Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie ma jak tradycyjny polski kulig

Tadeusz Pieronek, biskup
Ten rodzaj zimowej, popularnej, karnawałowej zabawy polskiej szlachty, tej bardzo zamożnej i wpływowej, ale także szaraczkowej, znamy dziś tylko z literatury, choć w szczątkowej formie można się jeszcze z nią spotkać w ofertach biur turystycznych, zachwalających uroki wypoczynku na śniegu.

Warunkiem takiej zabawy jest wystarczająco gruba warstwa białego puchu, czego nikt umieszczający kulig w programie nie jest w stanie zapewnić - no i oczywiście sanie ciągnione przez żywe konie, o które coraz to trudniej, nawet na terenach rolniczych.

Zwyczaj kuligów zapisał się jednak w ludowej tradycji, może dlatego, że to właśnie wieś dysponowała najdłużej warunkami do ich organizowania. Ze śniegiem bywa różnie.
Ostatecznie dałoby się skorzystać z armatek wodnych, by ośnieżyć trasę kuligu, ale to przedsięwzięcie zbyt kosztowne.

Krucho jest ze sprzętem i zwierzętami, bo zarówno sanie, jak i konie zostały zastąpione pojazdami mechanicznymi o zdolności i sile wielokrotnie przekraczającej możliwości żywego organizmu.

A jednak kuligi przetrwały, o czym opinia publiczna została ostatnio poinformowana w związku
z tragicznym wypadkiem.

Na kuligi stać dziś tylko bogatych przedsiębiorców albo mieszkańców tych okolic, w których nie zaginęła tradycja tej zabawy

Traktor ciągnął kilka sanek z dziećmi - i przez nieuwagę kierowcy, na niestrzeżonym przejeździe kolejowym zginęło kilkuletnie dziecko, najechane przez pociąg.

Kto chce zobaczyć jak wygląda kulig tradycyjny, niech jedzie na wieś, na górskie drogi i polany leśne - i zapewne uda mu się zobaczyć tradycyjny kulig, albo przynajmniej ten genetycznie zmodyfikowany przez zastąpienie żywych zwierząt mechaniką.

Jak było dawniej? Było dużo śniegu, sań i koni, a nade wszystko ogromna ochota do spotkania, ucztowania, popijania i zabawy. Rozsiana na dużych przestrzeniach szlachta i ziemianie, mieli
w zimie dużo czasu.

Dzień był krótki, drogi zasypane, nuda w domu. Czyste powietrze, mróz, wypoczęte konie zachęcały do przejażdżki, do odwiedzin u sąsiadów, by dowiedzieć się, co dzieje się w świecie, ucieszyć, poplotkować.

Służba zaprzęgała konie, mościła słomą ozdobne sanie, wyścielała je wyprawionymi skórami łownej zwierzyny, chętni udania się w drogę otulali się w przytulne futra. Konie, ustrojone we wstążki
i dzwonki, na znak strzelającego z bata woźnicy, ruszały w drogę.

Nie można było wyjeżdżać z pustym żołądkiem. Pito więc strzemiennego, zabierano z sobą zapasy pieczystego, miodów, grzańców i okowity, by nie zamarznąć w drodze, podczas której wesołości
i śpiewkom nie było końca. Zwykle wyjeżdżało kilka sań.

Zatrzymywano się u sąsiadów, którzy wprawdzie nie wiedzieli wcześniej o wizycie, ale musieli się
z nią liczyć, bo taki był obyczaj.

Czego na czas nie schowano, znikało ze spiżarni i piwnic w gardłach gości, albo zasilało ich zasoby na dalszą drogę. Sąsiedzi, chcąc nie chcąc, dołączali do gości i jechali do następnego dworu. Orszak powiększał się i z godziny na godzinę był radośniejszy.

Koniec dnia spędzano przy ognisku, grzejąc się strzelającym w górę płomieniem i nie zapominając, że temperatura zewnętrzna musi być wewnętrznie wyrównana. Tańce, śpiewy i ucztowanie trwały czasem do białego rana.

Na takie kuligi stać dzisiaj tylko bogatych przedsiębiorców albo szczęśliwych mieszkańców tych okolic, w których nie zaginęła tradycja tej zabawy.

Inni szukają namiastek, które też przynoszą wiele radości. Kogo stać na konie i sanie, korzysta
z dóbr natury pełniej, ale jest narażony na dwa grzechy główne - obżarstwo i pijaństwo.

Kto korzysta ze zmodyfikowanej formy kuligu i siada na saneczki ciągnione przez traktor, ma wprawdzie przyjemność poruszania się po śniegu w sposób atrakcyjny, ale narażony jest na oddychanie spalinami, a ponadto zmuszony jest do przestrzegania przepisów drogowych, co przecież może popsuć całą zabawę.

Kto szuka mocniejszych przeżyć, może sobie zafundować kulig z zaprzęgiem psów lub reniferów, ale to już nie polska tradycja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska