https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie będzie Turek pluł nam w twarz

Jan Poprawa
Na Wyspie Kraków: Wielka zabawa na krakowskiej łące w udawanie wiedeńskiej odsieczy króla Jana III Sobieskiego.

Felietonista zwykle żywi się dniem dzisiejszym. Oczywiście nie całkiem dosłownie: w przypadku naszych spotkań to tydzień, od czwartku do czwartku. Można być pewnym, że w tygodniu nie zbraknie tematów. Przyznają to nawet krakowscy śledziennicy, wciąż kwękający, że "na wyspie Kraków" nic się nie dzieje.

Miniony tydzień w Krakowie wydał mi się bardzo ciekawy. Nie tylko dlatego, żem po raz pierwszy
od miesięcy cały weekend spędził w mym mieście. Stęskniony, zaglądałem tu i tam, łaziłem
po ulicach i uliczkach bez powodu i celu, czasem sam, czasem w tłumie, podobnie jak ja nieśpiesznym. Cieszyłem oczy urodą kamienic, dostojeństwem pałaców, widokiem starych kościołów wypełnionych jeszcze starszym ludzkim marzeniem - o nieśmiertelności…

Cel poznawczy, patriotyczny, społeczny… rozumiem, ale marzy mi się i cel moralny

W sobotę rtęć w termometrach opadała z godziny na godzinę, wiatr wiejący od Błoń był coraz zimniejszy. A na krakowskiej łące przyjezdni z Warszawy (a jeden nawet z Drohiczyna) bawili krakowian udawaniem wiedeńskiej odsieczy Króla Jana. Setki przebierańców inscenizowało przeszłość, mając w mrocznym tle kopiec, któremu przeznaczono rolę Kahlenbergu.

Król Jan zwyciężył, co było do przewidzenia (historia wieku siedemnastego nie została jeszcze napisana od nowa). A w dzień po zwycięstwie - klik, klik - pięćdziesięciu konnych i dwustu piechurów, przebranych jeszcze strojniej niż w przeddzień pod Wiedniem - było już w Krakowie, gdzie przy dźwięku trąb i aksamitnego głosu Czubówny wkroczyło na zaludniony Rynek Główny,
by się przywitać z Marysieńką Wolszczak i Jakubem Mazanem. Tłum widział na własne oczy
na wielkim telebimie, jak pojmany Turek bił czołem o ziemię. I myślał z mściwą satysfakcją: nie będzie Turek pluł nam w twarz. Cel patriotyczny został osiągnięty.

Wiem, że to wszystko zabawa. Wiem, że podobne i większe "inscenizacje" organizowane są też
w innych miejscowościach. Co roku na Warmii powtarza się Grunwald, a od niedawna inscenizuje się nawet klęskę w Warszawie (uznając, że per saldo ta klęska to przecież wcale nie klęska).
Widowiska historyczne to dziś rzecz zwyczajna, której intencje są jasne i oczywiste. Owo "ożywianie historii" ma być rodzajem lekcji, ma zwrócić uwagę obserwatorów (zwłaszcza młodzieży) na to co było oczywistym, choć niegdysiejszym, sukcesem. Bo właśnie sukces skleić ma pojedynczych ludzi w społeczeństwo.
Dumne i gotowe. Całkiem tak, jak skleić ich może pojedynczy wielkolud pchający kulę na medal, czy orły "Benhałera", jeśli im się uda. Cel społeczny osiąga się na różne sposoby.
Jesteśmy coraz głębiej zanurzeni w cywilizacji obrazkowej. Czego nie widać - tego nie ma. Albo
co najwyżej zasługuje na wzgardliwą etykietę "niszowości". Tłumy tych, których równość i wolność wyzwoliła ze żmudnego obowiązku studiowania przeszłości - nie wiedzą nic ani o historii, ani o teraźniejszości. O ileż łatwiej obejrzeć na telewizyjnym ekranie kolorowe obrazki niż przeczytać poważną książkę. Nakładami poważnych książek poświęconych przeszłości można zmierzyć skalę historycznej niewiedzy.

Jak się nie wie kim się było, to się nie wie kim się jest. Weekendowe i kolorowe błazeństwo
na Błoniach, na drodze królewskiej i krakowskim Rynku - zapewne w jakiejś mierze przyczyniło się do podniesienia wiedzy historycznej. Zapewne niejeden z gapiów zajrzał (albo zajrzy) do internetu, by się dowiedzieć, kto zacz ten Sobieski, którego zagrał sam Olbrychski. To niewątpliwy sukces historyków z TVN, którzy "obchody wiedeńskie" w Krakowie zorganizowali. Tylko czy taki sukces wystarczy?

Historyczne widowiska, także te przygotowane na większą skalę, mające nieporównanie większy budżet i widownię (na przykład filmowe superprodukcje) - budzą mimo wszystko pewien odruch
- że tak powiem - moralny. Oświetlają awers. A największe zwycięstwo ma też rewers. Podszyte bywa zawsze czymś, co satysfakcji przynieść nie może. Śmiercią. Wojną. Każda, nawet najbardziej zaszczytna wiktoria wzniesiona została na kałużach krwi i stertach anonimowych trupów. Gdy pomyśleć o tych, którzy cierpieli i ginęli, żadne zwycięstwo nie ma smaku.

Cel poznawczy, cel patriotyczny, cel społeczny… Rozumiem. Ale marzy mi się i cel moralny.
Po prostu brzydzi mnie i gniewa rechot tłumu na widok bijącego czołem Turka.

Wybrane dla Ciebie

Metropolita krakowski z wizytą w Rzymie. Wiadomo, z kim się spotkał

Metropolita krakowski z wizytą w Rzymie. Wiadomo, z kim się spotkał

Cyberataki GRU uderzają w Polskę. Firmy, logistyka i zwykli użytkownicy na celowniku

Cyberataki GRU uderzają w Polskę. Firmy, logistyka i zwykli użytkownicy na celowniku

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska