Michał, na co dzień wykładowca Instytutu Geografii na Uniwersytecie Pedagogicznym, nie wysiedział długo na miejscu. Wrócił z Ameryki Południowej, zdążył zrobić studentom kolokwium – jest wymagającym nauczycielem, więc łatwo na pewno u niego nie było – poprowadzić parę wykładów, zadać materiał do nauki, a sam skoczył na Dominikanę. Tłumaczy, że po materiały do planowanej książki, ale chęć sprawdzenia się we wbieganiu na szczyt, też pewnie nie była bez znaczenia.
- Tylko dwa razy kąpałem się w Morzu Karaibskim – wzrusza ramionami.
Bez muła ani rusz!
Nie ma podstaw, by nie wierzyć, że morska bryza go nie uwiodła – od zawsze ciągnęło go w góry, mniejsze czy większe, byleby tylko w stronę nieba. Wylądował na wyspie i od razu wiedział, gdzie chce - Pico Duarte (3087 m n.p.m.) znajduje się w Parku Narodowym Armando Bermúdez. Wiedział, że działalność górska w tym miejscu wymaga wynajęcia przewodnika i arriero, czyli poganiacza muła. Z mułem w komplecie. Innego wariantu po prostu nie ma. Ani Michałowe widzimisię, ani przekonywanie, że nie jest leszczem, który w góry wybiera się pierwszy raz w życiu, nie miało to znaczenia.
- Według parkowych strażników, muł, nawet jeśli go nie potrzebujemy, jest obowiązkowy - opowiada. - Nazywają go zresztą „emergency mule” czyli muł „wypadkowy”. Nie wiem, czy na żarty, czy na poważnie, ale przepisy to przepisy, można się z nimi nie zgadzać, ale trzeba ich przestrzegać – dodaje.
Jak już uzgodnili kwestie związane z mułem i przewoźnikiem, kolejnym spornym punktem okazał się czas. Przewodnik nie przyjmował do wiadomości, że Michał nie zamierza poświęcić na wspinaczkę trzech, czy w wersji ekspresowej, dwóch dni. Jego interesowały godziny.
- W odpowiedzi słyszałem tylko komentarze o szalonym człowieku i że się nie da – śmieje się.
Stanęło na jego. Poganiacza muła zgubił po dwóch kilometrach od startu. Udowodnił, że ani dwa, ani trzy dni są niepotrzebne. Wystarczy dziesięć godzin w obie strony. Choć jak zaznacza, trzeba mieć bardzo dobrą kondycję, by na takie wejście się zdecydować.
- I nawet miałem dwadzieścia minut, żeby posiedzieć na szczycie – chwali się.
Wartość dodana przedsięwzięcia, oczywiście poza 46 kilometrami w nogach, pokonaniem trzech tysięcy metrów przewyższeń, tropikalnego upału i wilgoci, to niewielka zmiana w ludzkiej mentalności: czasem trzeba zaufać turyście.
Dominikana od zaplecza
A co z Dominikaną dla zwykłego turysty, który pchać się poza enklawy turystyczne nie chce? Michał nie poleca – to samo, a za znacznie mniejsze pieniądze można znaleźć w Turcji czy Egipcie. No, chyba że ktoś ma inne plany, poza odpoczynkiem na plaży…
- Tu taka drobna wskazówka, proszę uważać na hotele na godziny, tak zwane cabañas – uśmiecha się znacząco. - To rodzaj motelu, w którym wynajmuje się pokój na kilka godzin z możliwością przedłużenia. Do pokoju wchodzi się z bezpośrednio z garażu, więc nikt nie zobaczy ani nas, ani partnera, z którym przyjeżdżamy - dodaje.
Przybytki mają wprawdzie w nazwie „turistico”, ale nie są one przeznaczone stricte dla turystów, a już na pewno nie dla tych zagranicznych.
- Oczywiście możemy skorzystać z usługi hotelowej, ale pod warunkiem, że nie ma z nami dzieci – dodaje.
Nazywając rzec po imieniu, to po prostu miejsca schadzek, czy jak kto woli – miłości.
- Proszę ich jednak specjalnie nie krytykować – zastrzega z powagą. - W kraju gdzie wielopokoleniowe i wielodzietne rodziny żyją zazwyczaj w niewielkich domach, jest to często jedyna szansa, by pobyć z ukochaną osobą sam na sam. Choć do zdrady pewnie też może tam dojść – dodaje ze śmiechem.
Plany na książkę
Wyjazd na Dominikanę był związany z planami wydania książki o aktywizacji rejonów górskich na wyspach karaibskich. Tym samym tematem interesuje się również doktor Renata Rettinger, która od lat specjalizuje się w rejonie karaibskim.
Oboje są naukowcami i uważają, że obszary górskie na Hispanioli, Kubie, Jamajce i Puerto-Rico mają pewien potencjał turystyczny, ale każde z tych miejsc ma inny system polityczny i inne uwarunkowania społeczno-kulturowe. Publikacja wymaga więc szczegółowych badań. Wyprawa na Dominikanę była więc formą zbierania materiałów.
WIDEO: Mini cross, quad czy może elektryczna hulajnoga? Najlepsze motoprezenty na pierwszą komunię
Źródło: TVN Turbo
