Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mój przyjaciel szczur

Marek Lubaś-Harny
Sabina Galganek (na okładce), lekarz weterynarii,  jedna z nielicznych w Krakowie szczurzych doktorów, ze swoim ulubieńcem, który szybko zaprzyjaźnił się z naszym fotoreporterem
Sabina Galganek (na okładce), lekarz weterynarii, jedna z nielicznych w Krakowie szczurzych doktorów, ze swoim ulubieńcem, który szybko zaprzyjaźnił się z naszym fotoreporterem Wojciech Matusik
Kochamy zwierzęta. Oburzamy się, kiedy ktoś robi krzywdę pieskom i kotkom. Zimą przymarznięty do lodu na Wiśle łabędź wywołuje falę oburzenia na władze miasta, tylko szczury mają pecha. Szczurów nie kocha prawie nikt. Budzą obrzydzenie i lęk. No i, na swoje nieszczęście, bardzo lubią obgryzać izolację z przewodów elektrycznych.

Żyją jednak wśród nas ludzie wtajemniczeni, którzy wiedzą, że szczury są bardzo inteligentne, dają się tresować i potrafią przywiązać się do człowieka nie gorzej niż pies. Kim są miłośnicy szczurów i dlaczego zakochali się w powszechnie znienawidzonych gryzoniach?

Święta wojna
- Nie ukrywajmy, mamy głęboko zakorzeniony stereotyp szczura jako zwierzęcia brudnego i niebezpiecznego, które żyje w śmietnikach i przenosi dżumę - mówi Sabina Galganek, lekarz weterynarii, jedna z nielicznych jeszcze w Krakowie szczurzych doktorów. - Choć w rzeczywistości są czyste i w mojej praktyce nie spotkałam się jeszcze z przypadkiem zarażenia się od szczura jakąkolwiek chorobą, to ludzie wciąż o to pytają.

Może właśnie ów stereotyp sprawia, że te same panie, które ronią łzy nad ptaszkiem, który padł na Plantach, bo przyszła jego pora, doroczną akcję deratyzacji przyjmują z mściwą satysfakcją i pierwsze byłyby za tym, żeby wszystkie te ohydne ogony wytruć raz na zawsze.
Wkrótce znów będzie okazja, bo w Krakowie kampanię taką przeprowadza się dwa razy w roku, na jesieni i wiosną. Najbliższa zacznie się 20 marca, a Urząd Miasta Krakowa już przypomniał surowo wszystkim właścicielom posesji, że walka z gryzoniami jest ich obowiązkiem. W niektórych mediach znów pojawią się tytuły utrzymane w tonie militarnym, usłyszymy, że "Kraków wypowiada szczurom wojnę".

Czy jednak te regularne kampanie są rzeczywiście skuteczne?
Na youtube można znaleźć wypowiedź, jakiej pan Andrzej Dąbrowski z krakowskiego Kazimierza udzielił reporterce portalu społecznościowego MM Moje Miasto Kraków. Pan Dąbrowski przywykł już do obecności szczurów w tej dzielnicy, bo jako mieszkaniec kamienicy przy ulicy Krakowskiej ma z nimi do czynienia niemal na co dzień, zjadły mu nawet przewody elektryczne w samochodzie.

- Są bezczelne, chodzą tabunami, w każdej piwnicy są… - mówi.
Przyznaje, że właściciele kamienic starają się walczyć ze szczurzą plagą. Jednak co do efektów jest sceptyczny:
- Nie wierzę w to, żeby jakiekolwiek trucizny… To znaczy, to da efekt, ale tylko na krótki okres. To są tak inteligentne zwierzęta, że wysyłają przewodnika na zwiady i jeśli on zginie, albo da sygnał, że jest zagrożenie, reszta się wycofuje. Nie ma szans, żeby wytępić szczury w Krakowie.
Historyczny wróg
Za niehumanitarne traktowanie zwierząt rzeźnych można już nawet trafić do więzienia, a na pewno zapłacić sporą grzywnę. Szczury likwiduje się wciąż w sposób daleki od humanitaryzmu. Można powiedzieć, że same są temu winne. Właśnie dlatego, że zachowują się… zbyt inteligentnie.
Sabina Galganek potwierdza ten pogląd.

- Stosowanie przeciw szczurom szybko działających trucizn byłoby nieskuteczne - tłumaczy. - Jeśli jeden ze szczurów padnie po zjedzeniu jakiegoś pokarmu, pozostałe już go nie tkną. Dlatego najbardziej rozpowszechnionym składnikiem trutek typu rat killer czy podobnych, jest warfaryna, albo inna substancja blokująca działanie witaminy K, co powoduje obniżenie krzepliwości krwi. Działanie objawia się dopiero po dwóch, trzech dniach. Zwierzę powoli wykrwawia się do jamy brzusznej. To śmierć powolna i bolesna, szczur czuje, że ginie.

Można powiedzieć, że i tak jest to jakiś postęp w stosunku do stosowanej wcześniej strychniny, która powodowała śmierć w męczarniach. Dla szczurów to zapewne średnia pociecha. Jednak w Europie ten mądry gryzoń cieszy się od kilku stuleci tak złą sławą, że zapewne długo jeszcze nie będzie mógł liczyć na taką tolerancję, jaką cieszą się choćby miejskie gołębie.

Ta niechęć ma oczywiście swoje racjonalne powody. W okresach głodu, kiedy każda garść zboża dla rodziny biedaków była sprawą życia lub śmierci, walka z żarłocznymi gryzoniami była po prostu walką o przeżycie. Dziś już oczywiście nie konkurujemy ze szczurami o pożywienie, a wprost przeciwnie, wyrzucamy do śmieci takie ilości jedzenia, że sami po prostu zapraszamy je do odwiedzin na naszych podwórkach.

Najgorszą sławę zyskały jednak szczury jako sprawcy wielkich pomorów, głównie epidemii dżumy w wiekach XVII i XVII, w tym Wielkiej Zarazy Londyńskiej. Wizerunek ten utrwaliła w kulturze europejskiej słynna powieść Alberta Camusa "Dżuma".
Przełamać obrzydzenie
- Dziś takiego zagrożenia nie ma - mówi Sabina Galganek. - Co nie zmienia faktu, że dzikie szczury są szkodnikami i trudno oczekiwać, aby zaprzestano ich tępienia. Ale obserwuję, że coraz więcej ludzi zmienia swoje wyobrażenie o nich.

Musimy przecież przyznać, że szczurze plemię ma też drugie oblicze, a przysługi oddane przez ten gatunek rodzajowi ludzkiemu trudno przecenić. Od początku XIX wieku zaczęto szczury hodować jako zwierzęta laboratoryjne, wykorzystując do tego celu głównie osobniki albinotyczne, stąd szczury "pożyteczne" kojarzą się nam z białym kolorem i czasem są uważane wręcz za gatunek odmienny od swych dzikich krewniaków.

Prawda jest jednak taka, że szczur to szczur i powinniśmy czuć przynajmniej wdzięczność dla tych tysięcy, jeśli nie milionów osobników, które oddały życie "w służbie nauki". I oddają je zresztą do dzisiaj, a ich krótka ziemska egzystencja też nie jest zazwyczaj do pozazdroszczenia.

- Są wśród nich na przykład szczury, o których my mówimy, że to zwierzęta znokautowane - opowiada Sabina Galganek. - Zmienia im się celowo geny, aby były podatniejsze na określoną chorobę. W ten sposób uzyskuje się pożądaną liczbę osobników, potrzebnych do testowania określonego leku.
Takie praktyki coraz częściej spotykają się jednak z potępieniem, gdyż w ostatnich latach także w Polsce coraz szybciej rośnie liczba szczurzych fanów.

Ludzie obcujący ze zwierzętami eksperymentalnymi szybko odkryli, że szczur może być nie tylko pożyteczny, ale również całkiem sympatyczny. Pojawiły się nowe rasy, wyhodowane już specjalnie jako zwierzęta towarzyszące ludziom.
Zaprzyjaźnienie się ze szczurem wymaga, oczywiście, przełamania bariery.

- Kiedyś nie wyobrażałam sobie, że mogłabym mieć w domu szczury - mówi Sylwia Heine, technik weterynarii. - Po prostu brzydziłam się ogona, jak chyba większość ludzi. Można powiedzieć, że przekonał mnie do nich mąż. Chciałam mieć w domu jakieś małe zwierzątko, ale on nie godził się na chomika czy morską świnkę. Powiedział, że jeśli już, to tylko szczur, bo szczury są inteligentne. No i kiedy tylko pojawiła się pierwsza samica, przekonałam się, że wcale nie jest obrzydliwa. Przeciwnie. Dziś, dla odmiany, nie wyobrażam sobie domu bez szczurów.
Kieszonkowe pieski
- Z charakteru szczury są bardzo podobne do psów - uważa Sylwia Heine. - Kiedy wracam do domu, biegną się przywitać, każdy reaguje na swoje imię, rozpoznają właściciela, lubią być przez niego głaskane.
Co wcale nie znaczy, że każdy, komu brakuje w mieszkaniu miejsca dla psa, powinien sobie sprawić szczura.

- Kiedy się bierze jakiegokolwiek gryzonia, trzeba to najpierw dobrze przemyśleć - ostrzega Sabina Galganek. - Szczury bywają szczególnie trudnymi towarzyszami życia. Musimy być przygotowani na to, że nam wykopią kwiatki z doniczek, zrobią porządki w szafie, ze szczególnym upodobaniem tnąc nasze najlepsze buty, zlikwidują zasłony. A przede wszystkim ogryzą wszystkie kable, nawet te pod napięciem. To nie ich wina, po prostu izolacja jest dla nich słodka. Ale kiedy już to wszystko zaakceptujemy, możemy mieć z naszych szczurków naprawdę wiele radości.

Coś w tym musi być, skoro fala szczuromanii wyraźnie wzbiera, o czym można się przekonać choćby wpisując słowo "szczury" do dowolnej wyszukiwarki internetowej. Szczurzych portali i forów jest mnogość. Istnieje nawet Stowarzyszenie Przyjaciół Szczurów, którego celem statutowym jest "działanie na rzecz humanitarnego traktowania szczurów hodowlanych".

- Jeden z kolegów weterynarzy jest zdania, że coraz większa liczba szczurów w domach świadczy o tym, że społeczeństwo się bogaci - mówi Sabina Galganek. - Sam szczur nie kosztuje wiele, często można za darmo adoptować zwierzę z laboratorium. Jednak później właściciele wydają na swoje ogony naprawdę niemałe pieniądze. W tym także na opiekę weterynaryjną, bo szczury hodowlane są mniej odporne od dzikich, dość często chorują. Najczęściej mają skłonności do nowotworów gruczołu mlekowego i zapaleń płuc - to dwie najbardziej typowe choroby.

Fanów to wcale nie odstrasza, a czasem nawet wprost przeciwnie. Specjalnie biorą z laboratoriów i hodowli zwierzęta chore, albo po doświadczeniach, aby ocalić je przed uśpieniem.
- Sama miałam szczurka, który po eksperymencie miał zmienioną psychikę. Do samego końca bał się ludzi, nie zaakceptował nas, uciekał albo gryzł - opowiada Sylwia Heine. - A wzięłam go, bo był taki biedny, nikt go nie chciał, właśnie ze względu na tę jego agresję.
Szczur - symbol buntu
Większością szczurzych fanów kierują względy, które można by określić jako humanitarno-sentymentalne. Zupełnie innymi natomiast kierował się dziennikarz Łukasz Grzymalski, od kilku lat także hodowca i wielki zwolennik szczurów.

- Muszę przyznać, że ja też zaszczurzyłem się za sprawą kobiety, bo moja Ewa od dzieciństwa kochała las, zwierzątka i tak dalej. No i kiedyś dzieci z Nowej Huty przyniosły na przechowanie szczurzycę, później nikt się po nią nie zgłosił i już u nas została, dając początek hodowli. Ale, niezależnie od tego, szczura chciałem mieć już wcześniej, bo szczur jest antysystemowy, buntowniczy, kojarzy się z kulturą punk, z którą ja też sympatyzowałem. Kiedyś pisałem reportaż o punkowcach żyjących w skłocie w Krakowie. Oprócz gadżetów w rodzaju ćwieków i łańcuchów, ten szczur był obowiązkowym rekwizytem.

Można więc powiedzieć, że miałem subkulturową potrzebę szczura. Nie jestem pod tym względem wyjątkiem. Robię teraz film o przywódcy anarchistycznego Ludowego Frontu Wyzwolenia z Gdańska i on mówi, że jego totemowym zwierzęciem nie jest wilk czy lew, ale szczur, bo to zwierzę partyzanckie.
W domu jednak Grzymalski trzyma szczury hodowlane, oswojone od pokoleń.

- Miałem wprawdzie kiedyś szczura dzikiego, złapanego do szczurołapki, ale efekty nie były najlepsze - przyznaje. - Ja chciałem go po prostu wypuścić, ale Ewa postanowiła, że go oswoimy, skrzyżujemy z naszymi samiczkami i będziemy mieli szczurki oswojone, a równocześnie odporniejsze. Niestety, żadne z jego dwadzieściorga dzieci nie było miłe dla człowieka. Wszyscy, którzy je wzięli, narzekali potem, że gryzą, nie dają się oswoić. Mimo wszystko, jeśli chodzi o mój stosunek do deratyzacji, to nie mogę sobie z tym poradzić.

Boleję nad tym, że jako członek wspólnoty mieszkaniowej głosuję za eksterminacją szczurów. Z drugiej strony, gdybyśmy zaniechali tych akcji, straty byłyby ogromne. Zupełnie nie umiem się zdecydować, co ludzkość powinna z tym zrobić.
- Ja widzę wyjście, ale chyba w naszych warunkach nierealne - wzdycha Sylwia Heine. - Gdybyśmy przestali wyrzucać odpadki byle gdzie, a pojemniki na śmieci szczelnie zamykali, dzikie szczury same by się wyniosły.

- Żadna populacja nie mnoży się w nieskończoność, zawsze w końcu ustala się równowaga na poziomie zależnym od ilości dostępnego pożywienia - potakuje Sabina Galganek.
No tak, ale zawsze łatwiej wyłożyć trutkę niż utrzymywać czystość.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska