie. Przynajmniej u mnie - co zostało powiedziane, nie wychodzi poza ściany. Ja też tego nie rozpamiętuję, nie analizuję. Nie podejmuję się naprawiania czyjegoś życia. Nie jestem psychologiem, tylko dobrym słuchaczem.

Najzabawniejsze wydarzenie z dotychczasowej pracy to...

Poza salonem pracuję jako wykładowca w szkole kosmetycznej. Któregoś razu miałem zajęcia z paniami takimi 50 plus. Pracowały w parach. Miały sobie wzajemnie robić przerabiany zabieg kosmetyczny na twarz. Jedna nie miała z kim, więc ja go wykonałem. Reszta „uczennic” była zwyczajnie zazdrosna. Do tego stopnia, że przed kolejnymi zajęciami losowały, która tym razem będzie ze mną w parze. (śmiech)

Robił im Pan te zabiegi?

Tak. Przez pierwszy semestr. Potem już tak łatwo nie było i musiały sobie poradzić same. Tak w ogóle było bardzo sympatycznie. Do dzisiaj wysyłamy sobie świąteczne życzenia.

Rozmawiała Halina Gajda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska