Przystanek w sąsiedztwie komendy straży miejskiej od lipca traktowany jest jak parking. W zastawioną autami zatoczkę są w stanie wjechać tylko mniejsze autobusy. Większe stają na ulicy, wstrzymując ruch i utrudniając pasażerom wsiadanie. Wczoraj o godz. 12.05 do autobusu nr 7 niepełnosprawna kobieta wchodziła na kolanach. Nie miałaby problemu, gdyby wsiadała z poziomu chodnika, a nie jezdni.
- Kierowcy parkują w zatoczce autobusowej od kiedy ulicę zamknięto w związku z budową ronda przed galerią "Trzy Korony" - mówi Małgorzata Kacza-nowska pracująca w pobliskim kiosku.
Na bezkarność właścicieli aut skarży się sądeczanin Wojciech Kaczor. Emerytowany instruktor nauki jazdy podkreśla, że dla każdego kierowcy powinno być oczywiste, że parkowanie w zatoczkach jest niedozwolone. - Kilka razy sygnalizowałem problem straży miejskiej, ale nie widzę, żeby podjęła interwencję, auta wciąż stoją na przystankach - ubolewa Wojciech Kaczor.
Dariusz Górski, zastępca komendanta straży miejskiej zapewnia, że strażnicy nie przechodzą obojętnie obok łamania przepisów. Codziennie upominają i karzą właścicieli aut, którzy traktują przystanki jak parkingi. Zwykle kończy się na pouczeniu. Jeśli pojazdy utrudniają ruch bądź stanowią zagrożenie, właściciele dostają mandaty, a auto trafia na parking. Mandat kosztuje 100 zł, odholowanie 190, kolejne 25 trzeba zapłacić za parking. - Bywa, że interwencji jest kilkanaście dziennie - mówi Górski. - Skala zjawiska jest duża, a strażnicy nie mogą być wszędzie.
Wiceprezes MPK Józef Jarecki mówi, że kierowcy autobusów codziennie sygnalizują problemy z wjazdem na przystanki. - Blokujące zatoczki auta nie stanowią problemu wyłącznie dla naszych kierowców - podkreśla Jarecki. - Przede wszystkim utrudniają korzystanie z komunikacji naszym pasażerom.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+