Tak w ogóle to jest czarny bez, wyjątkowo stary i wyrośnięty do tego stopnia, że podzielił ogród na dwa pokoje. Wydałbym tysiące, co ich nie mam, w sklepie ogrodniczym, a tak ładnie bym nie wymyślił. Teraz jest tajemniczo, dyskretnie.
To akurat taki przypadek, że gdy się coś rozdziela, nie planowanie, to wychodzi na dobre. Taki podział majątku bez dopłat i pretensji. No i teraz już sami nie wiemy, czy się u tych strażaków przypominać, czy nie. Czy jeśli wręcz do nich zadzwonimy, że już nic, że dziękujemy, to się tylko w czerwone hełmy popukają i machną bosakiem, czy raczej przyjadą i będą na wycięcie nalegać w ramach procedur bezpieczeństwa.
To by było w sumie źle, bo zapomniałem dodać, że ten bez zwalił się zaraz obok krzaka dzikiej róży i się z tego zrobiła instalacja jak z limbą Kasprowicza, tyle że zamiast turni śliskiej, jest mur ceglasty sąsiada, zamiast „kosodrzewiny wężowiska”, trawnik koszony nieregularnie. „Do ścian się (róża) tuli jakby we śnie”, a obok bez mój toczą pleśnie, bez mój, zwalony tchnieniem burzy.
Duch ten sam, co na skalnym Podhalu, symbolika uniwersalna, mimo że zamiast w Tatrach, człowiek się w Krakowie kisi, nie na żadnej bliżej-boskiej hali, tylko na drobno-miejskim, w zasadzie, podwórku.