"Będziemy mieli na pewno piękne, pełne czerwieni, zachody słońca, może nawet takie jak Joseph Turner albo inni malarze angielscy malowali w XIX w." - mówił w styczniu „Dziennikowi Bałtyckiemu” prof. Jacek Piskozub, oceanograf Polskiej Akademii Nauk. Było kilka dni po wybuchu wulkanu na Pacyfiku. Erupcję Hunga Tonga-Hunga-Hapai widać było z satelity. Nagrania pokazywał wielki wybuch, z wielkim pióropuszem pyłu.
Zdaniem prof. Piskozuba, wybuch Hunga Tonga-Hunga-Hapai był jednym z najsilniejszych tego typu zjawisk w XXI w. i końcówce wieku XX (silniejszy od wybuchu wulkanu Pinatubo w 1991 r. lub do niego porównywalny).
Prof. Piskozub podkreślał wówczas, że wybuchy wulkanów o takiej skali zawsze mają globalne konsekwencje. Należą do nich tzw. eutrofizacja wód w pobliżu miejsca eksplozji, gdzie na morskim dnie osadza się wulkaniczny pył, tzw. terfa. Ma ona użyźniający wpływ, co może mieć wpływ na wykwity różnego rodzaju organizmów zakłócających naturalny ekosystem.
Emisja pyłu pochodzenia skalnego do atmosfery może również okresowo doprowadzić do obniżenia globalnej temperatury.
- Drobiny pyłu odbijają po prostu światło słoneczne, a są one w stanie utrzymywać się w stratosferze ziemskiej około 2-3 lat. Nie wpływają na obecność gazów cieplarnianych, ale jeśli promieni słonecznych dociera mniej, to automatycznie jest chłodniej. Pomiary wskazują, że kolejny rok po Pinatubo był chłodniejszy na Ziemi o 0,3 a nawet 0,4 st. C. W 1815 r. po wybuchu wulkanu Tambora w Indonezji mieliśmy tzw. rok bez lata. Wówczas w Kanadzie i Nowej Anglii śnieżyce występowały w lipcu i sierpniu. Na polach nic nie urosło, nie było żadnych zbiorów – mówił Jacek Piskozub.
Naukowiec wskazał również, że obecność pyłu wulkanicznego wpływającego na pociemnienie stratosfery może przynieść niezwykłe zachody słońca.
- Piękne, pełne czerwieni, może nawet takie jak Joseph Turner albo inni malarze angielscy malowali w XIX w. po wybuchu wulkanu Tambora – mówił w styczniu Jacek Piskozub. Pytany o ostatnio obserwowane wieczorne niebo, uwiecznione przez wielu internautów potwierdził, że może to być właśnie to zjawisko.
Joseph Mallord William Turner (1775-1851), uznawany za największego malarza angielskiego romantyzmu, nazywany malarzem żywiołów, wśród swoich niemal 30 tys. prac pozostawił m.in. pejzaże pokazujące zachody słońca, z mieszającymi się ciemną czerwienią, błękitem i granatem (m.in. obraz pt. The Fighting Temeraire tugged to her last berth). Zdaniem badacza, Turner i inni malarze XIX wieczni inspirowani byli efektownymi skutkami wybuchów wulkanów. W tamtym stuleciu tego aktywne były m.in. wulkany Tambora, Malunggung, Krakatoa w Indonezji, wulkany w Azji, obu Amerykach i na Islandii.
Magiczny zachód słońca nad Gdańskiem. Choć pierwsze dni lata...
