Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moda to jego pasja. 'Żuraw' otwiera butik [ZDJĘCIA]

Przemysław Franczak, Łukasz Madej
'Żuraw, Żuraw, władca muraw!' - skandowali jeszcze niedawno kibice, tymczasem były piłkarz Wisły Kraków i reprezentacji Polski staje się teraz władcą modowych wybiegów. Został twarzą i współwłaścicielem marki 'Polygon'. Wkrótce otworzy w Krakowie pierwszy w Polsce butik z ubraniami tej firmy. Z Maciejem Żurawskim rozmawiają o modzie - Przemysław Franczak i Łukasz Madej

Teraz częściej ogląda Pan mecze czy może pokazy mody?
[śmiech] Coraz częściej pokazy. Ale meczów też nie odpuszczam, bo jednak moja praca cały czas się z tym wiąże. W Wiśle jestem skautem, szukam utalentowanych zawodników, więc po prostu będę musiał pogodzić obie te rzeczy.

Dlaczego wszedł Pan do świata mody?
Po zakończeniu kariery trzeba odnaleźć swoje miejsce. Piłkarze z reguły zostają przy sporcie albo idą w biznes, nieruchomości, budowlankę. Ale ja szukałem czegoś, co byłoby związane z moimi pozapiłkarskimi pasjami. A zawsze interesowałem się modą i motoryzacją.

Czemu więc butik i udziały w firmie projektującej ubrania, a nie salon motocyklowy?
Bo w życiu czasami pojawiają się nieoczekiwane propozycje. Z "Polygonem" to była jedna z tych sytuacji, która zaczyna się dziać zupełnie przypadkowo. Nagle powstał cały łańcuch zdarzeń i sam jeszcze trochę nie wierzę, że moje życie potoczyło się akurat w tę stronę.

Wszystko zaczęło się…
…na pokazie w jednym z butików na Kazimierzu. Był tam m.in. mój obecny wspólnik, Wojtek Onak. Ktoś nas z sobą poznał, zamieniliśmy kilka słów. Po kilku dniach zadzwoniła do mnie menedżerka sklepu i spytała w imieniu Wojtka, czy nie chciałbym wziąć udziału w filmie promocyjnym jego nowej kolekcji, bo moja osoba go zaciekawiła i pasowałbym mu do koncepcji.

Reklamówka jest dość nietypowa. Lektor czyta wiersz Wojaczka.
No właśnie, to bardziej taki artystyczny film niż reklamówka. Zgodziłem się wystąpić, bo po pierwsze było to związane z modą, czyli czymś co zawsze mnie kręciło, a po drugie - czułem, że w pozowaniu i robieniu tego filmu będzie mnóstwo zabawy. I tak było.

Model Żurawski dużo kosztuje?
Nie było tu żadnego finansowego aspektu. Zrobiłem to z ciekawości. I tak to się zaczęło. Wkrótce potem ktoś napisał, że jestem twarzą "Polygonu", a to wtedy była nieprawda. Wojtek i ja nie byliśmy z tego powodu zadowoleni. Ale usiedliśmy, porozmawialiśmy i uznaliśmy, że to wcale nie jest taki zły pomysł. No i tak zostałem twarzą marki. Po kolejnym miesiącu znowu rozszerzyliśmy pole współpracy - Wojtek zaproponował otwarcie butiku w Krakowie. Aż wreszcie zrobiliśmy ostatni krok i zostałem współwłaścicielem firmy. W ten sposób dość niespodziewanie sytuacja pociągnęła mnie w kierunku moich zainteresowań, czegoś, co może być fajne i w czym dobrze się czuję.

To taka trochę rewolucja w Pańskim życiu?
Zupełnie nowy rozdział. Po zakończeniu kariery, piłkarzom z reguły ciężko jest odnaleźć się w takim normalnym życiu. Człowiek zaczyna się zastanawiać, co dalej. Ja też zacząłem, ale teraz cieszę się z obrotu spraw. Mam nadzieję, że będziemy ciągnąć tę firmę w górę. "Polygon" nie ma jeszcze ugruntowanej pozycji, ale to nie jest nowa marka, słychać o niej. Przeszła już z powodzeniem kilka pokazów. Szczególnie za granicą, w Anglii, Hiszpanii.

Szyć Pan umie?
[śmiech] Tak, guzik mogę sobie przyszyć.

Ale siada Pan czasem ze szkicownikiem i wymyśla kreacje?
Nie, skąd. Od samego interesowania się modą do projektowania droga jest daleka. Nie znam się na tym, nigdy nie próbowałem tego robić. Nie jestem typem faceta, który powie: "O, popatrzcie jaki ze mnie kozak, zaraz zostanę projektantem". Dyrektorem artystycznym jest Wojtek, on odpowiada za projekty i kolekcje. Ja natomiast będę próbował go wspierać jakimiś opiniami bądź sugestiami.

Powstanie kolekcja "Maciej Żurawski"?
Są takie plany, ale raczej dalsze niż bliższe. Na razie skupiamy się na najbliższym pokazie, który odbędzie się na Fashion Week w Łodzi. To będzie pierwsza kolekcja damska "Polygonu".

Pan też będzie chodził po wybiegach?
Na razie nie, ale nie wykluczamy tego.

Przyszłość w tym zawodzie Pan chyba ma. Jeden film i już jest Pan najbardziej rozpoznawalnym polskim modelem.
[śmiech] To dla mnie tylko zabawa.

Nie jest Pan zaskoczony tym, że nazwisko "Żurawski" ciągle ma taki marketingowy potencjał? Wystarczyła informacja, że angażuje się Pan w modowy biznes i od razu o waszej firmie usłyszała cała Polska.
Podejrzewam, że zadziałał mechanizm nowości. Piłkarz plus moda - to brzmi intrygująco. No i ludzie jeszcze chyba o mnie nie zapomnieli.

Wkracza Pan teraz trochę do celebryckiego świata.
Zawsze byłem daleki od tego, żeby zostać celebrytą. W ogóle nie lubię tego określenia i nawet będąc na topie stroniłem od pokazywania się w kolorowych gazetach. Zdaję sobie sprawę, że przy okazji tego przedsięwzięcia może mnie czekać więcej takich medialnych obowiązków, ale nie mam parcia na szkło.

Pańska mama opowiadała, że od małego lubił się Pan przebierać kilka razy dziennie.
To prawda. Miałem na tym punkcie nie po kolei w głowie. Do dziś ogromnie lubię chodzić po sklepach i przeglądać ubrania. Dla mnie w ogóle to nie jest męczące, chociaż wiem, że dla wielu mężczyzn jest. A ja nie mam problemu z tym, żeby spędzić w sklepach trzy czy cztery godziny.

Po porażkach chodził Pan na zakupy, żeby poprawić sobie humor?
Aż tak, to nie.

Na ciuchy wydawał, wydaje Pan fortunę?
No, w tej chwili to może trochę mniej. Teraz tylko wyciągam rzeczy z szafy [śmiech]. Ale był moment, że w sklepach zostawiałem sporo pieniędzy.

Pamięta Pan szatnię Wisły sprzed dziesięciu lat? Mamy wrażenie, że to wtedy zaczął się w Polsce lans na ekstrawaganckie stroje u piłkarzy. Kamil Kosowski chodził nawet w szkockiej spódnicy w kratę.
Racja, on lubił zaszokować. Ale to było fajne. Podobało mi się.

Skąd to się brało? Z młodzieńczej fantazji połączonej z grubym portfelem?
Piłkarze to specyficzna grupa, po prostu lubią się wyróżniać. Choć nie zawsze ubierają się ze smakiem. Na pewno jednak na ulicy zawsze można ich rozpoznać po stroju. Wspomnieliście o Wiśle sprzed 10 lat. Wtedy sporo podpatrywałem, jak ubierają się piłkarze na Zachodzie. Śledziłem trendy, styl kolegów z zagranicznych klubów, z którymi spotykałem się na zgrupowaniach reprezentacji. Przyjeżdżali czasem w odjechanych rzeczach, które dla nas, zawodników z Polski, były jakąś inspiracją. Człowiek potem zastanawiał się: no, kupiłbym sobie takie buty. Tylko gdzie, w Polsce nie ma. Trzeba było kombinować.

Jacek Bąk opowiadał, że kiedyś dla siebie i Pana kupował w Mediolanie buty projektu Yohji Yamamoto. Wyprodukowano takich zaledwie 50 par.
To prawda, do dzisiaj mam te buty. Kiedyś często je nosiłem, ale teraz chyba nie wyszedłbym w nich na ulicę. Były stylizowane na obuwie piłkarskie, z wymalowanymi różnymi zwierzętami. Każda para miała inny wzór. Moje są z tygrysem. Już nie pamiętam, ile kosztowały.

Zasady ubierania się Pan zna?
Nie znam. Ubieram się intuicyjnie. Moi ulubieni projektanci to Galliano, którego szalone kolekcje bardzo mi się podobają i Philipp Plein z jego rockowym stylem. Wyznaję tylko zasadę, żeby nie przesadzić. Rzadko bo rzadko, ale zdarza się, że zanim wyjdę z domu, przebiorę się sześć razy, bo coś mi nie pasuje.

Najdziwniejsza rzecz, w jakiej wyszedł Pan na ulicę?
Kiedyś miałem taką marynarkę w zebrę, z włosia. To był chyba w ogóle cały garnitur. Lekki obciach [śmiech].

Koledzy w szatni mieli używanie?
Wtedy jeszcze nie grałem w Wiśle, gdzie na temat strojów szła ostra szyderka. Kiedyś Maciej Stolarczyk przyszedł w dziwnym, czarnym płaszczu, wyglądał jak ksiądz. Następnego dnia miał przy szafce konfesjonał zrobiony z tektury.

Jak na tle świata wygląda polska ulica? Szaro?
Nie ubieramy się jakoś barwnie. W porównaniu z Londynem, to… Szkoda mówić. Tam niektórzy tak się noszą, że w życiu bym nie powiedział, że tak można się ubrać. To fajne, inspirujące. Zwłaszcza że nikt na nikogo krzywo nie spojrzy. A u nas jak odstajesz od normy, to spotykasz się z głupimi spojrzeniami. Mam nadzieję, że nasze ubrania ubarwią trochę polską ulicę.

Kiedy otwarcie?
Na dniach, na początku listopada. Sklep będzie na Małym Rynku. Chcieliśmy mieć dobre miejsce, ale też nieduży lokal. Zaczynamy ostrożnie. Ten biznes nie jest łatwy.

Piłkarze będą stałymi klientami Waszego sklepu?
Chciałbym.

Może Pan podrzucać kolegom katalogi do szatni.
Każdy ma swój styl. Nie ma pewności, do kogo przemówimy.

A do kogo chcecie przemawiać?
Liczymy na klientów w przedziale 25-35 lat. To będą rzeczy do noszenia na co dzień, ale też bardziej eleganckie.

Jest w Wiśle piłkarz, który nadawałby się na twarz "Polygonu"?
Hmm, myślę, że Czarek Wilk ma ciekawą twarz. Ma to coś.

Co będzie Pana głównym zajęciem? Praca w Wiśle, w modzie?
Będę to łączył, bez problemu. Tym bardziej że w sklepie nie będę stał i sprzedawał. Nawet będę w oldbojach grał.

Niezła sylwetka jest cały czas.
Modela [śmiech].

A Pan już się czuje oldbojem?
Ani trochę, ale kurczę, fajnie by było jeszcze pograć nawet w tej kategorii wiekowej. Do zawodowej piłki już raczej nie wrócę, choć niedawno pomyślałem, że gdybym wziął się do treningów, to czemu nie? Ale to raczej nierealne, bo jestem już zafiksowany w innych kierunkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska