Kazimierz Liszka z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Krakowie potwierdza, że ruszyła procedura ukarania firmy. - W tej chwili analizujemy wyniki pomiarów na każdym z tzw. emitorów - miejsc, gdzie dochodzi do emisji zanieczyszczeń, np. kominów czy konwertorów - wyjaśnia. - Zbieramy informacje o tym, ile godzin w ciągu roku trwały i jak wysokie były zanieczyszczenia. Na tej podstawie wyliczana jest wysokość kar.
O możliwych karach dla huty w związku z tzw. sytuacjami awaryjnymi, których w 2015 r. było kilkanaście, mówiło się od dawna. Do atmosfery dostało się wtedy łącznie 5 ton pyłów, gaz surowy i gaz koksowniczy. Z raportu WIOŚ wynikało, że emisje mogły mieć wpływ na zanieczyszczenie środowiska wokół zakładu.
Teraz inspektorom udało się już zebrać dane z wielkiego pieca, który w zeszłym roku był jeszcze przed remontem. Wysokość kary wyniesie w tym przypadku 40 tys. zł. - Na razie trudno podać łączną kwotę. Wiemy o kilku emitorach, gdzie normy były przekroczone, co nie znaczy, że za każdy kombinat zapłaci tyle samo - mówi Kazimierz Liszka. - Może będzie to kilkaset tysięcy złotych, ale może się zdarzyć, że dużo mniej. Szacowanie na zasadzie mnożenia jest na wyrost - dodaje. Całość uda się podsumować prawdopodobnie na początku 2017 roku.
Andrzej Guła, prezes Krakowskiego Alarmu Smogowego nie kryje satysfakcji. - To niedopuszczalne, żeby w mieście, które uchodzi za jedno z najbardziej zanieczyszczonych w Europie, takie zdarzenia awaryjne miały miejsce i uchodziły bezkarnie - mówi. Liczy na to, że sankcje podziałają na hutę mobilizująco.
WIOŚ poinformował GK, że Arcelor Mittal dostaje na bieżąco informacje o ustaleniach w sprawie wyliczeń i ewentualnych kar. Nie potwierdza tego jednak Sylwia Winiarek, rzecznik zakładu.
- O wysokości kar dowiadujemy sie z mediów - mówi Winiarek. - Ze strony inspektoratu nie otrzymaliśmy żadnej informacji w tej sprawie. Przedstawimy nasze stanowisko, jak tylko informacja do nas dotrze - dodaje.