Nadia pochodzi z Nowosybirska w Rosji. Do Chrzanowa przyjechała 17 lat temu za mężem, którego poznała na studiach w Moskwie. Ich związek nie przetrwał zbyt długo, jednak po śmierci ukochanej mamy postanowiła na stałe osiedlić się w Polsce.
- Nie miałam do kogo wracać, a dzięki mamie i babci miałam cel w życiu. To one nauczyły mnie szyć, haftować, uwrażliwiły na piękno i sztukę - opowiada Nadia. W Chrzanowie, w Domu Urbańczyka poznała koleżanki, które dowiedziawszy się o jej pasji, pomogły zorganizować pierwszą wystawę malarstwa. Potem wstąpiła do stowarzyszenia artystów plastyków nieprofesjonalnych i tak zaczęła pracować na swoje nazwisko.
- Kilka obrazów sprzedawałam do Anglii, ostatnio kupiec prosił o wysyłkę do Meksyku - uśmiecha się Nadia. Na malarstwo znajduje czas tylko w weekendy i podczas urlopów, które spędza w plenerze.
W jej małym butiku, który niedawno przeniosła z ulicy Sokoła na Aleję Henryka, klientów nie brakuje.
- Najwięcej pań prosi o oryginalną suknię lub inny strój, który podkreśli ich sylwetkę - wyznaje Nadia. W każdą ze swych prac wkłada wiele serca. Nigdy nie powtarza wzorów.
Ceny nie są zabójcze, bo mieszczą się w granicy 120 do 250 złotych.
- Mieszkańcy bardzo zubożeli przez ostatnie lata. Nic dziwnego, że mając do wyboru tanią masówkę, a autorski projekt, większość wybierze ten pierwszy - podkreśla. Ale powodów do narzekania nie ma.
- Robię to, co kocham i potrafię - uśmiecha się szeroko. Najwięcej radości sprawiają jej nietypowe zlecenia. - Kiedyś przez internet znalazła mnie kobieta, która poprosiła, bym zaprojektowała i uszyła kostium smoka wawelskiego. Zajęło mi to miesiąc, ale do dziś efekt uważam za jeden z większych sukcesów - przekonuje.
Szyje też stroje dla chrzanowskiego teatru Imaginarium, Blaszanego Bębenka, kółka teatralnego działającego przy Uniwersytecie Trzeciego Wieku.
- Pierwszą sukienkę uszyłam jako siedmiolatka. Miała wielką kokardę pod dekoltem - wspomina Nadia. Zastanawia się nad otworzeniem pracowni w Krakowie. Oprócz sztuki kocha być w ciągłym ruchu. Jeździ na rowerze, ćwiczy jogę, a zimą morsuje.
- Brakuje mi trochę obcowania z językiem rosyjskim i tamtejszą kulturą... - zamyśla się kobieta. - Mimo wszystko czuję się tutaj dobrze - podkreśla.