Kliknij w przycisk „zobacz galerię” i przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE [przycisk]g[/przycisk]
Mała Basia modnisia
Na początku lat 80. ubiegłego wieku na półkach sklepowych królował ocet. W domu Barbary Ścigaj (z domu Stachura), jedzenia nie brakowało, bo jej mama, Wiesława Stachura miała gospodarstwo. Kobieta w dzień była gospodynią domową i „panią na włościach”, a nocami „tańcowała z igłą”.
- Czasy były ciężkie, trzeba było nieźle się nagłówkować, ale mojej mamie to się udawało. Do dziś nie wiem, jak to było możliwe, że zawsze obiad był na stole, a my miałyśmy ciuchy jak z żurnala
– wspomina Barbara Ścigaj. - Mama miała gospodarkę, a jeszcze zaglądała do najlepszej krawcowej we wsi, pani Bronisławy Bratek, żeby podglądać i uczyć się szycia. Miała talent. Z niczego potrafiła nas z siostrą tak „odszyć” od stóp do głów, że na ulicy ludzie oglądali się za nami, jak modelki wyglądałyśmy. Niektóre panie, to zaczepiały mamę i zamawiały nasze ciuchy dla swoich dzieci, kiedy z nich wyrośniemy - dodaje.
Mała Basia rosła, a razem z nią zainteresowanie maszyną do szycia. Kiedy inne dzieci jeździły na rowerze, bawiły się w chowanego, dziewczynka pod nieobecność mamy zasiadała do maszyny.
- Zawsze zostawiała szmatkę pod stopką, no to zaczęłam nią kręcić i próbować szyć
– wspomina pani Barbara. - Aż pewnego dnia mama nakryła mnie na tych moich próbach. Pochwaliła, a potem sama podsuwała coś do uszycia. Na początku były to drobne rzeczy. Potem na strychu odnalazłam skrzynię "pełną skarbów", czyli starych ciuchów i przeszywałam na potęgę – dodaje z uśmiechem.
Nastoletnia Basia z pierwszymi sukcesami krawieckimi
Kiedy przyszedł czas wyboru szkoły średniej, wybór padł na technikum chemiczne w Oświęcimiu. Z tytułem technik chemik opuściła szkołę. I… z mężem.
- Piotra poznałam na szkolnej dyskotece, kiedy miałam 15 lat
- wspomina pani Barbara. - Był najlepiej ubranym chłopakiem w szkole (śmiech). Jeszcze w pierwszej klasie uszyłam mu spodnie. Jego sztruksy Wranglery wytarły się. Kupiłam materiał, odszyłam jota w jotę, ze starych wycięłam oryginalną metkę i wszyłam. I tak w kółko. Wreszcie koledzy spytali, skąd ma tyle forsy na takie spodnie. I wtedy się przyznał, że ja mu szuję. Pół klasy zostało moimi klientami – dodaje.
Po szkole nie związała z chemią, poszła do jednego z tyskich koncernów samochodowych… szyć pokrowce. Jak wspomina, znajomi mówili, że marnuje się na taśmie, że ma talent i powinna zacząć pracować na własny rachunek. Nawet była w stanie się z nimi zgodzić, ale postawiła na rodzinę. Wyszła za mąż za ukochanego Piotra, urodziła dwóch synów. W tzw. międzyczasie skończyła studia w Szkole Artystycznego Projektowania Ubioru w Krakowie. To była prawdziwa szkoła życia. 17 egzaminów w semestrze, nauka projektowania odzieży, obuwia, biżuterii, zajęcia z fotografii i pokazy.
Jednak wielki świat celebrytów, przepychanie się łokciami na salonach, był nie dla niej.
- Ze spacerów wracałam z wózkiem obładowanym spodniami i firankami do przeszycia
– mówi pani Barbara. - Potem przyszedł czas na konkretne zamówienia. Dzieci podrosły, słyszałam ich pierwsze słowa, byłam przy pierwszych krokach, a na tym mi najbardziej zależało, żeby nie być mamą na odległość tylko na 100 proc.. Dopiero za namową męża w 2011 r. otworzyłam działalność. Biznes to ludzie - moi klienci właściwie mi otworzyli, pieniądze na start dał urząd pracy – dodaje.
Artystyczna Pracownia Krawiecka Barbary Ścigaj z sercem i duszą
Zdezelowanego Łucznika zastąpiła super maszyna do szycia. W rodzinnym domu powstała Artystyczna Pracownia Krawiecka. Artystyczna, bo nietuzinkowa. Zaczęły pojawiać się konkretne zamówienia, nie tylko od panien młodych, ale również łyżwiarzy i tancerzy.
W zależności od zamówienia, na efekt końcowy trzeba poczekać kilka, a nawet kilkanaście tygodni. Najwięcej czasu zabiera stworzenie tkaniny, jak w przypadku kostiumów dla Energylandii. By mogły powstać bajeczne stroje maskotek, zszywała wąziutkie tasiemki.
- Panie z Energylandii przyjeżdżają z głowami maskotek, które powstają gdzieś w świecie. Cała reszta, to moja inwencja, którą oczywiście muszą zatwierdzić. Głowy są potrzebne, by je przyozdobić i dostosować choćby do podkroju pod szyją. To jest długa i żmudna praca. Wtedy nie sprzątam, nie gotuję, nie ma mnie dla rodziny. Noce i niedziele zarywam, by spełnić zamówienie. Efekty można potem zobaczyć w parku rozrywki
– mówi pani Barbara.
Mnóstwo czasu pochłania również wyklejanie kostiumów kryształami i innymi ozdobami. Mieniące się milionami barw świecidełka, to domena kostiumów tanecznych i łyżwiarskich.
- Robię zamówienie pod konkretną osobę. Nigdy nie powstały dwa identyczne stroje. Może dlatego cieszą się takim powodzeniem wśród łyżwiarzy i tancerzy. Wiem od nich, że są chętni na ich kupno po sezonie. To cieszy, że wywołują zachwyt nie mniejszy, niż umiejętności zawodników – dodaje.
Bądź na bieżąco i obserwuj
- Sklepy w Oświęcimiu w czasach PRL-u na starych zdjęciach po koloryzacji
- TOP najtańszych domów na sprzedaż w Oświęcimiu. Te ceny Was zaskoczą?
- Aktorzy Jasełek Salezjańskich na specjalnej sesji zdjęciowej. Zobaczcie!
- Zamieszanie wokół gadżetu hokejowej Unii Oświęcim. Kością niezgody jest wycieraczka
- Oświęcim wsparł Orkiestrę, która połączyła pokolenia. Zobaczcie zdjęcia
- Dworzec autobusowy w Oświęcimiu nie powstanie
FLESZ - Zbijanie wagi - igranie ze zdrowiem, igranie ze śmiercią..?
