Adam Grzanka, jak sam przyznaje, nie urodził się z łyżwami na nogach. Ewolucje hokejowe zaczął wykonywać dopiero koło czterdziestych urodzin i – jak mówi – zawziął się, a to lodowisko „przygarnęło go”.
- To jest zmuszanie ciała do zachowań wbrew fizyce. Proces nauki jeżdżenia na łyżwach wygląda jak instalowanie zepsutych sterowników w mózgu i to mnie wkręciło – mówi.
Od kilku lat można go obserwować na lodowisku jako zawodnika drużyny artystów polskich.
- Moją ukochaną pozycją jest obrońca. To taki człowiek, który sam nie strzeli, ale innym ma nie dać – tłumaczy. - Naszą misją jest wspieranie osób potrzebujących, prowadzimy zbiórki charytatywne i po to gramy mecze, ale staramy się w ten sposób także propagować hokej, bo jest to kompletnie zmarginalizowana w naszym kraju dyscyplina sportowa.
Czy krążek może wylecieć nad bandy? I czemu na lodowisku stwierdzenie „cofać się do tyłu” nie musi być pleonazmem? A także, dlaczego na lodowisku czuł się jak szeregowiec Ryan? Posłuchajcie Adama Grzanki.
Choć lodowisko to jego miłość i drugi dom (bywa, że i biuro) nie samym jeżdżeniem na łyżwach żyje słynny stand-uper. Nam zdradza, że kabaretowej przeszłości nie zamknął na klucz i być może będziemy mieli okazję jeszcze zobaczyć go w takim charakterze.