https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Niższe podatki nie sprawią, że dzieci będzie więcej

Daniel Szafruga
archiwum
Wybór Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej przyćmił dwie ważne informacje. Waloryzację emerytur i rent, wyższe ulgi na dzieci, a druga to finansowa kondycja ZUS, o której raportuje Najwyższa Izba Kontroli.

Premier żegna się z krajową polityką, zostawiając prezent. Obiecuje, że rząd zwaloryzuje w przyszłym roku emerytury i renty o 36 zł zamiast dziesięciu. Zwiększy także ulgi podatkowe na trzecie i kolejne dziecko i umożliwi osobom o niskich dochodach ich wykorzystanie. W rezultacie najuboższe rodziny nie tylko, że nic nie zapłacą fiskusowi, to jeszcze dostaną pieniądze z budżetu.

Z jednej strony cieszy, że politycy dostrzegli, iż w kraju są rodziny, w których pracującym rodzicom nie wystarcza na życie. Tyle że będzie to nas kosztowało 2,8 mld zł. Premier stwierdził, że pieniądze weźmie z nadwyżki budżetowej. Ale takiej nie ma, jest za to spory deficyt. By spełnić obietnice, minister finansów będzie musiał kroić wydatki. Jest już pierwsza ofiara - Ministerstwo Obrony Narodowej, które nie dostanie 800 mln zł na modernizację armii, co w kontekście agresywnych poczynań Rosji wydaje się strzelaniem sobie w stopę.

Szaleńcza decyzja? Z pozoru. Rozdanie 2 mld zł zapewne sprawi, że Polacy będą kupowali więcej, co może rozruszać gospodarkę i zwiększyć wpływy z podatku VAT. Ale to za mało, by wyjść z kryzysu. To raczej zmiana oblicza polityków, którzy zamiast rządzić i zabierać, chcą także dawać. Mówiąc wprost - chodzi o zbliżające się wybory. Taki nowy tuskobus, który opozycji będzie trudno zatrzymać.

Premier wyjeżdżając do Brukseli zostawia następcy także problemy: demografię i ZUS. Co roku w kasie tej instytucji brakuje 36 mld zł. Tyle musi pożyczyć lub dostać z budżetu. Deficyt będzie się z czasem pogłębiał, bo rodzi się za mało dzieci. Za 15-20 lat więcej będzie emerytów, niż ludzi płacących składki do ZUS. Jedynym ratunkiem jest sprawić, by Polki rodziły więcej dzieci. Tylko że one nie chcą tego robić w takich warunkach, w jakich żyją, i podatkowe ulgi ich nastawienia nie zmienią.

Aby zwiększyć liczbę dzieci, trzeba stworzyć przyjazne warunki dla rodzin. A to nastapi, gdy kobiety - bo to one decydują o liczbie potomstwa - poczują finansowe bezpieczeństwo. Wtedy, gdy bez problemu znajdą dla swoich maluchów miejsce w żłobku, a potem w przedszkolu. Gdy rodzice będą mieli pracę i pensje, które wystarczą do życia, a nie wegetacji. Wtedy gdy nie będzie problemu z dostaniem się z chorym malcem do lekarza, a pracodawcy przestaną podejrzliwie patrzeć na brzuch każdej młodej kobiety. Gdy młodzi będą mogli tanio wynająć mieszkanie, zamiast je kupować, zadłużając się na 30 lat.
Polki dbają o swoje dzieci i chcą je mieć. Czego przykładem są te, które wyemigrowały do Wielkiej Brytanii, Francji czy Norwegii.

Czyli tam, gdzie taki przyjazny klimat im stworzono. Powodzenia w Brukseli, Panie Premierze.

CO TY WIESZ O WIŚLE? CO TY WIESZ O CRACOVII? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

a
asd
Dlatego, że wtedy niewiele osób wiedziało, że mogłoby być lepiej. Większość ludzi nie miała szans na wyjazd za granicę nawet turystycznie, a jeżeli już to do innych państw bloku wschodniego. To, że w Polsce żyje się ciężko nie jest niczym nowym, ale teraz każdy młody wie, że może być inaczej. Prawdą jest, że ceny mieszkań są bardzo wysokie, ale kiedyś mieszkań po prostu nie było. Nie było i już. Wszyscy mieszkali z rodzicami, liczyli każdy grosz i nawet przy stałej pracy trzeba było czasem pożyczać. Jak zepsuła się pralka, to przez rok, albo dwa prało się ręcznie, każdy miał jedną parę spodni na co dzień i jedną "na niedzielę".
Dzisiaj młodym jest ciężej nie dlatego, że mają mniej (mają dużo, dużo więcej niż myślą), tylko dlatego, że wszyscy wmawiali im, że jak skończą to, czy tamto, będą mieli życie jak w Madrycie, że mogą wszystko. Większość zawiodła się, nie przez Tuska, czy Kaczyńskiego, ale dlatego, że czekali na życie rodem z amerykańskich seriali.
Niestety, dalej oblegane są Turystyka, Zarządzanie i inne, nikomu nie potrzebne kierunki. Większość z ich absolwentów jeszcze kilkanaście lat temu nie dostałaby się nawet do lichego liceum, a teraz twierdzą, że ktoś ich oszukał. Przykro mi to mówić, ale sami się oszukali. Od co najmniej dziesięciu lat nie jest tajemnicą, że w.w. kierunki są fabrykami bezrobotnych, a mimo to rekrutacje uzupełniające na studia dotyczą niemal wyłącznie kierunków technicznych.
To jak włożyć rękę w tryby a później narzekać, że urwało.
w
w próżne
W średniowieczu zajmowano się liczeniem diabłów na główce szpilki, albo liczeniem i działalnością chórów anielskich. Teraz nastała moda na liczenie dzieci. A jednocześnie miliony dorosłych i młodych są wykluczone poza nawias normalnego, godnego człowieka życia. Jedni bez pracy, inni na śmieciówkach czy na czarno. Dlaczego takie liczenie nie odbywało się w czasach tej podobno okropnej komuny?
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska