Zastrzeżenia do raportów banku centralnego
Zdaniem analityków portalu, od pewnego czasu NBP rozpowszechnia nieprawdziwe informacje jakoby już nawet 75 proc. transakcji mieszkaniowych odbywało się bez udziału kredytu.
,,Wielokrotnie pisaliśmy o błędach w metodologii tych obliczeń i nawet sami deweloperzy przyznają, że takie wartości są kompletnie oderwane od rzeczywistości, a rzeczywista sprzedaż gotówkowa wynosi od 30 do 40 proc. - zauważają autorzy.
- Jednym z niebezpieczeństw jest zjawisko ,,ciagnięcia” rynku przez kredytowych kamikadze, a nie żadni inwestorzy, wyciągający miliony ze skarpet i inwestujący w mieszkania pod wynajem (tych szacuje się, że jest około 10 proc). Kredyt (przynajmniej ten w złotówkach) pozostaje od dłuższego czasu historycznie tani, a z jego dostępnością nie ma właściwie żadnego problemu. Do tego, banki są skłonne pożyczać zupełnie abstrakcyjne kwoty.
Podstawą do krytycznych uwag są również publikacje na łamach Bankiera.pl. Wynika z nich, że niektóre banki są w stanie pożyczyć 9-krotność rocznych dochodów, kiedy za maksymalny bezpieczny poziom zwykło się przyjmować jego 3-krotność. Co ciekawe, banki najbardziej „niechętne” także oferują kosmiczne kredyty, bo szacują zdolność kredytową na 7-krotność rocznych dochodów (czyli ponad 2 razy wyżej niż „norma” w zwykłych czasach na poważnych rynkach).
Niebezpieczeństwo wisi w powietrzu
Autorzy ostrzegają, że rynek kredytów jest bardzo niebezpieczny - przy ewentualnym wzroście stóp albo kryzysie gospodarczym (wzrost bezrobocia, utrata pracy) bardzo wiele kredytów może zakończyć się spektakularnym bankructwem, co odczujemy oczywiście wszyscy, bo w takiej sytuacji zwykło się ratować banki pieniędzmi podatników. O komentarz poprosiliśmy Piotra Krochmala, prezesa Instytutu Analiz Monitor Rynku Nieruchomości.
- Autorzy nie piszą jaki jest udział kredytu w cenie kupna mieszkania - stwierdza nasz rozmówca. - Te dane są w raportach bankowych. Wynika z nich, że stosunkowo niewiele osób decyduje się na maksymalnie dostępną kwotę kredytu. Większość biorących kredyt tylko się nim wspomaga. Więc nie będzie żadnych masowych bankructw, nawet gdyby ceny spadły, bo zawsze będzie można sprzedać lokal i spłacić kredyt w całości. Ale z ogólną tezą autora, że nie będzie żadnego krachu na tym rynku, porównywalnego z tym z 2008 r. się zgadzam. Autorzy publikacji zestawiają dane z całego kraju i piszą, że ilość lokali nabywanych inwestycyjnie jest stosunkowo mała. Tylko, że rynek zakupów inwestycyjnych sprowadza się do 5-6 ośrodków wielkomiejskich. No, bo po co inwestować na prowincji? Na prowincji kupują tylko ci, którym mieszkanie jest konieczne do życia.
KONIECZNIE SPRAWDŹ:
WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
