Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moskal: Nasza gra idzie w dobrym kierunku

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Kazimierz Moskal: Nawet jeśli wygralibyśmy jeden mecz więcej, to niedosyt i tak by pozostał.
Kazimierz Moskal: Nawet jeśli wygralibyśmy jeden mecz więcej, to niedosyt i tak by pozostał. fot. Andrzej Banaś
- Wisła zawsze będzie Wisłą i bez względu na sytuację w klubie, będzie się oczekiwało gry o najwyższe cele - mówi trener Kazimierz Moskal.

Bartosz Karcz: Niedosyt - czy tym słowem można najlepiej podsumować dokonania Wisły Kraków w pierwszej rundzie sezonu zasadniczego?
Kazimierz Moskal: Jeśli popatrzymy na nasz dorobek punktowy, to na pewno jest to dobre słowo. Przynajmniej u siebie w kilku meczach powinniśmy byli wygrać. Graliśmy dobre mecze, a jednak nie potrafiliśmy zwyciężać. Przez to brakuje nam punktów.

Remisy były waszym przekleństwem. Wystarczyło z pięciu, zremisowanych na własnym boisku meczów wygrać jeden i bylibyście nie na szóstym, a na trzecim miejscu w tabeli.
Nawet jeśli wygralibyśmy jeden mecz więcej, to niedosyt i tak by pozostał. Jeśli popatrzeć na naszą grę w tych meczach, to trudno było mieć o coś większe pretensje. Oczywiście poza skutecznością. Remisowe mecze powinny zakończyć się naszymi zwycięstwami, ale jest też kilka innych zespołów w lidze, które często remisowały, a jednak wszyscy oceniają je bardzo pozytywnie. Nas natomiast za to się krytykuje. To pokazuje, że Wisła zawsze będzie Wisłą i bez względu na sytuację w klubie, będzie się oczekiwało gry o najwyższe cele.

Ma Pan na myśli np. Pogoń Szczecin, która tak jak wy ma osiem remisów na koncie?
Dokładnie tak. Pierwszy zespół, który przychodzi mi na myśl, to właśnie Pogoń. Nawet nie ma co już wspominać o tym, że choć w tabeli mamy 22 punkty, to na boisku zdobyliśmy 23. Gdyby nie ten minusowy punkt, bylibyśmy nie na szóstym, a na czwartym miejscu. Tego wątku nie ma co jednak nadmierne eksponować, bo wiedzieliśmy jaka jest sytuacja. Nie ma co też eksponować wątku sędziowania, choć w kilku meczach byliśmy krzywdzeni.

Często zarzucano Wiśle brak skuteczności. Paradoks polega jednak na tym, że pod względem strzelonych goli jesteście trzecim zespołem w lidze. Może zatem większym problemem był brak regularności?
Nie przywiązuję większej wagi do statystyk, ale jeśli już na nie spojrzymy, to wynika z nich, że jesteśmy drużyną, która jest w czołówce zarówno jeśli chodzi o bramki strzelone, jak i o najmniejszą liczbę straconych. To pokazuje, że nasza gra idzie w dobrym kierunku. Brakowało nam jednak regularności jeśli chodzi o strzelanie bramek, ale też jeśli chodzi o wygrywanie meczów seriami.

Z czego to wynika, bo jeśli popatrzeć na mecze z Koroną, Termaliką czy Ruchem, to wystarczyło strzelić jedną bramkę, i ocena tych spotkań byłaby inna.
Jestem przekonany, że ocena naszej gry w tych meczach byłaby diametralnie różna, gdybyśmy wygrali je nawet po 1:0. Z czego wynika ten brak skuteczności w tych meczach? Trudne pytanie, bo wszystkiego nie da się zwalać na brak szczęścia czy błędne decyzje sędziów. Trzeba też szukać przyczyn u siebie, a myślę, że brakowało nam w decydujących momentach zwykłej pazerności pod bramką rywala. Co do sposobu gry trudno jednak chyba mieć zastrzeżenia, skoro dominowaliśmy w tych meczach zdecydowanie i skoro stworzyliśmy sobie wiele okazji, żeby tę przewagę udokumentować bramkami. Brakowało nam też chyba trochę rywalizacji w zespole. Jeśli ona jest, to automatycznie zmusza piłkarzy do lepszej gry.

Jeśli szukać plusów w grze Wisły w tej rundzie, to zaliczyłby Pan do nich fakt, że w większości meczów to jednak wy kontrolowaliście grę, nawet jeśli ostatecznie nie udawało się wygrać?
Zdecydowanie tak. To że prowadzimy grę, że stwarzamy sytuacje, pokazuje, że jesteśmy na słusznej drodze. Proszę też zwrócić uwagę, że w meczach, które remisowaliśmy po 0:0, nie pozwalaliśmy przeciwnikom za wiele ugrać z przodu.

Przed wami jeszcze sześć meczów. Można jeszcze poprawić miejsce w tabeli w tym roku?
Zawodnicy mają świadomość tego, że stać nas na lepszą pozycję w tabeli. Te mecze, które zostały, to dobry moment, żeby trochę punktów narobić.

W lecie do Wisły przyszło pięciu piłkarzy. Zgodzi się Pan z opinią, że najlepiej do drużyny wprowadzili się Radosław Cierzniak i Krzysztof Mączyński?To są zawodnicy podstawowi, którzy grają i stanowią wartość dodaną tej drużyny. Poczekałbym jednak z oceną pozostałych graczy, którzy przyszli do Wisły w lecie, bo jeszcze może przyjść moment, że będą grać w podstawowym składzie.

Dłużej na dobrą grę kazał czekać Denis Popović, którego początki w Wiśle nie były najlepsze, ale jednak z czasem jego wkład w grę drużyny był coraz większy.
Cieszy mnie, że on poprzez pracę na treningach udowadniał, że zasługuje na szansę. W ostatnich meczach pokazywał się z dobrej strony. Cały czas był „pod grą”. Potrafi utrzymać się przy piłce, ale też potrafi bronić.

A to, że ta jego adaptacja trochę trwała wynikało z trudności w przestawieniu się z wymogów I ligi i na ekstraklasę?
Też. Wiele zależy również od charakteru zawodnika. Ja w takich sytuacjach lubię podawać przykład Maćka Żurawskiego, który po przyjściu z Lecha do Wisły przez rok nie potrafił się odnaleźć. Z Popoviciem jest podobnie.

Jest Pan przekonany, że wkład w grę Wisły Rafaela Crivellaro i Tomasza Cywki ciągle może być większy?
Nie przekreślałbym tych zawodników. Tomkowi nic nie mogę zarzucić jeśli chodzi o podejście do pracy. Może nie robił jeszcze różnicy na boisku, ale wierzę, że może być naszym solidnym punktem. To samo dotyczy „Rafy”. Dla niego to jest trudny moment, bo jest w nowym kraju. Z nim jednak i tak jest lepszy kontakt niż nie tak dawno z Barrientosem. Rafel sprowadził rodzinę, aklimatyzuje się i myślę, że jeszcze trochę czasu potrzebuje, żeby pokazać pełnię swoich możliwości. Ale on je ma.

Jest jakiś piłkarz, który szczególnie miło zaskoczył Pana w tej rundzie?
Nie chciałbym oceniać indywidualnie zawodników, nikogo wyróżniać.

Pytam o to dlatego, że krok do przodu zrobił Boban Jović, który stał się jednym z najlepszych prawych obrońców w ekstraklasie.
O Bobanie taką opinię miałem już wiosną. To bardzo solidny zawodnik jeśli chodzi o defensywę. Nie ma przypadku w tym, że to jest nasz jedyny piłkarz, który zagrał we wszystkich meczach od pierwszej do ostatniej minuty. Postęp zrobił natomiast jeśli chodzi o asysty. Może dlatego jest wyżej oceniany niż pół roku temu.

Zakłada Pan, ile punktów powinniście wywalczyć do końca roku?
Nigdy czegoś takiego nie robię. Ważne, żeby do każdego meczu podchodzić tak samo. W każdym są trzy punkty do podjęcia z boiska. Kalkulowanie czy wybieganie zbyt daleko w przyszłość nie ma sensu.

A jeśli chodzi wybieganie w przyszłość, jak ten zespół ma wyglądać wiosną, to rozmawia Pan z zarządem na temat ewentualnych transferów czy w związku z sytuacją w klubie, takich rozmów nie ma?
Sytuacja w klubie determinuje wiele spraw. Można mówić, spekulować, a tak naprawdę nikt nie wie, co się wydarzy. Jedno nie ulega wątpliwości - ten zespół ma potencjał, ale potrzebuje jeszcze kilku zawodników. Takich, którzy wzmocnią rywalizację na poszczególnych pozycjach.

Gdyby jednak możliwość transferów się pojawiła, to na jaką pozycję w pierwszym rzędzie szukałby Pan wzmocnień?
Cały czas powtarzam, że na każdą pozycję chciałbym mieć po dwóch równorzędnych zawodników. Pozycji do obsadzenia trochę zatem by było. Przydałby się nam jednak na pewno jeszcze jeden lewy obrońca. Gdy Maciek Sadlok nie mógł grać, musieliśmy tam wstawiać Łukasza Burligę, a nie jest to jego ulubiona pozycja. Cały czas mówiło się też o napastniku i zgadzam się, że Pawłowi Brożkowi przydałaby się większa konkurencja.

Skoro poruszył Pan wątek Pawła Brożka. Jest Pan zadowolony z jego gry? On sam mówi, że nie do końca.
I bardzo dobrze, że nie jest zadowolony, bo wiemy, że Pawła stać na dużo więcej. Miał taki moment, że nie mógł się przełamać, jeśli chodzi o strzelanie bramek. Pawłowi też jednak przeszkadzały problemy zdrowotne. O tym nie wszyscy wiedzą, ale on w wielu meczach występował albo po przerwie spowodowanej urazem, albo wręcz z kontuzją. To też nie ułatwiało mu zadania.

Trudna sytuacja, jaka jest w klubie bardzo utrudniała Panu pracę?
Przychodzą takie momenty, że te sprawy nie ułatwiają pracy, ale - choć może zabrzmi to nieskromnie - radzimy sobie z tym nieźle. Od razu jednak chcę powiedzieć, że sprawy organizacyjne są bardzo ważne i mają przełożenie na grę zespołu. Jeśli wszystko funkcjonuje, jak należy, to więcej można wymagać, a zawodnik nie może mieć żadnych wymówek.

Sporo w tej rundzie było również zamieszania wokół pańskiej osoby. Irytowały Pana te spekulacje o możliwym zwolnieniu?
Nie wiem czy irytacja jest dobrym słowem w tej sprawie. Zdaję sobie sprawę, jak wygląda praca trenera. W pracy z zespołem te spekulacje na pewno nie pomagają, ale żyjemy w takich czasach, że trzeba umieć sobie z tym radzić. Gdy przychodziłem do Wisły kolejny raz, mówiłem że jestem innym trenerem. Również pod tym względem. Mam po prostu grubszą skórę niż kiedyś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska