List upublicznił poseł Arkadiusz Mularczyk (Solidarna Polska), bo do niego i innych parlamentarzystów był adresowany. Przesłał go do mediów i do ratusza, dorzucając własny komentarz do prezydenta Ryszarda Nowaka, by zajął się sprawą na poważnie.
"Nasza sytuacja w sferze finansów jest katastrofalna. Płace są na poziomie minimalnej krajowej i gdyby nie marne dodatki za godziny nocne i świąteczne, wynosiłyby 1300 zł" - piszą anonimowi kierowcy. Dalej skarżą się na prowizoryczne naprawy autobusów, wadliwie działający system GPS i obyczaje związkowców, którzy rozdają między siebie dodatkowe godziny pracy. Desperaci twierdzą, że przez ciągły stres w pracy są na granicy wytrzymałości psychicznej.
"Zarzuty formułowane w liście otwartym kierowców są wysoce niepokojące i wymagają wyjaśnienia. Tonacja i charakter zwrotów w nim zawartych wskazują na rozpacz, rozżalenie, beznadziejność i przytłoczenie sytuacją kierowców sądeckiego MPK" - stwierdza w korespondencji do prezydenta poseł Mularczyk.
- Prezydent nie może się ustosunkować do listów, ponieważ ich nie otrzymał, choć w mediach krążą od doby. To dziwne obyczaje, że adresat powiadamiany jest na końcu - stwierdziła rzecznik prezydenta Małgorzata Grybel.
Zaskoczenia treścią anonimu nie kryje dyrektor MPK Andrzej Górski. - Nie otrzymałem go. Znam treść z gorących komentarzy i sprzeciwów, jakie wywołał w firmie. Jest skandaliczny. Dla frustratów nie będę zmieniał MPK - mówi dyrektor Górski. - Mamy 130 kierowców na etatach - wylicza - a ich średnia zarobków brutto dochodzi do 2800 zł miesięcznie, co jest wielkością
porównywalną z Tarnowem. Nasz GPS działa i dzięki niemu mam kontrolę nad każdym pojazdem i kierowcą - mówi dyrektor Górski. - Nie wszystkim to się może podobać, bo nasz system pracy jest zupełnie inny, niż kierowców PKS, których przyjęliśmy około dwudziestu. U nas trzeba obsługiwać elektroniczne systemy pokładowe, być cały czas czujnym, dbać o pasażera, uważać na ruch uliczny - dodaje. Jego zdaniem, ten paszkwil na MPK może mieć związek z wyborami związkowymi w najbliższy czwartek.
- Też tak uważam i jestem nim oburzony - mówi dotychczasowy lider zakładowej "Solidarności" Ryszard Lewandowski. Tłumaczy, że związek od 15 lat prowadzi legalną działalność gospodarczą polegającą na odpłatnym zlecaniu kierowcom związkowym dodatkowych nadgodzin, by nie zatrudniać nowych ludzi.
- Niemal wszyscy, prócz nowo przyjętych, są w "Solidarności" i jak chcą, mogą dorobić - dodaje Lewandowski. Jego rywal Tadeusz Stawiarski odcina się od listu. - Nie mam z nim nic wspólnego, ja zawsze gram fair, chłopaki mnie znają - mówi. Dziś z kierowcami spotka się prezydent Nowak.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+