Premier żegna się z krajową polityką, zostawiając prezent. Obiecuje, że rząd zwaloryzuje w przyszłym roku emerytury i renty o 36 zł zamiast dziesięciu. Zwiększy także ulgi podatkowe na trzecie i kolejne dziecko i umożliwi osobom o niskich dochodach ich wykorzystanie. W rezultacie najuboższe rodziny nie tylko, że nic nie zapłacą fiskusowi, to jeszcze dostaną pieniądze z budżetu.
Z jednej strony cieszy, że politycy dostrzegli, iż w kraju są rodziny, w których pracującym rodzicom nie wystarcza na życie. Tyle że będzie to nas kosztowało 2,8 mld zł. Premier stwierdził, że pieniądze weźmie z nadwyżki budżetowej. Ale takiej nie ma, jest za to spory deficyt. By spełnić obietnice, minister finansów będzie musiał kroić wydatki. Jest już pierwsza ofiara - Ministerstwo Obrony Narodowej, które nie dostanie 800 mln zł na modernizację armii, co w kontekście agresywnych poczynań Rosji wydaje się strzelaniem sobie w stopę.
Szaleńcza decyzja? Z pozoru. Rozdanie 2 mld zł zapewne sprawi, że Polacy będą kupowali więcej, co może rozruszać gospodarkę i zwiększyć wpływy z podatku VAT. Ale to za mało, by wyjść z kryzysu. To raczej zmiana oblicza polityków, którzy zamiast rządzić i zabierać, chcą także dawać. Mówiąc wprost - chodzi o zbliżające się wybory. Taki nowy tuskobus, który opozycji będzie trudno zatrzymać.
Premier wyjeżdżając do Brukseli zostawia następcy także problemy: demografię i ZUS. Co roku w kasie tej instytucji brakuje 36 mld zł. Tyle musi pożyczyć lub dostać z budżetu. Deficyt będzie się z czasem pogłębiał, bo rodzi się za mało dzieci. Za 15-20 lat więcej będzie emerytów, niż ludzi płacących składki do ZUS. Jedynym ratunkiem jest sprawić, by Polki rodziły więcej dzieci. Tylko że one nie chcą tego robić w takich warunkach, w jakich żyją, i podatkowe ulgi ich nastawienia nie zmienią.
Aby zwiększyć liczbę dzieci, trzeba stworzyć przyjazne warunki dla rodzin. A to nastapi, gdy kobiety - bo to one decydują o liczbie potomstwa - poczują finansowe bezpieczeństwo. Wtedy, gdy bez problemu znajdą dla swoich maluchów miejsce w żłobku, a potem w przedszkolu. Gdy rodzice będą mieli pracę i pensje, które wystarczą do życia, a nie wegetacji. Wtedy gdy nie będzie problemu z dostaniem się z chorym malcem do lekarza, a pracodawcy przestaną podejrzliwie patrzeć na brzuch każdej młodej kobiety. Gdy młodzi będą mogli tanio wynająć mieszkanie, zamiast je kupować, zadłużając się na 30 lat.
Polki dbają o swoje dzieci i chcą je mieć. Czego przykładem są te, które wyemigrowały do Wielkiej Brytanii, Francji czy Norwegii.
Czyli tam, gdzie taki przyjazny klimat im stworzono. Powodzenia w Brukseli, Panie Premierze.
CO TY WIESZ O WIŚLE? CO TY WIESZ O CRACOVII? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!