Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Numerariusze pod Wawelem

Marek Bartosik
- Staramy się przekonać dziewczyny, że jeśli poświęcają się domowi, to nie stają się kobietami gorszej kategorii - mówi Grażyna Lowas
- Staramy się przekonać dziewczyny, że jeśli poświęcają się domowi, to nie stają się kobietami gorszej kategorii - mówi Grażyna Lowas Andrzej Banaś
Ta nazwa będzie się jeszcze długo kojarzyć z "Kodem Leonarda da Vinci". Jednak Opus Dei, czyli Dzieło Boże, to nie instytucja, z którą przeciętny krakowianin może zetknąć się tylko sięgając do tej powieści. Dzieło dyskretnie funkcjonuje tuż obok nas. Za osobistą życzliwą zachętą wyrażoną kiedyś przez Jana Pawła II. Czym po 15 latach obecności w Krakowie jest Opus Dei?

Dla ludzi spacerujących krakowskimi alejkami Grottgera ten dom niczym się nie wyróżnia. No może jeśli nie liczyć solidności i elegancji. Trzypiętrowa kamienica przypomina współczesne apartamentowce. Przed schowaną w żywopłocie furtką i zadbanym, niewielkim ogrodem wisi dyskretna tabliczka z napisem Ośrodek Akademicki "Barbakan".

W środku piękna, nowoczesna klatka schodowa, obszerny salon z pianinem i wielkimi sofami na pierwszym piętrze i skromną, ale wysmakowaną kaplicą na parterze. Kilka ulic dalej, na ogrodzeniu budynku obok Miasteczka Studenckiego, znajdujemy podobną tabliczkę informującą, że stoimy przed Ośrodkiem Akademickim "Skała". Powstał w 2001 roku. Te dwa budynki to główne ośrodki Opus Dei w Krakowie.

Diecezja bez granic
Dzieło Boże, czyli oficjalnie Prałatura św. Krzyża i Opus Dei. Powstała w 1928 roku w Hiszpanii, a Jan Paweł II w 1982 roku nadał tej wcześniej formalnie świeckiej instytucji charakter prałatury personalnej, czyli czegoś w rodzaju ogólnoświatowej diecezji bez wyznaczonych granic terytorialnych, a powołanej do realizacji określonych celów Kościoła.

Jak dotąd Opus Dei jest jedyną tego rodzaju instytucją w Kościele! Dzieło zaczynało swą obecność w Polsce 20 lat temu od Szczecina i Warszawy. Wśród pierwszych emisariuszy byli księża z zagranicy, często o polskich korzeniach. Przyjeżdżali do Polski by propagować idee Josemaria Escriva de Balaguer, założyciela Opus Dei kanonizowanego w 2002 roku.

"Celem jest budzenie we wszystkich środowiskach świadomości powszechnego powołania do świętości i apostolstwa poprzez codzienną pracę. To powołanie członkowie Opus Dei realizują pozostając w świecie. Instytucja zapewnia im jedynie formację i środki duchowe. Świeccy członkowie nie przestają być ludźmi świeckimi, księża zaś, poddając się duchowemu zwierzchnictwu przełożonych prałatury, nadal podlegają jurysdykcji własnego biskupa" - tak o misji Opus Dei mówił w 1992 roku w polskich mediach ks. Stefan Moszoro-Dąbrowski, pierwszy wikariusz Dzieła w Polsce.

Opus Dei miało poparcie najwyższych władz Kościoła, ale też czarną legendę mafii osadzonej w strukturach Kościoła. Instytucja zawdzięczała to m.in. zaangażowaniu jej ludzi w rządy frankistowskiej Hiszpanii.

Skromne początki
Jeszcze w 1992 roku Opus Dei swą liczebność w Polsce wyliczała na około 50 osób. Dzisiaj podaje liczbę dziewięciokrotnie większą. Kraków był dla Opus Dei miejscem ważnym. - Przecież to papieskie miasto - tłumaczy nam ks. Petro Prieto, obecny wikariusz regionalny Dzieła w Polsce, czyli jego zwierzchnik w całym kraju.

W Krakowie pierwszy damski ośrodek Opus Dei mieścił się w kamienicy przy ul. Łobzowskiej, gdzie dzisiaj są biura krakowskiego PiS. Mężczyźni spotykali się przy ul. Łukasiewicza na osiedlu Oficerskim. Potem wybudowano "Barbakan" i "Skałę". Budynki formalnie wybudowało Małopolskie Stowarzyszenie Kulturalno-Oświatowe, którym kieruje od początku dr Jarosław Olesiak, dziś filozof pracujący na Uniwersytecie Jagiellońskim. Przyjechał do Krakowa w 1995 roku z USA jako członek Opus Dei, z zadaniem wybudowania tu tych dwóch ośrodków.

Stowarzyszenie powołane zostało tylko w tym celu. Zakup działek i budowę, które łącznie pochłonęły przynajmniej kilkanaście milionów złotych, sfinansowało z kredytów, które ponoć nadal spłaca. Pożyczki rzecz jasna nie były bankowe, lecz udzielone przez "zaprzyjaźnione instytucje związane z Opus Dei", jak przyznaje prezes. Bieżącą działalnością obu ośrodków kierują krajowe władze Opus Dei za pomocą mianowanych przez wikariusza ich szefów.

Ośrodek przy ul. Nawojki obecnie formalnie należy, na mocy umowy o współpracy ze stowarzyszeniem kierowanym przez Jarosława Olesiaka, do Małopolskiego Stowarzyszenia "Skała". Jego prezesem jest Grażyna Lowas, z zawodu księgowa, pracująca w jednej z krakowskich firm branży budowlanej. Stowarzyszenie ,,Skała" to jakby damski oddział Opus Dei w Krakowie. Dyrektorem męskiego "Barbakanu" jest Marcin Romanowski, absolwent prawa na UMK w Toruniu, w Opus Dei od 6 lat.

Zasady i obowiązki
"Barbakan" i "Skała" to luksusowe, przynajmniej wobec standardu oferowanego w Miasteczku Studenckim, akademiki. "Barbakan" gwarantuje nie tylko mieszkanie w jednoosobowych pokojach, ale i pełny wikt (ze smakowitym podwieczorkiem) i opierunek (z prasowaniem koszul włącznie). Może tam mieszkać po zaledwie kilkunastu studentów.

W pokojach mieszkają studenci prawa, stosunków międzynarodowych, zarządzania czy historii z uniwersytetów Jagiellońskiego i Ekonomicznego. Od początku istnienia przewinęło się ich przez ośrodek ponad stu. Studenci i studentki mają do dyspozycji niewielkie pokoje, bibliotekę, w "Barbakanie" też salę komputerową. I to wszystko za 1200 złotych miesięcznie, a w "Skale" jeszcze o 200 złotych taniej.
W "Skale" mieszkają studentki UJ, ASP, Uniwersytetu Pedagogicznego i Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. prof. J. Tischnera. Studiują prawo, medycynę, matematykę czy ochronę środowiska.

Ale nie wystarczy mieć wspomniane pieniądze i ochotę, by w akademikach "Opus Dei" zamieszkać. Trzeba zaakceptować zasady, które z pewnością z trudem zmieszczą się w głowach studentów mieszkających w pobliskim Babilonie czy Olimpie, czyli akademikach "cywilnych" uczelni. Do akademików trzeba wrócić najpóźniej do godz. 22 (w weekendy do 23). Studentki w "Skale" nie mogą do swoich pokoi wprowadzać mężczyzn. Z gośćmi mogą spotkać się w małych salonikach na parterze budynku, tuż obok kaplicy. Studentki mają dyżury, podczas których wykonują drobne prace porządkowe, albo otwierają drzwi wchodzącym do akademika.

- To wymagania jak w każdej normalnej rodzinie. Mnie mama zawsze powtarzała, że dziewczyna, która się szanuje, jest w domu przed dziesiątą. Ale ważniejsze jest co innego. Aby ktoś u nas zamieszkał, musi być porozumienie dwóch stron - kandydatki i ośrodka. Nam nie zależy na zapełnieniu tych miejsc. Chcemy by korzystały z nich dziewczęta, które mają poważny stosunek do własnego życia, szukają dobrych warunków do nauki.

Zależy nam także, żeby dziewczęta angażowały się społecznie, np. w opiekę nad starszymi ludźmi czy naukę angielskiego dla dzieci z domów dziecka, otworzyły się na innych, poszerzały krąg znajomych i żyły tu z nami jak w prawdziwej rodzinie. Cieszymy się jeśli chcą skorzystać z proponowanej przez nas formacji duchowej, ale nie jest to obowiązkowe - tłumaczy Hanna, sekretarz stowarzyszenia "Skała". Podobne zasady obowiązują w "Barbakanie".

Opus Dei także w swym krakowskim ośrodku stara się wychowywać swe studentki jako osoby aktywne zawodowo, ale widzące swą życiową rolę przede wszystkim w rodzinie. - Staramy się przekonać dziewczyny, że jeśli poświęcają się domowi, to nie stają się kobietami gorszej kategorii - mówi Grażyna Lowas. Co zresztą nie przeszkadza by w "Skale" odbywały się szkolenia z frapującym tytułem "Co sprawia, że dziewczyna fascynuje? ".

Jednak mimo tych luksusów, w sytuacji kiedy wielu zasobnych rodziców zamartwia się, gdzie umieścić studiujące w Krakowie dzieci, w "Skale" na szesnaście miejsc w akademiku zajętych jest dzisiaj zaledwie sześć. Wolne pokoje są też w ,,Barbakanie". Dlaczego? - My też tego nie rozumiemy - odpowiada Grażyna Lowas.

Numerariusze
Ale oba ośrodki to nie tylko akademiki. Mieszkają w nich również numerariusze. To ci ludzie Opus Dei, którzy zdecydowali się na życie w celibacie. Nie składają jednak jak w zakonach ślubów, ale zawierają z wikariuszem umowę. Na jej mocy zobowiązują się także do przekazywania dziełu swoich dochodów i odpowiadają za formację innych członków Opus Dei. Najczęściej mieszkają w takich ośrodkach jak krakowskie i normalnie pracują.

W "Skale" mieszka pięć numerariuszek. Jedna jest architektem, inna księgową, kolejne tłumaczką i doktorem nauk humanistycznych. Jedną z tych pięciu jest Hanna. Pochodzi z Warszawy. Tam matka zainteresowała ją formacją Opus Dei. - Jako nastolatka nie rozumiałam jeszcze potrzeby systematycznej formacji, ale w końcu ją doceniłam - opowiada. W Krakowie skończyła italianistykę, numerariuszką jest od dziewięciu lat. Pracuje w jednej z dużych krakowskich firm konsultingowych.

W ,,Barbakanie" i ,,Skale" spotykają się również supernumerariusze. To nazwa określa inny stopień związków z Opus Dei. Osoby o tym statusie stanowią większość członków Dzieła. Mieszkają we własnych rodzinach, jak np. Grażyna Lowas i jej mąż, również supernumerariusz - pracujący w Krakowie w branży IT. - Najpierw w Dzieło zaangażowała się jedna z moich trzech córek. Kiedyś poszłam sprawdzić, gdzie tak często spędza tyle czasu, poznałam charyzmat Dzieła, zobaczyłam jak wiele uwagi poświęca ono chrześcijańskiemu wychowaniu młodzieży. I okazało się, że to moja droga - opowiada kobieta.

Finansowe wsparcie
Supernumerariusze zobowiązani są do finansowego wspierania Opus Dei. Wysokość tych obciążeń zależy od możliwości. Dostają duchowe zadania, których celem ma być przekształcanie ich życia w duchu chrześcijańskim, od drobiazgów po sprawy bardzo poważne. W "Barbakanie" i "Skale" pojawiają się także regularnie osoby luźniej związane z Opus Dei.

To współpracownicy. - Kontakt polega na spotkaniach typu rekolekcyjnego, uczestnictwie w mszach z kazaniami. Można korzystać też z przewodnika duchowego, którym jest numerariusz - opowiada jeden z pracowników krakowskich portali internetowych. Niektórzy ze współpracowników - ci, którzy udzielają się w nim intensywniej, podpisują jednak z Opus Dei roczne umowy. Zobowiązują się w nich też do składania ofiar materialnych na rzecz Dzieła.

- Życie staje się bardzo podporządkowane ojcu duchownemu, człowiek traci swą indywidualność. Ja tego nie mogłem zaakceptować - mówi jeden z byłych krakowskich współpracowników Dzieła. W ośrodkach odbywają się dni skupienia, ale też spotkania z takimi ludźmi Andrzej Zoll, prof. Zdzisław Ryn, Wanda Półtawska, Krzysztof Zanussi, a wkrótce z Janem Rokitą. Ludzie związani z ośrodkiem "Barbakan", podczas wakacji wyjeżdżają np. na Ukrainę, by remontować katedrę we Lwowie czy sierociniec w Stryju.

Razem, ale osobno
Stowarzyszenie ,,Skała", prowadzące żeński ośrodek Opus Dei, należy do grona organizacji pożytku publicznego. Ma więc prawo do jednego procenta PIT-u, który podatnicy chcą przeznaczyć dla organizacji. Jak twierdzi jednak Grażyna Lowas - z tego źródła ostatnio, czyli w zeszłym roku, stowarzyszenie zebrało zaledwie 19 tysięcy złotych. Sześć mieszkanek akademika płaci miesięcznie 6 tysięcy złotych. To akurat tyle, że wystarcza na opłacenie rachunków za gaz. Z czego więc utrzymuje się ośrodek?

- Mamy wielu sponsorów wśród sympatyków Dzieła, dostajemy od nich mniejsze lub większe darowizny - odpowiada krótko Grażyna Lowas. Między męskim "Barbakanem" a żeńską "Skałą" praktycznie nie ma współpracy. Takie zasady obowiązują w Opus Dei. Łącznikiem jest tylko ksiądz Ignacy Soler, Hiszpan, który od trzech lat pracuje w obu ośrodkach Opus Dei. Krakowscy członkowie prałatury, bez względu na płeć, spotykają się tylko raz w roku, 26 czerwca w rocznicę śmierci założyciela Dzieła, na mszy od kilku lat organizowanej w kościele św. Anny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska