https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Numerariusze pod Wawelem

Marek Bartosik
- Staramy się przekonać dziewczyny, że jeśli poświęcają się domowi, to nie stają się kobietami gorszej kategorii - mówi Grażyna Lowas
- Staramy się przekonać dziewczyny, że jeśli poświęcają się domowi, to nie stają się kobietami gorszej kategorii - mówi Grażyna Lowas Andrzej Banaś
Ta nazwa będzie się jeszcze długo kojarzyć z "Kodem Leonarda da Vinci". Jednak Opus Dei, czyli Dzieło Boże, to nie instytucja, z którą przeciętny krakowianin może zetknąć się tylko sięgając do tej powieści. Dzieło dyskretnie funkcjonuje tuż obok nas. Za osobistą życzliwą zachętą wyrażoną kiedyś przez Jana Pawła II. Czym po 15 latach obecności w Krakowie jest Opus Dei?

Dla ludzi spacerujących krakowskimi alejkami Grottgera ten dom niczym się nie wyróżnia. No może jeśli nie liczyć solidności i elegancji. Trzypiętrowa kamienica przypomina współczesne apartamentowce. Przed schowaną w żywopłocie furtką i zadbanym, niewielkim ogrodem wisi dyskretna tabliczka z napisem Ośrodek Akademicki "Barbakan".

W środku piękna, nowoczesna klatka schodowa, obszerny salon z pianinem i wielkimi sofami na pierwszym piętrze i skromną, ale wysmakowaną kaplicą na parterze. Kilka ulic dalej, na ogrodzeniu budynku obok Miasteczka Studenckiego, znajdujemy podobną tabliczkę informującą, że stoimy przed Ośrodkiem Akademickim "Skała". Powstał w 2001 roku. Te dwa budynki to główne ośrodki Opus Dei w Krakowie.

Diecezja bez granic
Dzieło Boże, czyli oficjalnie Prałatura św. Krzyża i Opus Dei. Powstała w 1928 roku w Hiszpanii, a Jan Paweł II w 1982 roku nadał tej wcześniej formalnie świeckiej instytucji charakter prałatury personalnej, czyli czegoś w rodzaju ogólnoświatowej diecezji bez wyznaczonych granic terytorialnych, a powołanej do realizacji określonych celów Kościoła.

Jak dotąd Opus Dei jest jedyną tego rodzaju instytucją w Kościele! Dzieło zaczynało swą obecność w Polsce 20 lat temu od Szczecina i Warszawy. Wśród pierwszych emisariuszy byli księża z zagranicy, często o polskich korzeniach. Przyjeżdżali do Polski by propagować idee Josemaria Escriva de Balaguer, założyciela Opus Dei kanonizowanego w 2002 roku.

"Celem jest budzenie we wszystkich środowiskach świadomości powszechnego powołania do świętości i apostolstwa poprzez codzienną pracę. To powołanie członkowie Opus Dei realizują pozostając w świecie. Instytucja zapewnia im jedynie formację i środki duchowe. Świeccy członkowie nie przestają być ludźmi świeckimi, księża zaś, poddając się duchowemu zwierzchnictwu przełożonych prałatury, nadal podlegają jurysdykcji własnego biskupa" - tak o misji Opus Dei mówił w 1992 roku w polskich mediach ks. Stefan Moszoro-Dąbrowski, pierwszy wikariusz Dzieła w Polsce.

Opus Dei miało poparcie najwyższych władz Kościoła, ale też czarną legendę mafii osadzonej w strukturach Kościoła. Instytucja zawdzięczała to m.in. zaangażowaniu jej ludzi w rządy frankistowskiej Hiszpanii.

Skromne początki
Jeszcze w 1992 roku Opus Dei swą liczebność w Polsce wyliczała na około 50 osób. Dzisiaj podaje liczbę dziewięciokrotnie większą. Kraków był dla Opus Dei miejscem ważnym. - Przecież to papieskie miasto - tłumaczy nam ks. Petro Prieto, obecny wikariusz regionalny Dzieła w Polsce, czyli jego zwierzchnik w całym kraju.

W Krakowie pierwszy damski ośrodek Opus Dei mieścił się w kamienicy przy ul. Łobzowskiej, gdzie dzisiaj są biura krakowskiego PiS. Mężczyźni spotykali się przy ul. Łukasiewicza na osiedlu Oficerskim. Potem wybudowano "Barbakan" i "Skałę". Budynki formalnie wybudowało Małopolskie Stowarzyszenie Kulturalno-Oświatowe, którym kieruje od początku dr Jarosław Olesiak, dziś filozof pracujący na Uniwersytecie Jagiellońskim. Przyjechał do Krakowa w 1995 roku z USA jako członek Opus Dei, z zadaniem wybudowania tu tych dwóch ośrodków.

Stowarzyszenie powołane zostało tylko w tym celu. Zakup działek i budowę, które łącznie pochłonęły przynajmniej kilkanaście milionów złotych, sfinansowało z kredytów, które ponoć nadal spłaca. Pożyczki rzecz jasna nie były bankowe, lecz udzielone przez "zaprzyjaźnione instytucje związane z Opus Dei", jak przyznaje prezes. Bieżącą działalnością obu ośrodków kierują krajowe władze Opus Dei za pomocą mianowanych przez wikariusza ich szefów.

Ośrodek przy ul. Nawojki obecnie formalnie należy, na mocy umowy o współpracy ze stowarzyszeniem kierowanym przez Jarosława Olesiaka, do Małopolskiego Stowarzyszenia "Skała". Jego prezesem jest Grażyna Lowas, z zawodu księgowa, pracująca w jednej z krakowskich firm branży budowlanej. Stowarzyszenie ,,Skała" to jakby damski oddział Opus Dei w Krakowie. Dyrektorem męskiego "Barbakanu" jest Marcin Romanowski, absolwent prawa na UMK w Toruniu, w Opus Dei od 6 lat.

Zasady i obowiązki
"Barbakan" i "Skała" to luksusowe, przynajmniej wobec standardu oferowanego w Miasteczku Studenckim, akademiki. "Barbakan" gwarantuje nie tylko mieszkanie w jednoosobowych pokojach, ale i pełny wikt (ze smakowitym podwieczorkiem) i opierunek (z prasowaniem koszul włącznie). Może tam mieszkać po zaledwie kilkunastu studentów.

W pokojach mieszkają studenci prawa, stosunków międzynarodowych, zarządzania czy historii z uniwersytetów Jagiellońskiego i Ekonomicznego. Od początku istnienia przewinęło się ich przez ośrodek ponad stu. Studenci i studentki mają do dyspozycji niewielkie pokoje, bibliotekę, w "Barbakanie" też salę komputerową. I to wszystko za 1200 złotych miesięcznie, a w "Skale" jeszcze o 200 złotych taniej.
W "Skale" mieszkają studentki UJ, ASP, Uniwersytetu Pedagogicznego i Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. prof. J. Tischnera. Studiują prawo, medycynę, matematykę czy ochronę środowiska.

Ale nie wystarczy mieć wspomniane pieniądze i ochotę, by w akademikach "Opus Dei" zamieszkać. Trzeba zaakceptować zasady, które z pewnością z trudem zmieszczą się w głowach studentów mieszkających w pobliskim Babilonie czy Olimpie, czyli akademikach "cywilnych" uczelni. Do akademików trzeba wrócić najpóźniej do godz. 22 (w weekendy do 23). Studentki w "Skale" nie mogą do swoich pokoi wprowadzać mężczyzn. Z gośćmi mogą spotkać się w małych salonikach na parterze budynku, tuż obok kaplicy. Studentki mają dyżury, podczas których wykonują drobne prace porządkowe, albo otwierają drzwi wchodzącym do akademika.

- To wymagania jak w każdej normalnej rodzinie. Mnie mama zawsze powtarzała, że dziewczyna, która się szanuje, jest w domu przed dziesiątą. Ale ważniejsze jest co innego. Aby ktoś u nas zamieszkał, musi być porozumienie dwóch stron - kandydatki i ośrodka. Nam nie zależy na zapełnieniu tych miejsc. Chcemy by korzystały z nich dziewczęta, które mają poważny stosunek do własnego życia, szukają dobrych warunków do nauki.

Zależy nam także, żeby dziewczęta angażowały się społecznie, np. w opiekę nad starszymi ludźmi czy naukę angielskiego dla dzieci z domów dziecka, otworzyły się na innych, poszerzały krąg znajomych i żyły tu z nami jak w prawdziwej rodzinie. Cieszymy się jeśli chcą skorzystać z proponowanej przez nas formacji duchowej, ale nie jest to obowiązkowe - tłumaczy Hanna, sekretarz stowarzyszenia "Skała". Podobne zasady obowiązują w "Barbakanie".

Opus Dei także w swym krakowskim ośrodku stara się wychowywać swe studentki jako osoby aktywne zawodowo, ale widzące swą życiową rolę przede wszystkim w rodzinie. - Staramy się przekonać dziewczyny, że jeśli poświęcają się domowi, to nie stają się kobietami gorszej kategorii - mówi Grażyna Lowas. Co zresztą nie przeszkadza by w "Skale" odbywały się szkolenia z frapującym tytułem "Co sprawia, że dziewczyna fascynuje? ".

Jednak mimo tych luksusów, w sytuacji kiedy wielu zasobnych rodziców zamartwia się, gdzie umieścić studiujące w Krakowie dzieci, w "Skale" na szesnaście miejsc w akademiku zajętych jest dzisiaj zaledwie sześć. Wolne pokoje są też w ,,Barbakanie". Dlaczego? - My też tego nie rozumiemy - odpowiada Grażyna Lowas.

Numerariusze
Ale oba ośrodki to nie tylko akademiki. Mieszkają w nich również numerariusze. To ci ludzie Opus Dei, którzy zdecydowali się na życie w celibacie. Nie składają jednak jak w zakonach ślubów, ale zawierają z wikariuszem umowę. Na jej mocy zobowiązują się także do przekazywania dziełu swoich dochodów i odpowiadają za formację innych członków Opus Dei. Najczęściej mieszkają w takich ośrodkach jak krakowskie i normalnie pracują.

W "Skale" mieszka pięć numerariuszek. Jedna jest architektem, inna księgową, kolejne tłumaczką i doktorem nauk humanistycznych. Jedną z tych pięciu jest Hanna. Pochodzi z Warszawy. Tam matka zainteresowała ją formacją Opus Dei. - Jako nastolatka nie rozumiałam jeszcze potrzeby systematycznej formacji, ale w końcu ją doceniłam - opowiada. W Krakowie skończyła italianistykę, numerariuszką jest od dziewięciu lat. Pracuje w jednej z dużych krakowskich firm konsultingowych.

W ,,Barbakanie" i ,,Skale" spotykają się również supernumerariusze. To nazwa określa inny stopień związków z Opus Dei. Osoby o tym statusie stanowią większość członków Dzieła. Mieszkają we własnych rodzinach, jak np. Grażyna Lowas i jej mąż, również supernumerariusz - pracujący w Krakowie w branży IT. - Najpierw w Dzieło zaangażowała się jedna z moich trzech córek. Kiedyś poszłam sprawdzić, gdzie tak często spędza tyle czasu, poznałam charyzmat Dzieła, zobaczyłam jak wiele uwagi poświęca ono chrześcijańskiemu wychowaniu młodzieży. I okazało się, że to moja droga - opowiada kobieta.

Finansowe wsparcie
Supernumerariusze zobowiązani są do finansowego wspierania Opus Dei. Wysokość tych obciążeń zależy od możliwości. Dostają duchowe zadania, których celem ma być przekształcanie ich życia w duchu chrześcijańskim, od drobiazgów po sprawy bardzo poważne. W "Barbakanie" i "Skale" pojawiają się także regularnie osoby luźniej związane z Opus Dei.

To współpracownicy. - Kontakt polega na spotkaniach typu rekolekcyjnego, uczestnictwie w mszach z kazaniami. Można korzystać też z przewodnika duchowego, którym jest numerariusz - opowiada jeden z pracowników krakowskich portali internetowych. Niektórzy ze współpracowników - ci, którzy udzielają się w nim intensywniej, podpisują jednak z Opus Dei roczne umowy. Zobowiązują się w nich też do składania ofiar materialnych na rzecz Dzieła.

- Życie staje się bardzo podporządkowane ojcu duchownemu, człowiek traci swą indywidualność. Ja tego nie mogłem zaakceptować - mówi jeden z byłych krakowskich współpracowników Dzieła. W ośrodkach odbywają się dni skupienia, ale też spotkania z takimi ludźmi Andrzej Zoll, prof. Zdzisław Ryn, Wanda Półtawska, Krzysztof Zanussi, a wkrótce z Janem Rokitą. Ludzie związani z ośrodkiem "Barbakan", podczas wakacji wyjeżdżają np. na Ukrainę, by remontować katedrę we Lwowie czy sierociniec w Stryju.

Razem, ale osobno
Stowarzyszenie ,,Skała", prowadzące żeński ośrodek Opus Dei, należy do grona organizacji pożytku publicznego. Ma więc prawo do jednego procenta PIT-u, który podatnicy chcą przeznaczyć dla organizacji. Jak twierdzi jednak Grażyna Lowas - z tego źródła ostatnio, czyli w zeszłym roku, stowarzyszenie zebrało zaledwie 19 tysięcy złotych. Sześć mieszkanek akademika płaci miesięcznie 6 tysięcy złotych. To akurat tyle, że wystarcza na opłacenie rachunków za gaz. Z czego więc utrzymuje się ośrodek?

- Mamy wielu sponsorów wśród sympatyków Dzieła, dostajemy od nich mniejsze lub większe darowizny - odpowiada krótko Grażyna Lowas. Między męskim "Barbakanem" a żeńską "Skałą" praktycznie nie ma współpracy. Takie zasady obowiązują w Opus Dei. Łącznikiem jest tylko ksiądz Ignacy Soler, Hiszpan, który od trzech lat pracuje w obu ośrodkach Opus Dei. Krakowscy członkowie prałatury, bez względu na płeć, spotykają się tylko raz w roku, 26 czerwca w rocznicę śmierci założyciela Dzieła, na mszy od kilku lat organizowanej w kościele św. Anny.

Komentarze 15

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

D
Dud
bycie dobry to banał ?tak naprawdę wystarczyłoby aby każdy żył tak by inny przez niego nie płakał a wszystkie religie i inne brednie instytucje do wyciągnia pieniędzy mogły by się schować
G
Gonder
Sam stawiam pytania, sam szukam odpowiedzi i żaden patafian nie będzie mi dyktował co i kiedy mam robić. Chce to robię nie chcę to nie robię! W życiu muszę być zawsze gotowy na śmierć ale jednocześnie chcę się nim cieszyć i żyć tak jak człowiek, którego ogranicza tylko wolność drugiego człowieka. Stawiając sobie pytanie musimy sobie sami na nie odpowiadać czerpiąc z Pisma Świętego, filozofów greckich i doświadczenia. Opus Dei robi sobie jakieś lewe interesy i wmawia biednym ludziom, że pracując dl organizacji zbawiają swoją dusze - jak skoro Chrystus już dawno nas zbawił i żadna nasza działalność tego nie zmieni. Jak drzwi są otwarte to po co mamy je otwierać!
g
gonder
Ale jaja XXI wiek i taki ciemnogród - jeszcze w Krakowie. To jest dramat! I jeszcze ten przypał założyciel został świętym, jak k.... jak?
B
Babs 10
W ramach poglebiania tematu proponuje przeczytac ksiazke napisana przez mezczyzne ktory ledwo uciekl z sekty. Bardzo pouczajaca lektura..goscinnosc sekty kojarzy sie z gestapo i obozami. Jak przezyjesz jestes zombi na uslugach "szefa", ale to z bogiem nie ma nic wspolnego..
B
Babs10
Widze za pan juz po praniu mozgu. Szybko idzie. Tylko jsk mozna nazywac dzielem Bozym cos co pozbawia wolnej woli i opiera sie na masochizmie psychicznym i fizycznym. Skoro wedlug katolikow Bog dal wolna wole?
B
Babs10
"Swieta"inkwizycja. Dzieki opus dei mozemy doswiadczyc w niedługim czasie zniewolenia religijnego i spolecznego. Wroci ciemnogród i opus deiowskie kary cielesne (uwielbiaja sie biczowac w ramach dyscypliny) to sekta i to do tego szczegolnie niebezpieczna.....juz czuc swad palonego na stosie ciala.
M
Maria(n)
Pralnia mózgu, organizacja totalitarna - odbierająca człowiekowi inwencję, chęć do życia, siły witalne. To dziadostwo powinno być ZDELEGALIZOWANE i wyrzucone z KK, a mafiozi, którzy to zorganizowali, rozpędzeni na cztery wiatry. Modlę się, żeby Papież Franciszek się za to zabrał.
r
ryszard
nie mogę się zgodzić z p.Martą którą pozdrawiam, Pani deprecjonuje wypowiedź pana Maćka delikatnie kpiąc przy czym nie używa pani żadnych konkretnych argumentów prócz sugestii spiskowych, detektywistycznych.
Ja wiele z uwag zaprezentowanych przez Maćka podzielam nie wszystkie ale większość. Mówię to również po wielu latach osobistych kontaktów z Opus Dei i numerariuszami dzieła.
Opus Dei ma dwie a może nawet wiele twarzy. Inaczej się rozmawia z kimś z zewnątrz a co innego się mówi wewnątrz organizacji lub w małej grupie osób bardziej zaufanych na tz. „kręgach” lub innych spotkaniach. Tam wypowiedzi bywają bardziej brutalne, ostre, szorstkie dotyczy to różnych spraw politycznych społecznych relacji z kobietami lub na temat ról społecznych kobiet. Inaczej się rozmawia gdy poznaje się Dzieło a inaczej się rozmawia po kilku latach znajomości Dzieła. Ponieważ tego typu wypowiedzi czasami ocierają się o chamstwo wyjaśnieniem jest tłumaczenie, że osoby je wypowiadające mają południowy temperament lub tłumaczone jest to, że nie do końca prawidłowo zostały zrozumiane bo nie znają dobrze języka polskiego użyły niewłaściwych słów i źle zostały zrozumiane. Oczywiście kulturalnie przeprasza się za to pojawiają się sprostowania wypowiedzi. Wielu osobom takie wytłumaczenie wystarcza.
Chciałbym podkreślić, że w mojej opinii zarówno członkowie dzieła i osoby przychodzące do dzieła to osoby religijne, wrażliwe, dobre wywodzące się z różnych ruchów przykościelnych aktywne społecznie chcące budować coś dobrego. Osoby te i samo Dzieło czyni wiele dobrego dla wielu osób i dla społeczności lokalnych. Jednocześnie tak jak powiedział Maciej stosują metody sekciarskie dwuznaczne, wywierają przyjacielsko koleżeńską presję, wzbudzają poczucie winy, uciekają się do zakulisowych działań, których pozostali uczestnicy różnych grup są nieświadomi. W obronie swoich działań a w szczególności aby nie doszło do kompromitacji organizacji ponieważ przynosi to bardzo duże szkody dla organizacji i jej rozwoju, spotkałem się z kłamstwem i mówieniem nieprawdy owijaniem w bawełnę i zamydlaniem sytuacji.
Charakterystyczne, że w dziele w którym tyle się mówi o wolności, osoby z temperamentem energiczne chroniące swoją wolność broniące swojego zdania do tego szczere i otwarte popadają szybko w konflikty. Wtedy osoby te się marginalizuje i jeśli ich osobowość charakter nie pęknie na co jest wywierana presja i nie ukorzą się dusząc, tłamsząc własne przekonania muszą odejść i na trwałe są zaszczepieni na Dzieło, starają się nie mieć z nim nic wspólnego. Osoby wrażliwe czasem nie mogą się z tego otrząsnąć, odnaleźć, później boli ich to, że coś takiego spotkało je na łonie Kościoła. W wielu krajach są ośrodki, fundacje które pomagają np. byłym numerariuszom. Przedstawiciele Dzieła tego typu sytuację tłumacza charakterami tych osób niedojrzałością i dyskrecją w poszczególnych przypadkach. Problem polega na tym, że przez wiele lat osoby te i ich charakter w dziele był wykorzystywany i nikt nie mówił, że są niedojrzałe. Dzieło generalnie jest nastawione na osoby młode niedoświadczone. Osoby takie bardzo łatwo i chętnie się angażują są ofiarne znacznie łatwiej nimi manipulować.
Podam przykład manipulacji: na spotkaniu osób związanych z projektem Dzieła dowiedziałem się, że aby bardziej rozpropagować pomysł, jedna z osób może u znanego dziennikarza zamówić artykuł, który będzie ukrytą formą reklamy tak aby osoba czytająca nie spostrzegła się i myślała, że czyta reportaż o ciekawej inicjatywie społecznej w rzeczywistości będzie to reklama. W mojej ocenie wiele różnych inicjatyw dzieła powstaje po to by przyciągnąć młodzież, dzieci do organizacji. tzn. organizacja charytatywna powstaje po to aby przyprowadzić i zgromadzić osoby nie znające Dzieła i przywieźć je do Dzieła. Dopiero drugim motywem jest pomoc bliźniemu. Jeśli pomysł nie zafunkcjonuje i nie zgromadzi zbyt licznej grupy osób projekt upada i przestaje byś realizowany. Pojawia się nowa inicjatywa, która będzie b
G
Gość
nie mogę się zgodzić z p.Martą którą pozdrawiam, Pani deprecjonuje wypowiedź pana Maćka delikatnie kpiąc przy czym nie używa pani żadnych konkretnych argumentów prócz sugestii spiskowych, detektywistycznych.
Ja wiele z uwag zaprezentowanych przez Maćka podzielam nie wszystkie ale większość. Mówię to również po wielu latach osobistych kontaktów z Opus Dei i numerariuszami dzieła.
Opus Dei ma dwie a może nawet wiele twarzy. Inaczej się rozmawia z kimś z zewnątrz a co innego się mówi wewnątrz organizacji lub w małej grupie osób bardziej zaufanych na tz. „kręgach” lub innych spotkaniach. Tam wypowiedzi bywają bardziej brutalne, ostre, szorstkie dotyczy to różnych spraw politycznych społecznych relacji z kobietami lub na temat ról społecznych kobiet. Inaczej się rozmawia gdy poznaje się Dzieło a inaczej się rozmawia po kilku latach znajomości Dzieła. Ponieważ tego typu wypowiedzi czasami ocierają się o chamstwo wyjaśnieniem jest tłumaczenie, że osoby je wypowiadające mają południowy temperament lub tłumaczone jest to, że nie do końca prawidłowo zostały zrozumiane bo nie znają dobrze języka polskiego użyły niewłaściwych słów i źle zostały zrozumiane. Oczywiście kulturalnie przeprasza się za to pojawiają się sprostowania wypowiedzi. Wielu osobom takie wytłumaczenie wystarcza.
Chciałbym podkreślić, że w mojej opinii zarówno członkowie dzieła i osoby przychodzące do dzieła to osoby religijne, wrażliwe, dobre wywodzące się z różnych ruchów przykościelnych aktywne społecznie chcące budować coś dobrego. Osoby te i samo Dzieło czyni wiele dobrego dla wielu osób i dla społeczności lokalnych. Jednocześnie tak jak powiedział Maciej stosują metody sekciarskie dwuznaczne, wywierają przyjacielsko koleżeńską presję, wzbudzają poczucie winy, uciekają się do zakulisowych działań, których pozostali uczestnicy różnych grup są nieświadomi. W obronie swoich działań a w szczególności aby nie doszło do kompromitacji organizacji ponieważ przynosi to bardzo duże szkody dla organizacji i jej rozwoju, spotkałem się z kłamstwem i mówieniem nieprawdy owijaniem w bawełnę i zamydlaniem sytuacji.
Charakterystyczne, że w dziele w którym tyle się mówi o wolności, osoby z temperamentem energiczne chroniące swoją wolność broniące swojego zdania do tego szczere i otwarte popadają szybko w konflikty. Wtedy osoby te się marginalizuje i jeśli ich osobowość charakter nie pęknie na co jest wywierana presja i nie ukorzą się dusząc, tłamsząc własne przekonania muszą odejść i na trwałe są zaszczepieni na Dzieło, starają się nie mieć z nim nic wspólnego. Osoby wrażliwe czasem nie mogą się z tego otrząsnąć, odnaleźć, później boli ich to, że coś takiego spotkało je na łonie Kościoła. W wielu krajach są ośrodki, fundacje które pomagają np. byłym numerariuszom. Przedstawiciele Dzieła tego typu sytuację tłumacza charakterami tych osób niedojrzałością i dyskrecją w poszczególnych przypadkach. Problem polega na tym, że przez wiele lat osoby te i ich charakter w dziele był wykorzystywany i nikt nie mówił, że są niedojrzałe. Dzieło generalnie jest nastawione na osoby młode niedoświadczone. Osoby takie bardzo łatwo i chętnie się angażują są ofiarne znacznie łatwiej nimi manipulować.
Podam przykład manipulacji: na spotkaniu osób związanych z projektem Dzieła dowiedziałem się, że aby bardziej rozpropagować pomysł, jedna z osób może u znanego dziennikarza zamówić artykuł, który będzie ukrytą formą reklamy tak aby osoba czytająca nie spostrzegła się i myślała, że czyta reportaż o ciekawej inicjatywie społecznej w rzeczywistości będzie to reklama. W mojej ocenie wiele różnych inicjatyw dzieła powstaje po to by przyciągnąć młodzież, dzieci do organizacji. tzn. organizacja charytatywna powstaje po to aby przyprowadzić i zgromadzić osoby nie znające Dzieła i przywieźć je do Dzieła. Dopiero drugim motywem jest pomoc bliźniemu. Jeśli pomysł nie zafunkcjonuje i nie zgromadzi zbyt licznej grupy osób projekt upada i przestaje byś realizowany. Pojawia się nowa inicjatywa, która będzie b
M
Marta
Maciek ma chyba jakiś rys osobowości detektywistyczno-kryminalnej :-) Jeżeli proponowanie, informowanie, zapraszanie jest indoktrynacją, to każda szkoła podstawowa pełni już funkcję "indoktrynatora". Opus Dei jest dla ludzi dojrzałych, którzy sami stawiają pytania i szukają odpowiedzi, nie dla osób, które potrzebują być bezwolnie prowadzone za rączkę. Takie jest moje odczucie po tym jak zapoznałam się z duszpasterstwem Opus Dei. Gdyby mnie nikt nie zaprosił na rekolekcje to pewnie bym na nie trafiła, bo sama nie śledzę wszystkich informacji o wszystkich możliwych rekolekcjach itd. Widać, że szanownemu Panu Maćkowi jest z Opus Dei nie po drodze, ale wypaczanie sensu tej instytucji Kościoła Katolickiego i szukanie sensacyjnego drugiego dna jest po prostu niesmaczne.
G
Gośka
Opus Dei zainteresowałam się parę lat temu po lekturze "Drogi" św. Josemarii Escriva. Najpierw szukałam na temat Opus informacji w internecie... no i jak każda myśląca osoba poszłam do źródła, czyli na stronę opusdei.org. Myślę, że każdy zainteresowany powinien najpierw przeczytać co Opus Dei ma w swoich statutach i publikacjach. Kiedy w końcu odważyłam się pojechać na rekolekcje organizowane przez Opus Dei zauroczyło mnie jedno: ksiądz i osoby tam obecne nie mówiły banałów o tym, że należy być dobrym człowiekiem, ale podawały pod rozwagę każdego z uczestników obszary, które samemu warto przestudiować na modlitwie, aby rzeczywiście żyć po chrześcijańsku. Po raz pierwszy usłyszałam bardzo konkretne nauczanie nt. rodziny, chrześcijańskiej pokory, czy na temat sakramentów. W sumie dopiero na rekolekcjach zachęciłam się do samodzielnego zgłębiania pism Jana Pawła II, bo nasza wiara nie powinna opierać się tylko na sentymentalizmie, ale też na refleksji i wiedzy. Wydaje mi się, że autor artykułu potraktował temat dość powierzchownie i z "nutką sensacji". Polecam mu, żeby najpierw poczytał pisma założyciela Opus Dei :-)
k
kol
poglądy przedstawione przez Maćka dokładnie pokrywają się z moimi...-też po kontaktach z osobami OD
M
Monika
Maciej ma rację poza tym tylko teoretcznie mówią, że przyjmują nie tyko katolików. Potem pomagają załatwić pracę, ale warunków przybywa, aż wypiorą tak mózg, że ktoś myśli, że ma szczęście i normalność.
B
BK
A mi z kolei podoba się możliwość kierownictwa duchowego w Opus Dei. Tak jak na "świeckim" coachingu można z pomocą księdza wydobyć z siebie to co najlepsze...
Rekolekcje w Dworku www.dworek.org.pl to dla mnie też było bardzo pozytywne przeżycie.
m
maciek
Artykuł opisuje widoczne na zewnątrz standardy życia i ideologię, którą kieruje się Opus Dei- nie wspomina jednak o metodach, jakimi organizacja pozyskuje nowych członków (stopniowe oswajanie z Opus poprzez zaproszenia na wykłady ciekawych i medialnych osób, kuszenie komfortowymi warunkami w akademikach i stopniowe wywieranie coraz większej presji na angażowanie się w życie Opus-kilkudniowe wyjazdy rekolekcyjne, podczas których zalecane jest czytanie wyłącznie "opusowej"literatury, zalecenia spowiedzi wyłącznie u duchownych Opus, kontakty z przewodnikiem duchowym - mające na celu unifikację sposobu myślenia, wyłączenie krytycyzmu- zabronione jest np. czytanie informacji o Opus w internecie- i okrzepnięcie w przekonaniu, że Opus jest jedyną słuszną drogą życia, wywoływanie poczucia winy z powodu ciągle niewystarczającego "codziennego umartwiania się i pracy nad sobą")- dość powiedzieć, że przewodnik duchowy po każdym spotkaniu z potencjalnym członkiem/zwolennikiem Opus raportuje postępy rozmowy i zdaje je przełożonemu, dostając dokładne wytyczne co do optymalnego sposobu oddziaływania i indoktrynowania danej osoby podczas kolejnych spotkań, tak, aby pozyskać ją dla "Dzieła". W wielu krajach europejskich funkcjonują ośrodki pomocy dla byłych numerariuszy, jak i osób, którym po intensywnym kontakcie z tą organizacją trudno jest powrócić do samodzielnego funkcjonowania. Podsumowując; szczytne ideały dzieła osiągane są sposobami powszechnie używanymi w sektach (co zwykle można zaobserwować po kilku latach styczności z Opus, kiedy zacieśnia się sieć nacisków na osobę), kosztem łamania indywidualnej umiejętności samostanowienia o sobie i niezależnego myślenia, poprzez stopniowe, coraz większe uzależnianie psychiczne od organizacji. Wiekszość osób poprzestaje na powierzchownym i niedługim kontakcie z tą oragnizacją, dla części jednak głębsze zaanagażowanie wiąże się z ryzykiem życiowego dramatu. Po wielu latach osobistych kontaktów z Opus i numerariuszami, przestrzegam przed tą strukturą.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska