Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na krowie kopytko, motyla noga

Jan Poprawa
Jan Poprawa
Jan Poprawa fot. archiwum
Na Wyspie Kraków: Biskup poradził, a pewna gazetka rozgłosiła - jak przeklinać. Tyle lat przeklinało się bez fachowej porady, że teraz trzeba zrobić rachunek sumienia.

Biskup częstochowski Długosz poradził, a pewna gazetka donośnie rozgłosiła - jak przeklinać. Kurza melodia! Tyle lat przeklinało się bez fachowej porady, że teraz trzeba zrobić rachunek sumienia i pokajać się za te wszystkie "niech mnie kule biją" czy "na rany koguta". Nawet jeśli czytelnik pewnej gazetki, co rozniosła po świecie myśl rączą biskupa częstochowskiego, niezbyt dokładnie pojmuje, czemuż to rany koguta awansowane zostały do kategorii grzechu, kiedy inne drobiowe przypadłości za grzech uznane być nie mogą. "Rany koguta" - grzech, "kurczę pieczone" - nie grzech. Podejrzewać by można, że się w sprawach drobiu pojawił jakiś seksizm, albo zgoła nieprzyjemny relatywizm. I to w Częstochowie! Krakowski Długosz by sobie na coś takiego nie pozwolił, kurcze blade!

To tyle, gdy chodzi o aktualne życie literackie w Polsce. Podkreślmy tu wężykiem słowo "aktualne". Bo całe to nasze "życie literackie" zmieniło się też na przestrzeni ostatniego półwiecza diametralnie. Choćby w tym, że jego niegdysiejsza ważna funkcja, jaką było stanowienie reguł i piękna polszczyzny, w zasadzie przestała istnieć. Literatura - przynajmniej w swej prozatorskiej części - stara się dzisiaj nie tyle kodyfikować mowę Polaków, co ją naśladować. Nie tworzyć języka polskiego, ale go podsłuchiwać. Piśmiennictwo niebeletrystyczne, stanowiące dziś większość słowa drukowanego, niezdarnie boryka się z koniecznością spolszczenia fachowej terminologii, grzęznąc w mrokach czegoś, co przez wieki wy- śmiewano jako nadmierny "makaronizm". Pseudoangielszczyzna miesza się tu swobodnie z lokalną inwencją słowotwórczą. Chyba tylko w poezji jest dziś jeszcze polszczyzny nadzieja i siła. Ale i ona najwyraźniej bywa poletkiem uprawianym głównie przez ludzi dojrzałych. Na młodych coraz wyraźniej oddziałuje czar piosenkowego "tekściarstwa"…

Słowo nie jest już narzędziem, ale pozostało ważnym środkiem wyrazu. Choćby dla polityków. Dla dzisiejszego Polaka, nie zawsze chętnie zagłębiającego się w meritum politycznej wypowiedzi, w oczywisty sposób odróżnialny jest wrzask posła Macierewicza od jezuickiej grzeczności posła Gowina. Rodak natychmiast rozpozna po okrągłych komunałach wypowiedź byłego premiera Oleksego i bezbłędnie odróżni ją od wypowiedzi każdego innego byłego premiera, nawet jeśliby chwilowo nie dopisywał obraz na ekranie telewizora. Oni wszyscy używają języka polskiego nie po to, by przedstawić jakieś wiadomości, argumenty czy racje, ale po to by zbudować (lub umocnić) własną rozpoznawalność. Największym nieszczęściem politycznej młodzieży (w każdym wieku) jest dziś bowiem brak jakiegoś kojarzenia w tłumie, czyli "elektoracie". Cierpieniu temu trudno się dziwić, no bo jak odróżnić od siebie młodocianych adeptów polityki, janczarów partii i partyjek? Kto bez podpisu lub konterfektu odróżni wypowiedzi p.p. Mularczyka, Gondka, Hofmana, Kality czy Gibały? A to też ponoć "politycy", choć żaden oryginalnej myśli jeszcze nie sformułował.

Nadchodzące wybory parlamentarne nie przyniosą w tej materii wielkich zmian. Znów do Sejmu dostaną się wybrańcy prezesów, udający swych zużytych mistrzów myślą, mową i uczynkiem. Tym większą ciekawość budzić musi eksperyment z jednoosobowymi okręgami wyborczymi do Senatu. Rywalizacja w tej stawce będzie inna, niż w wyścigu drużynowym, jakim są partyjne wybory sejmowe. Bo trudno uwierzyć, by do Senatu dostał się ktoś nierozpoznawalny i niewystarczająco sprawdzony przez wyborców. Między bajki też włożyć trzeba argument, że miejsce senatorskie da się "kupić" populistycznymi obietnicami bądź wielką kasą. Ktoś, kto by chciał wyłożyć swoje pieniądze na "kupienie głosów", musiałby być milionerem i utracjuszem zarazem. A kto umiał zarobić miliony, nie zechce się raczej pozbyć ich dla niezbyt dochodowej senatorskiej posady. Wyjątki, jak senatorowie Stokłosa czy Piesiewicz, mają zapewne inne, bardzo racjonalne powody starań o senatorski mandat…

Mój ulubiony senator kadencji dobiegającej właśnie końca, dr Stanisław Bisztyga, jest modelowym przykładem polityka, który choć nierozpoznawalny w mediach, jest właśnie doskonale identyfikowany przez swych wyborców. Wielu jego kolegów tak samo by chciało. Ale ich błąd, jak sądzę, polega na tym, że chcą dla siebie. Bisztyga - wciąż chce dla innych. Dla mieszkańców ziemi myślenickiej, z którymi osobiście sprząta okolice zalewu, dla młodych poetów piosenki, którym od kilkudziesięciu lat funduje prywatne stypendium. Przez lata podobnym altruistą, wojownikiem o interesy swej ziemi górnośląskiej był Kazimierz Kutz, wielki artysta kina. Kutzowi czy Bisztydze niestraszny "jednoosobowy okręg wyborczy do Senatu", jestem pewien.

Ale jak oparzony oddalam się od tematu, by nie zostać posądzonym o uprawianie jakiejkolwiek agitacji. Tym bardziej że temat wciąga. Właśnie z jakiejś czarnej dziury ozwał się głos jegomościa, co to niedawno sobie tylko znanymi sposobami nie tylko nakłonił był do samobójczej śmierci pewną opozycyjną posłankę, ale i zaszczuł niegdysiejszego koalicjanta. Ów polityczny kiler pobił właśnie rekord życiowej brawury domagając się… starannego śledztwa na własny temat. I choć biskup Długosz zabrania - powiem "niech cię licho porwie!"

Pisał ongiś Witkacy: "polityka to w krysztale pomyje". I jak tu nie wierzyć w poezję, do kroćset fur beczek?

Zobacz zdjęcia ślicznych Małopolanek! Wybierz z nami Miss Lata Małopolski 2011!

Głosuj na najlepsze schronisko Małopolski

Mieszkania Kraków. Zobacz nowy serwis

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska