Autor: Stanisław Śmierciak
Czytaj także: 54-latek wysadził się na oczach wędkarzy
Płetwonurkowie Państwowej Straży Pożarnej i policyjni technicy kryminalistyki przeszukiwali w środę stawy i ich brzegi - w miejscu, gdzie we wtorek potężny wybuch rozerwał 54-letniego mężczyznę.
Nie był to jednak tragiczny wypadek, jak przypuszczano krótko po tragedii, lecz akt desperacji mieszkańca Chełmca.
O zamiarze samobójczym w ostatniej chwili miał powiadomić telefonicznie swoją córkę. Następnie wybrał się nad stawy przy ul. Jagodowej na os. Helena w Nowym Sączu.
Tam, na oczach świadków, którymi było kilku wędkujących mężczyzn, zdetonował pocisk. To on dosłownie wysadził go w powietrze.
- O skierowanie płetwonurków do pomocy prowadzącym śledztwo zwróciły się policja i prokuratura - mówi bryg. Paweł Motyka, zastępca komendanta miejskiego PSP w Nowym Sączu. - Działania podjęliśmy dopiero w środę rano, bo nocne poszukiwania nie miały sensu.
Strażackie i policyjne auta stały cały dzień na wale przeciwpowodziowym Dunajca, blisko miejsca tragedii. Rozległy teren był oznakowany taśmami i pilnowany przez funkcjonariuszy. Działania nadzorował obecny na miejscu prokurator.
Równolegle policja wyjaśniała, skąd w domu zmarłego wzięła się pokaźna kolekcja wybuchowych militariów.
- Zabezpieczyliśmy u niego m.in. amunicję różnego kalibru oraz przedmioty i składniki, które mogły służyć do wytworzenia materiałów wybuchowych - podkreśla sierż. sztab. Justyna Basiaga, rzeczniczka sądeckiej policji.
Prowadzenie śledztwa przejęła wczoraj Prokuratura Rejonowa w Nowym Sączu. Sprawę prowadzi m.in. pod kątem nielegalnego posiadania amunicji. Śledczy badają też przyczyny dramatycznej śmierci mężczyzny.
Jeden z wątków to sytuacja rodziny zmarłego Jacka K., który miał stracić dom. Spędził w nim ponad 30 lat życia. Gmina Chełmiec wypowiedziała mu umowę najmu i nakazała rodzinie przeprowadzkę do innej miejscowości. Rodzina borykała się też z brakiem pracy.