Niwa jeszcze wiosną występowała w IV lidze, więc w klasie okręgowej z urzędu wydawała się być kandydatem do mistrzostwa. Jednak zespół prezentował zmienną formę. Niby nie przegrywał, ale remisami ligi się nie uciągnie. Piłkarze z Nowej Wsi przekonali się o tym w poprzednim sezonie.
Wydawało się, że dla Niwy przełom oznaczała wyjazdowa wygrana nad Dębem Paszkówka (4:0). Potem jednak przyszła przykra porażka na własnym boisku z Brzeziną Osiek (1:2). W Chełmku ekipa z Nowej Wsi także nie mogła długo „odpalić”.
- Chłopcom wydawało się, że jak ich rywalem jest zespół z dolnych rejonów tabeli, to odda nam punkty za darmo _– analizuje Kamil Żmuda, trener Niwy. - _Musiałem w szatni, przy pomocy kapitana, mocno nimi wstrząsnąć. Tym razem się udało.
Potyczka w Chełmku pokazała, że w zespole drzemią spore możliwości. Trzeba je tylko z niego wydobyć. - Cieszę się, że skuteczność rozłożyła się na kilku zawodników – tłumaczy trener Niwy. - Ważnego gola, bo przywracającego kolegom wiarę w sukces, zdobył Łukasz Łęcki, ale mrówczą pracę wykonał Adam Żmuda, który miał udział przy wszystkich golach. Jest raczej napastnikiem, ale z racji doświadczenia, dogrywa też kolegom. Do ukoronowania dobrego występu zabrakło mu bramki.
Z dobrej strony zaprezentował się też młodzieżowiec Piotr Klimczyński, który strzelił trzecią bramkę, a czwartą wypracował. - Wcześniej dobre momenty przeplatał słabszymi, ale w Chełmku zagrał cały mecz na wysokich obrotach, biorąc na siebie ciężar odpowiedzialności za wynik. To cieszy w perspektywie kolejnego meczu – kończy trener Żmuda.
Skoro Niwa zaczęła przełamywać bariery, to może w najbliższym meczu odczaruje własne boisko. Ostatni raz wygrała na nim z Wiślanami Jaśkowice 1:0...6 września 2014 roku, czyli 393 dni temu.