Protest rozpoczął się w samo południe. Co jakiś czas jego uczestnicy schodzili na chodnik, aby umożliwić przejazd samochodom.
- Wręczaliśmy kierowcom ulotki z przeprosinami i wyjaśnieniem powodu naszego protestu - mówi Adrian Milczarek, współorganizator akcji. - Sprzeciwiamy się dzikiemu składowisku śmieci, które powstało 100 metrów od naszych domów i które zatruwa nam życie - dodaje.
Jak przekonuje, mieszkają w niewyobrażalnym fetorze, wśród roju much, karaluchów i szczurów. W ubiegłym roku składowisko zostało zamknięte, ale śmieci pozostały. Na dodatek jesienią częściowo spłonęły i odór jest jeszcze większy, niż był.
Starosta olkuski, który wydał zezwolenie na prowadzenie działalności związanej z odpadami, rozpoczął tzw. wykonanie zastępcze. Jednak nie udało się usunąć wszystkich odpadów. A ich właściciele nadal nie poczuwają się do obowiązku uprzątnięcia reszty terenu.
Wczoraj starosta olkuski Paweł Piasny nie pojawił się na proteście.
Za to z mieszkańcami spotkał się i rozmawiał Norbert Bień, wójt gminy Klucze. Tłumaczył protestującym, że nie ma on takiej mocy sprawczej, by śmieci zniknęły. Jednak, jak obiecywał, poprze każdą legalną formę protestu, która zwraca uwagę na problem i opieszałość organu, w którego gestii leży usunięcie odpadów, czyli starostwa. Starostwo jednak zwyczajnie nie ma na to pieniędzy.
- To nie jest protest wymierzony w konkretne osoby - grzmiał przez megafon Sebastian Sierka, współorganizator protestu. - Protestujemy, by zwrócić uwagę na to, że odpady nadal są i zagrażają zdrowiu mieszkańców - dodał.
Ludzie z Klucz-Osady zamierzają protestować do skutku.
- Potrwa to, dopóki sprawy nie zakończymy - przekonuje Adrian Milczarek. - Jeszcze w maju planujemy powtórkę - dodaje.

Pożar fabryk w Janikowie. Ludzie zostali bez pracy
WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie?
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto