
Libiąż
Maria i Zofia Lelito, mieszkanki Libiąża opowiedziały Wiesławowi Konecznemu, autorowi książki „Libiąskie i inne opowieści” historię sprzed lat. - Mieszkałyśmy z mamą w takim starym budynku niedaleko dzisiejszego urzędu gminy - opowiada pani Maria. - Dom nawiedzała wysoka, bardzo chuda kobieta, ubrana w strój z innej epoki - twierdzi.
Jej mama, która nie do końca chciała uwierzyć, że to duch, poprosiła o pomoc zaprzyjaźnionego księdza. - Przeszperał księgi parafialne i odkrył, że przed laty w tym miejscu był cmentarz choleryczny - przekonuje pani Zofia. I choć zmarłych przeniesiono potem w inne miejsce, jakaś dusza mogła pozostać...

Libiąż. Duch leśnego stróża z odyńcem przy boku
- Od niepamiętnych czasów libiążanie tak mówili o nocnym leśnym duchu, stróżu lasu - twierdzi pan Wiesław. Z opowiadań własnej babki wie, że codziennie przemierzał on libiąskie lasy, by sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu. Mówiono, że to chudy, wysoki na kilka metrów starzec z długą brodą, który nosił w ręku kaganek, by oświetlić sobie drogę. Jego kompanem był odyniec, wierny jak pies, oraz stado dzikich ptaków.
- Podobno te ptaki to byli zaczarowani źli ludzie, którzy wycinali drzewa - snuje opowieść. Wedle przekazów jego babki, łun kłusowników wieszał na gałęzi nogami do góry.
Pewnego razu miejscowy chłopak, Janek od Galota, szedł nocą z Byczyny do domu. Pogwizdywał radośnie, bo ograł kompanów w karty. Kiedy przechodził przez Groble, stanął przed nim łun z dzikiem. - Kopnął go w zadek, aż Janek wpadł do wody - uśmiecha się przywołując opowieść pan Wiesław.
Od tamtego czasu chłopak ponoć nie grywał w karty, tylko przykładnie siedział w domu.
