- Dźwięk syren strażackich około godz. 21 w niedzielę sprawił, że ludzie wybiegli z domów sprawdzając, gdzie tym razem pojawił się ogień - relacjonuje Przemysław Mairer, sołtys Barcic Dolnych.
- Kłęby dymu i płomienie widoczne były nad centrum wsi. Pierwsi przyjechali tam, dwoma wozami, druhowie z miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej. Później dotarło jeszcze pięć innych straży.
Ogień strawił wielką stodołę połączoną przewiązką ze starym domem. Płomienie szybko prześlizgnęły się na jego dach.
Strażacy gasili płonące budynki i równocześnie koncentrowali siły na ratowaniu stojącego obok drugiego starego domu i nowego budynku mieszkalnego oraz gospodarstwa sąsiadów. Minęło 3,5 godziny, zanim opanowali żywioł.
Obawy barciczan przed powrotem podpalacza potęguje fakt, że do gospodarstwa, które płonęło, można dojść także od strony pól, a poprzednio właśnie tak zakradał się do nich piroman.