Joanna Urbaniec
Sklep „Lech” znajdujący się na peryferiach Krakowa na pierwszy rzut oka wygląda niepozornie. Ot, sklepik na obrzeżach, jakich pełno. Kupisz w nim wszystko - zaczynając od pieczywa, a kończąc na kleju do butów.
Jednak właśnie w tym miejscu już po raz drugi ktoś trafnie skreślił sześć cyfr i wygrał w losowaniu Lotto. Choć w Krakowie znajdują się 302 kolektury Totalizatora Sportowego, to nie zdarzyło się, by w jednym miejscu dwukrotnie padła wygrana pierwszego stopnia.
- Cieszymy się, bo jesteśmy wyróżnieni. To właśnie u nas ktoś znowu wygrał. I to jeszcze przy historycznej, 60-milionowej kumulacji - komentuje Iwona Wcisło, ekspedientka, która w „Lechu” pracuje od 15 lat.
Pani Iwona cieszyła się szczęściem klienta już w 2011 roku, gdy padła tu główna wygrana, prawie 13 milionów złotych. Teraz szczęśliwiec, jeden z trzech w kraju, zyskał prawie 20 milionów złotych. To druga najwyższa wygrana w Krakowie w historii Lotto.
Gdy w 2011 roku w mediach rozeszła się informacja, że szczęśliwy los kupiono przy Skotnickiej, sklep zyskał na popularności.
- Na początku, przez niemal tydzień, był wielki szał, a później to jakoś ucichło - zdradza Iwona Wcisło.
Teraz, gdy punkt ponownie okazał się szczęśliwy, „Lech” może przeżywać oblężenie klientów wierzących, że mały sklep jest miejscem szczególnym.
- Nie wiem, jak inne kolektury, ale tu ludzie grają. Szczególnie jeśli dochodzi do sporych kumulacji - przyznaje Wcisło. Na razie jest jednak spokojnie. W „Lechu” kupują głównie lokalni konsumenci. Widać to, gdy kolejni klienci przybywający do sklepu witają się z ekspedientką na „ty”.
W Polsce można znaleźć inne „szczęśliwe miejsca”, w których często ktoś wygrywa w losowaniu Lotto. - Są nawet takie punkty, w których padły po trzy lub cztery „szóstki” - mówi przedstawiciel Totalizatora Sportowego Jarosław Tomaszewski. Było tak chociażby w Warszawie, gdzie w punkcie przy ulicy Dereniowej trzy razy ktoś skreślił „szóstkę”.
W Krakowie wciąż najszczęśliwszy jest jednak mały sklepik z dala od centrum miasta.
