Wtorek, samo południe, tarnowski Rynek. Żar leje się z nieba. Termometr, z którym wyruszyliśmy by sprawdzić temperaturę w mieście, wskazuje prawie 45 stopni Celsjusza. Ludzie szukają ochłody. Jedzą lody, piję wodę w restauracyjnych ogródkach, wachlują się ulotkami, które ktoś im przed chwilą wcisnął do ręki.
Kto tylko może, przemyka skrawkiem placu, którego akurat nie zajmują remontujący nawierzchnię robotnicy i jest zacieniony. To nie takie łatwe, bo zewsząd uczucie gorąca potęgują nagrzane od słońca kamienne płyty placu. W zasięgu wzroku tylko kilka wątłych drzewek. - Pod nimi da się chwilę stanąć i słońce aż tak nie praży. Ale przydałoby się więcej drzew, najlepiej dużych - mówi pani Maria, która przechodzi akurat Starówką.
Po sąsiedzku świeżo wyremontowany Plac Kazimierza. Tutaj termometr wskazuje 44 stopnie Celsjusza. Naturalnego cienia brak. - W mieście jest za dużo betonu, a za mało zieleni - kręci głową Zbigniew Witkowski. - Kiedyś na Placu Kazimierza rosły drzewa.
Przed dekadą było ich siedem. Najpierw wycięto rosnące od strony pasażu Tertila, potem jedno uschło, a ostatnie poszło pod topór niedawno. - Rosło w obrębie sieci gazowej. Mając na względzie bezpieczeństwo musieliśmy je usunąć - mówi Adam Gurgul, zastępca dyrektora Zarządu Dróg i Komunikacji w Tarnowie.
Remont nie przewidywał nasadzenia nowych drzew. Zamiast nich ustawiono donice z zielenią. - One nigdy nie zastąpią drzew, które chronią przed upałem- mówi Tomasz Olszówka, radny Naszego Miasta Tarnów, propagator ekologii - Betonoza zalała cały kraj i nas też nie oszczędziła.
Na reprezentacyjnym odcinku ul. Krakowskiej skwar jeszcze większy. Na termometrze ponad 47 stopni. Jedyna wysepka zieleni to dwa drzewa naprzeciwko Muzeum Etnograficznego. Co chwilę ktoś przystaje w ich cieniu. Nic dziwnego - tu nasz termometr pokazuje o ponad 17 stopni Celsjusza mniej niż w słońcu.
- Nie rozumiem mody na betonowanie. Przecież drzewa dają cień i poprawiają nastrój - mówi pani Marta, która prowadzi sklepik w centrum.
Kilka lat temu ul. Krakowska też była rewitalizowana. I choć miejsce na posadzenie drzewek przewidziano, to wybór padł na kilkanaście mikrych roślinek, które nigdy nie dadzą większego cienia.
Ekolodzy w całym kraju biją na alarm, punktując przykłady rewitalizacji w centrach wielu miast.
- Najpierw wycina się drzewa, kładzie kostkę, a później stawia się donice z malutkimi drzewkami albo krzewami. Takie rośliny praktycznie nie mają szans na przetrwanie - mówi Ewa Sufin-Jacquemart, prezes fundacji „Strefa Zielni”.
Dlaczego urzędnicy bezkrytycznie kopiują ten trend? - Myślę, że pod wpływem presji. Są pieniądze unijne, które trzeba wykorzystać, materiał jest tani i łatwo dostępny - ocenia Sufin-Jacquemar.
Tarnowski magistrat tłumaczy, że polityka dotycząca utrzymania zieleni zakłada, że w ślad za każdym usuniętym drzewem, nasadzone ma zostać w mieście nowe. Bilans ma być co najmniej równy. - Każdy przypadek wycięcia traktujemy indywidualnie. Nigdy nie wynika to z naszego widzimisię - dodaje Adam Gurgul.
Mają pomysł na więcej zieleni w centrum
Ugrupowanie Nasze Miasto Tarnów, mające trzecią co do wielkości reprezentację w radzie miejskiej, zgłosiło pomysł na powiększenie terenów zielonych w ścisłym centrum. - Chcemy niebawem przedstawić uchwałę, w której planujemy nasadzenie około stu drzew m.in. na Placu Kazimierza i na Rynku - zapowiada rdny Tomasz Olszówka. Czy na efekty w postaci cienia trzeba będzie czekać latami?
- Są dostępne technologie, które pozwalają przesadzać duże drzewa. Trzeba tylko spróbować - mówi Olszówka.
Wodna mgiełka dla ochłody
Przechodnie, z którymi rozmawialiśmy podczas rekonesansu narzekają, że w ścisłym centrum brakuje tak jak w latach poprzednich kurtyny wodnej, która dawałaby ochłodę w największe upały. Miasto przeniosło je na plac zabaw w Parku Strzeleckim i w okolice Kantorii, gdzie cień w upalne dni także jest rarytasem. Z kurtyny na pl. Sobieskiego zrezygnowano.
FLESZ - Katastrofa klimatyczna coraz bliżej. Polska ugotuje się w skwarze
