Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mundial 2014. Leo Messi nie ucieknie przed przeznaczeniem

Krzysztof Kawa, Rio de Janeiro
Leo Messi jest w tym samym wieku co Diego Maradona w 1986 roku, gdy zdobył mistrzostwo świata. Jeśli więc Neymar dźwiga na barkach całą Brazylię, to Leo Messi ma na ramionach całą Argentynę. - Wiem, jakie popełniałem błędy podczas poprzednich mistrzostw świata. Nie zamierzam ich powielać - powiedział Argentyńczyk, zanim dzisiaj w nocy czasu polskiego wybiegł na Maracanę w Rio de Janeiro, by przewodzić zespołowi w meczu z Bośnią i Hercegowiną.

Messi, odwrotnie jak Neymar, nie miał odwagi, by dzień przed swoją inauguracją na mundialu w Brazylii stawić czoła kilkuset akredytowanym dziennikarzom. A może była to decyzja trenera Alejandro Sabelli, który - do ostatniej chwili niepewny co do możliwości swej gwiazdy - wolał uchronić ją przed nadmierną presją.

Jak zwykle z pomocą reporterom przyszedł Diego Maradona. - Rozmawiałem z Messim, uwielbiam z nim rozmawiać. Powiedziałem mu, żeby nie przejmował się tym całym hałasem wokół siebie. Niech nie słucha idiotów, których, niestety, na tym świecie nie brakuje - stwierdził.

Przed Messim życiowa szansa, by zakończyć dyskurs na temat tego, czy jest już największym graczem w historii argentyńskiego futbolu. A zarazem, czy jest najlepszym piłkarzem świata ostatniej dekady. Bez triumfu w mistrzostwach świata jego panowanie wciąż będzie kwestionowane.

Na każdym innym polu gwiazdor Barcelony wyraźnie góruje nad Maradoną: przebił go w liczbie zdobytych tytułów mistrza ligi oraz krajowych i europejskich pucharów. Rzecz w tym, że choćby nie wiem, ile klubowych trofeów Messi jeszcze zdobył, dla kibiców z Buenos Aires będzie się liczyć tylko to, co zrobił dla reprezentacji.

- Który Messi jest lepszy - ten w koszulce Barcelony, czy w barwach Argentyny? - zapytaliśmy Emira Spahicia. - Messi to Messi. Ja nie widzę żadnej różnicy. To najlepszy piłkarz świata - odparł. Wtórował mu Asmir Begović: - Tak, on jest najlepszy.
Być może, gdyby Bośnia i Hercegowina miała grać z Brazylią, to samo powiedzieliby o Neymarze. A jeśli z Portugalią - o Cristiano Ronaldo. Ale los skojarzył zespół Safeta Susicia z Argentyną, a my nie mamy prawa sądzić, że wyolbrzymiali zasługi rywala tylko z tego powodu.

Wiele lat temu Messi mógł postąpić jak ostatnio Diego Costa. Mógł wybrać barwy Hiszpanii, bo ma obywatelstwo tego kraju, mieszka w nim od 14. roku życia i niezmiennie reprezentuje barwy klubu z miejscowej ligi. Ale Leo nie umiałby odciąć się od korzeni. Podczas jednego ze zgrupowań w Buenos Aires, tuż po treningu wsiadł w samochód i odbył 3-godzinną podróż do Rosario, by zjeść obiad i spędzić wieczór z rodziną, a następnego dnia wyruszyć w drogę powrotną na poranne zajęcia.
Zdaniem Wrighta Thompsona z ESPN, autora jego biografii, piłkarz do dzisiaj - choć w Barcelonie spędził już tyle samo czasu, ile jako dziecko w Rosario - mówi z akcentem nabytym w rodzinnych stronach. Z miejscową dziewczyną Antonellą Roccuzzo ma syna Thiago, nieprzerwanie utrzymuje też telefoniczny i e-mailowy kontakt z grupą kompanów skrzykniętych pod szyldem "The Machine of 87". Z sentymentu zachował rodzinny dom, mimo iż mama już dawno wyprowadziła się do luksusowego apartamentu (ojciec spędza większość czasu w Barcelonie).

Mając 26 lat, jest w tym samym wieku, w jakim był Maradona, gdy w 1986 roku w Meksyku pokierował ręką Boga. Oczywiście jako 31-latek, podczas mistrzostw w 2018 roku, gracz Barcelony nadal będzie gotowy na wielkie wyzwania. Ba, nawet cztery lata później wciąż będzie w wieku, który pozwoli mu snuć marzenia. Ale z uwagi na fakt, iż mundial w przewidywalnej przyszłości nie wróci do Ameryki Południowej, zarówno Messi, jak i generacja piłkarzy, z którą się wychował, drugiej takiej szansy nie otrzyma.

Argentyńczycy w Brazylii budzą ambiwalentne uczucia. W czwartkowej ceremonii otwarcia na stadionie Sao Paulo wzięło udział kilkadziesięcioro dzieci. Każde podbijało piłkę, a na koszulce miało flagę narodową jednego z państw biorących udział w turnieju. 31 krajów reprezentowali chłopcy, a tylko jeden - dziewczynka. Przez przypadek, czy też nie, chodziło o Argentynę. Tydzień przed ceremonią otwarcia brazylijska dziewczynka zbuntowała się - oświadczyła, że chce wystąpić w koszulce innej drużyny.

Gdy na ulicy w Rio de Janeiro pytam Brazylijczyków o ich stosunek do sąsiadów, za każdym razem najpierw na twarzy pojawia się półuśmiech. Jakby chcieli nim powiedzieć: "Wiem, o co ci chodzi". Lecz, gdy odpowiadają, nie ma w nich krzty napastliwości.

- Oczywiście, że nie chcielibyśmy, by Argentyńczycy wygrali mundial. Ale nie mamy nic przeciwko temu, by zagrali z nami w finale - mówi Mateus Paz z dzielnicy Botafogo. Na Copacabanie goście z Argentyny czują się jak u siebie. To do nich należy największa flaga na plaży, to oni zachowują się najgłośniej, nieprzerwanie bijąc w bębny. Żaden z miejscowych nie zamierza ich uciszać, nikt nie próbuje sprowokować do bójki.

Co nie znaczy, że możemy nazwać sąsiedzką relację miłością. Jeden z irańskich dziennikarzy przyjechał do Sao Paulo z misją zadania brazylijskiemu piłkarzowi kluczowego dla losów swojego kraju pytania: - Czy chciałbyś, by Iran pokonał Argentynę? Zaczaił się pod szatnią po meczu Brazylii z Chorwacją, akurat padło na Hernanesa. I znów w odpowiedzi najpierw półuśmiech na twarzy, ale potem - o dziwo - koniec z dyplomacją! - Będę w tym meczu kibicował Iranowi. To byłoby coś wielkiego, gdyby udało się wam wygrać z Argentyną. Koniecznie to napisz - odparł gracz Interu Mediolan, a uśmiech pokrył całą jego twarz.
Pewnie Messi, gdyby usłyszał te życzenia, miałby dobry ubaw. A może wcale nie? Są tacy, którzy uważają, że ostatnie przeżycia - trudny rok w Barcelonie i podjęty na nowo przez śledczych wątek niezapłaconych podatków przez jego rodzinę odebrały mu pewność siebie. Sięgnijmy więc po kolejne analogie.

Gdy Maradona leciał w 1986 roku do Meksyku, wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu. Właśnie usłyszał, że jego była dziewczyna Cristiana Sinagra poda go do sądu, jeśli nadal będzie zaprzeczał, iż jest ojcem jej dziecka. Diego w kółko wydzwaniał do Neapolu, chodził spięty i przybity. Na dodatek wciąż odczuwał ból w kontuzjowanej kostce. Część graczy, w tym sam kapitan Daniel Passarella, zaczęła podważać jego centralną rolę w drużynie.

A potem zaczął się mundial i nastąpiła cudowna transformacja.

WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE "CZY JESTEŚ PRAWDZIWYM KRAKUSEM?"

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska