Gdyby jednak zapytać żonę Sochy, powiedziałaby, że nie ma co do garnka włożyć, a żywność dla kilkunastu osób kosztuje majątek. Nie ma jednej pamięci. W każdej chwili bohaterowie tej opowieści mogą zostać zabici. Żydzi za to, że są Żydami. Rodzina Sochy za to, że on Żydom pomaga. Taką różnicę ustanowili Niemcy. Natomiast z Niemcami nie ma wiele wspólnego to, że Socha i Żydzi nie znają się i nie ufają, jakby byli z innych planet. Dopiero w miarę poznania to się zmienia.
Nie ma jednej pamięci; można jednak dążyć do zrozumienia.
Tymczasem mamy dewastującą wojnę, coś z gruntu innego, niż żarliwe czy nawet gniewne wymiany argumentów. Ale wielkie burze wokół ustaw o historii już w świecie się zdarzały.
We Francji w r. 2005, w ustawie o historii okresu kolonialnego zapisano m.in., że w programach szkolnych należy uwzględnić „pozytywną rolę francuskiej obecności w terytoriach zamorskich i Afryce Północnej”. Historycy uznali ustawę za skandal. Stworzyli „Wolność dla historii” i zażądali „uchylenia dyspozycji prawnych niegodnych systemu demokratycznego”.
Chodziło nie tylko wspomnianą wyżej, lecz też o wcześniejsze ustawy o pamięci. Pierwsza nakładała kary za rewizjonizm Holocaustu. Druga dekretowała masakrę Ormian jako ludobójstwo. Trzecia uznawała handel niewolnikami za zbrodnię przeciw ludzkości i nakazywała odpowiednio uwzględnić to w podręcznikach. Czwarta dotyczyła historii kolonialnej.
Sprzeciw wyjaśniano: „Historia nie jest tożsama z moralnością - Rolą historyka nie jest chwalić czy piętnować lecz tłumaczyć. Historia nie jest tożsama z pamięcią: nie lekceważy pamięci lecz się do niej nie sprowadza. Historia nie jest kategorią prawną. W państwie wolnym ustalanie prawd historycznych nie należy ani do parlamentu, ani do wymiaru sprawiedliwości. (...) Ustanowiono prawa, które mówią historykowi - pod groźbą kar - czego powinien szukać i co powinien znaleźć…” Noam Chomsky protestował już przeciw ustawie o Holokauście, ponieważ
„ przyznaje państwu prawo ustalania prawdy historycznej, co cieszyłoby Stalina i Goebelsa”. Inni podkreślali, że sądom brak kompetencji do wyrokowania w sprawach historii.
Opinii przeciwnych było jednak też mnóstwo. Ustawodawca dostał mocne wsparcie. Gilles Karmasyn z portalu zwalczającego negacjonizm twierdził, że „Prawo nie ustala rzeczywistości, tylko ją ukazuje”. Prawnik Arno Klarsfeld argumentował, że historia nie jest własnością historyków. Dodawał, że „parlament, czyli reprezentacja narodu, jest w swym prawie, gdy ocenia przeszłość” bo „prawa mówiące o wspólnej pamięci są czasem konieczne, gdyż budują jedność narodu potwierdzając rozmaite tożsamości, które tworzą Republikę”. Wspomnianych aktów prawnych nie uchylono lecz niektóre zapisy zmodyfikowano.
Polub nas na Facebooku i bądź zawsze na bieżąco!