Czytaj też:
* Czy z bankrutujemy przez CO2?
A i jeszcze, że Polska jest liderem europejskiego ruchu na rzecz "rewitalizacji idei Unii Europejskiej" - czyli wspierania biednych przez bogatszych. Premier nie powiedział niestety, ile ten jego ruch może. Bo na co stać bogatych, to już mniej więcej wiadomo. I co może przy nich np. polski minister finansów.
Agencja Reutera, wczoraj po południu: "Niemcy i Francja osiągnęły porozumienie w sprawie zasad funkcjonowania przyszłego stałego mechanizmu rozwiązywania kryzysów w strefie euro, który ma zacząć działać w 2013 roku".
Agencja PAP, wieczorem: "Według polskiego ministra (finansów) przedstawiona na posiedzeniu ministrów finansów strefy euro nowa propozycja mechanizmu (rozwiązywania kryzysów) ... to bardzo przekonywająca propozycja... Rostowski zaznaczył jednak, że dyskusje w eurogrupie nie przesądzają jeszcze ostatecznego kształtu tego mechanizmu - ani polskiego stanowiska w tej sprawie" .
Unia oczywiście nam pomoże w razie czego, tyle że w zamian to ona będzie pisać nasze budżety i planować, kiedy i na czym mamy oszczędzać
Dziś kryzys dotyka finansów publicznych: całe państwa są dramatycznie zadłużone. Szachownica wygląda mniej więcej tak: Anglicy, którzy próbują się uratować samodzielnie, drastycznie oszczędzają u siebie i chcą zmniejszyć budżet Unii, m.in. kosztem funduszy rozwojowych, a więc i pieniędzy dla nas. Niemcy ciągle mają się najlepiej i do Unii dokładają najwięcej. Ale jeśli Angela Merkel ma dalej przekonywać niemieckiego podatnika do ratowania strefy euro, samego euro i całej Unii, to musi uzyskać realny wpływ na zachowanie jej niesfornych członków. Po uratowaniu bankrutującej Grecji (110 mld euro) wczoraj ustalono pomoc dla Irlandii (85 mld). Teraz zabawa zacznie się z równie słabo stojącą Portugalią (mówi się o 50 mld), ale to tylko przygrywka przed Hiszpanią (ta - jeśli będzie musiała zwrócić się o pomoc, to już rzędu 450 mld).
Schemat jest prosty: pogłoski o kłopotach powodują, że dany kraj musi więcej płacić za obsługę swojego zadłużenia, co powoduje problemy z tym zadłużeniem, co zmusza do poproszenia Unii o pomoc. Irlandia nie potrzebowała tych 85 mld euro, ale im mocniej o tym zapewniał jej premier, tym bardziej rosło oprocentowanie jej obligacji. I jak urosło do 10 proc., to Irlandia już pomocy potrzebowała. Następne po Iberii mają być w Włochy. Daje nam to jeszcze trochę czasu. Bo po rozprawieniu się z zadłużonymi krajami południa Europy możemy się stać kolejnym celem dla spekulacyjnego kapitału grającego na kłopoty zadłużonych państw Unii. A warto pamiętać, że już dziś nasz dług jest wyceniany drożej od hiszpańskiego.
Unia oczywiście nam pomoże w razie czego, tyle że w zamian to ona będzie pisać nasze kolejne budżety i planować, kiedy i na czym mamy oszczędzać. Co wydatnie ułatwi mechanizm rozwiązywania kryzysów, umówiony właśnie między Francją a Niemcami, ku zadowoleniu naszego ministra finansów.