Najpierw Phelps zrewanżował się Chadowi le Closowi z RPA za porażkę na poprzednich igrzyskach w Londynie. Z czasem 1:53,36 pewnie wygrał. 24-letni obrońca tytułu na 200 m motylkiem nie zmieścił się nawet na podium. Na ostatniej długości basenu wyprzedzili go Japończyk Masato Sakai i Tamas Kenderesi z Węgier. - Chciałem odzyskać złoto w tej konkurencji. Przyszedłem na basen z jasnym celem. I go wykonałem - skomentował Phelps, dla którego zrewanżowanie się zawodnikowi z RPA było jednym z głównych powodów do powrotu ze sportowej emerytury (przeszedł na nią w 2014 roku).
Nieco ponad godzinę po zdobyciu złota na 200 m motylkiem Phelps powrócił, by rywalizować z kolegami ze sztafety 4x200 m stylem dowolnym o medal. Conor Dwyer, Francis Haas i Ryan Lochte pomogli mu w kolejnym triumfie. Amerykanie w zeszłym roku na mistrzostwach świata przegrali na tym dystansie z Brytyjczykami. Tym razem prowadzili od początku i finiszowali z przewagą prawie 2,5 sekundy.
Dla Phelpsa to już piąte igrzyska, ma na koncie 21 złotych medali (do tego po dwa srebrne i brązowe) - ponad dwa razy więcej niż druga na liście wszech czasów radziecka gimnastyczka Larysa Łatynina (dziewięć). Gdyby 31-letni pływak był państwem, plasowałby się na 39. miejscu klasyfikacji medalowej, ex-aequo z Etiopią (21 złotych), a przed Austrią, Argentyną (po 18) i Jamajką (17). - To dużo medali. Szaleństwo. W głowie się nie mieści - skomentował swoje dokonania zawodnik, który debiutował na igrzyskach jako 15-latek, w Sydney w 2000 roku.
A to jeszcze nie koniec. Z Le Closem Phelps zmierzy się jeszcze na 100 m motylkiem, do tego wystartuje m.in. na 200 m stylem zmiennym i w sztafecie 4x100 st. zmiennym. - W tym tygodniu zostało się jeszcze sporo konkurencji. Nie jestem nawet w połowie tego, co założyłem - zapowiada Phelps, który w Rio zdobył już trzy krążki z najcenniejszego kruszcu (wcześniej w sztafecie 4x100 st. dowolnym).