
Aparaty fotograficzne Mieczysława Karłowicza w Zakopanem
W zbiorach Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem można odnaleźć dwa aparaty fotograficzne Mieczysława Karłowicza – jeden z nich wiąże się z bardzo ciekawą historią. Okazuje się, że to właśnie z nim wyruszył na ostatnią przed śmiercią wędrówkę w góry. Był luty 1909 rok i duże zagrożenie lawinowe. Karłowicz na nartach próbował się przedostać w kierunku Czarnego Stawu Gąsienicowego. Ostatnim zdjęciem, które po sobie zostawił był widok ze stoków Skupniowego Upłazu. Kilkadziesiąt minut później lawina schodzącą z Małego Kościelca porwała słynnego już kompozytora. Znaleziono go dwie doby później pod zwałami śniegu. Słynne zdjęcie martwego Karłowicza zrobiono właśnie tym aparatem.

Włosy św. Kingi w Wieliczce
Są białe i słone, ale trwałe. Kryształki minerału, z którego powstały, mają tendencję, by wrastać w jednym kierunku i sklejać się, tworząc z czasem jedną masę. Ale nie w tym przypadku. Tu zachowały bardzo atrakcyjną strukturę i choć pewnie nie da się ich rozczesać, spokojnie mogą uchodzić za kępkę ludzkich włosów.

Panorama Siedmiogrodzka w Tarnowie
Jej wyjątkowość i dziwność polega na tym, że jest ogromna, ale... niepełna.
Miała 120 metrów długości, 15 metrów wysokości i upamiętniała bitwę o Sybin, w której bardzo ważną rolę odegrał Józef Bem. Z czasem obraz został pocięty na kawałki, z czego Muzeum Okręgowe w Tarnowie wie o 31 fragmentach, posiada 20. Co się stało z resztą? Niewiadomo.

Kołtun Polski
Wygląda... obrzydliwie, ale fascynuje i przyciąga. Uważany kiedyś za objaw choroby reumatycznej, za którą obwiniano czarownice. A przecież nie jest to nic innego jak zbity kłąb włosów na głowie, który powstaje przez brak higieny, czesania i na skutek brudu. Co ciekawe, jest to jedyna znana jednostka chorobowa mająca w swej nazwie Polskę (plica polonica, czyli kołtun polski). Można go oglądać w Muzeum Wydziału Lekarskiego UJ.