To nie odosobniony przypadek. Scenariusz, jak mówią pracownicy Sądeckiego Ośrodka Adopcyjnego, zawsze wygląda podobnie: rodzice wyjeżdżają w świat za pracą, więzi słabną, aż w końcu organizują sobie nowe życie, w którym na dzieci zostawione w kraju nie widzą miejsca. - Dzieci niechcianych, niestety, przybywa - przyznaje dyrektor Leśniara.
Najwięcej porzuceń zdarza się w biednych rodzinach, dotkniętych alkoholizmem. Coraz częściej jednak dzieci tracą rodziców w wyniku emigracji zarobkowej. - Jest ich na pewno więcej niż kilkanaście przypadków, o których wiemy - zaznacza szef sądeckiego ośrodka. - Niby wciąż mają rodziców, ale co to za rodzicielstwo, które ogranicza się do przysłania raz w roku paczki z upominkami na święta. Problem urasta do rozmiarów dramatu, gdy potrzeba np. zgody na operację dziecka i nie ma nikogo, kto mógłby ją wydać.
Młodzi sądeczanie, których opuścili biologiczni rodzice i którzy musieliby trafić pod opiekę dalszych krewnych lub zupełnie obcych ludzi, wychowują się w kilkudziesięciu rodzinach zastępczych.
Sądecki ośrodek adopcyjny planuje w 2013 roku powołanie kolejnych form zastępczej opieki nad dziećmi - trzech rodzin zastępczych i jednego zawodowego rodzinnego domu dziecka, który poprowadzą Aleksandra i Andrzej Grińscy. Zapotrzebowanie rośnie także dlatego, że ograniczono liczbę dzieci, które można oddać pod opiekę jednej rodzinie. W zastępczej maksimum to troje (w wyjątkowych przypadkach jedno, dwoje więcej, jeśli trzeba znaleźć opiekę dla biologicznego rodzeństwa). W rodzinnym domu dziecka wychowuje się najwyżej ośmioro podopiecznych.
Moda w przedwojennym Krakowie [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!