https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Najgorsze z muzyki poważnej. „Zwycięstwo Wellingtona” to gniot napisany z premedytacją. „Nad pięknym modrym Dunajem” - muzyczny McDonald's

Tadeusz Płatek
L. van Beethoven za „Zwycięstwo Wellingtona”. Nie mogę go winić za „Dla Elizy”, bo nie jego wina, że ta bagatela stała się mózgowym robalem i jest od wieków kaleczona przez armię amatorów w najgorszym tego słowa znaczeniu. „Zwycięstwo” (zwane też „Symfonią Bitewną”) to z premedytacją napisany gniot, w którym poza orkiestrą strzelają muszkiety i armaty.

Amunicja jest jednak w tym wszystkim najfajniejsza, bo reszta (orkiestra) poza cytatami z hymnów i natrętnymi sygnałami trąbek, jest po prostu nudna i prostacka. W przeciwieństwie np. do Ravela, który poza „Bolerem” nie miał słabych kawałków, Beethoven popełnił wiele dzieł, które są dzisiaj grane tylko dlatego, że ich kompozytor stworzył inne - lepsze.

Antonio Vivaldi za koncerty skrzypcowe. Ogólnie super, szkoda tylko, że wszystkie tak niewiele się od siebie różnią. Od wielu lat specjaliści od „wykonawstwa historycznie zorientowanego” starają się je na nowo odkrywać, grając na coraz starszych instrumentach w postępująco przedziwny sposób, by stały się choć odrobinę mniej anestezjologiczne. Z różnym skutkiem.

Franciszek Liszt za „Wielki Galop Chromatyczny”. Kawałek durny, cyrkowo-popisowy i nie skłaniający do jakiejkolwiek refleksji. W sumie aż zabawny (przez jakieś 30 sekund, nie dłużej).

Johann Strauss (syn) za „Nad pięknym modrym Dunajem”. Obiektywnie rzecz biorąc mnóstwo tu inwencji melodycznej i poza banalną orkiestracją nie ma się do czego przyczepić. Dla mnie jednak to symbol austriackiego drobnomieszczaństwa, muzyczne wcielenie McDonalds’a. W całym imperium Austro-Węgierskim dynastia Straussów otwierała franczyzy - można było sobie wybudować altankę i dostawać co tydzień cieplutkie walczyki. Były takie m.in. W Rabce i Krakowie (to ta, na tyłach Teatru Słowackiego). Teraz już nikt tam nie gra walców, i dobrze.

Anton Bruckner - za III Symfonię. Austriacki kompozytor, odkryty dla świata przez wybitnego polskiego dyrygenta Stanisława Skrowaczewskiego i zarazem autor symfonii zdolnych zniechęcić do muzyki nawet najbardziej entuzjastycznego, początkującego melomana. Często źle zinstrumentowane (bo Bruckner myślał, że na orkiestrę pisze się tak samo jak na organy), przytaczające swoim patosem i tak długie, że starsze audytorium musi wychodzić w trakcie koncertu do toalety. 

Imre Kalman - za całokształt, czyli wszystkie operetki.

Arnold Schonberg, Alban Berg i Anton Webern - za rozwalenie muzyki dodekafonią, oderwanie od rzeczywistości, i tysiąc ton brzydoty, która skutecznie zniechęciła całe pokolenia do klasyki, rzucając bogu ducha winnych odbiorców w ramiona muzyki filmowej. 

Mam w zanadrzu jeszcze wiele pomniejszych nazwisk. Myślę nawet, że starczy na osobną nie-playlistę „najgorszych twórców kina”. Jakieś pomysły?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska