Broń porzucona w trawie
Do incydentu miało dojść podczas uroczystości upamiętniającej walkę żołnierzy 1 PSP AK na Podhalu i w Gorcach. 57-letni Marek Zapała z Niedźwiedzia zdarł fotografie przedstawiające Józefa Kurasia pseud. Ogień, kiedy zobaczył je na wystawie w partyzanckim muzeum. Wówczas Jerzy Widejko miał mu grozić najpierw drewnianą laską, a potem bronią.
- Rewolwer znalazł jakiś czas później w trawie mój kolega, a ja zabrałem go do domu i powiadomiłem policję - opowiada Zapała. - Nie powinienem dotykać broni. Prawdopodobnie starliśmy z niej odciski palców, więc właściciela nie udało się ustalić.
Rzecznik limanowskiej policji asp. Stanisław Piegza wyjaśnia, że sprawę umorzono, ponieważ nie było żadnych dowodów, że broń dostarczona na komendę przez Marka Zapałę należała do Jerzego Widejki.
To były pomówienia?
Jerzy Widejko od początku był przekonany, że sprawa tak się zakończy. Dowodził, że nikomu nie groził bronią, bo gdy Zapała zrywał plakaty, był w innej części muzeum. - Całe to zamieszanie jest kolejnym atakiem ludzi, którzy od lat mnie szkalują i próbują podważyć moją kombatancką przeszłość. Chodzi o pana Zapałę i Tadeusza Morawę z Nowego Targu. Podam ich do sądu o pomówienie - powiedział Widejko.
Najmłodszy partyzant
Konflikt między wspomnianą trójką istnieje od lat. Obie strony spierają się o ocenę działań Józefa Kurasia „Ognia”.
- Mój stryj Julian Zapała, pseudonim „Lampart” był jednym z najbardziej zasłużonych żołnierzy 1 PSP AK. Czuję się zobowiązany do tego, by czcić jego pamięć - przypomina Marek Zapała. - Dla mnie w muzeum w Szczawie, którego jestem kustoszem, nie ma miejsca dla „Ognia”, na którego AK wydało karę śmierci.
Marek Zapała i Tadeusz Morawa od lat kwestionują kombatancką przeszłość Jerzego Widejki. Przypominają, że w chwili zakończenia wojny miał on zaledwie 12 lat, a przecież dzieci do partyzantki nie brano. Ich zdaniem, Widejko „koloryzuje” swój życiorys. Wątpliwości te wygłaszali tak głośno, że przed laty zablokowali nawet nadanie Widejce tytułu Honorowego Obywatela Nowego Targu
Dr Maciej Korkuć, naczelnik Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Krakowie dowodzi jednak, że Jerzy Widejko ma prawo nazywać siebie partyzantem. W czasie okupacji stracił rodziców, a w 1944 r. sierotę przygarnął oddział AK. Służył w nim przez siedem miesięcy. - To także była służba, choć inna niż dorosłych - uważa dr Korkuć.