https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

O zbrodni byłego policjanta mówi teraz cała Szczawnica

Artur Drożdżak
Były funkcjonariusz policji Krzysztof Ż. trafił na ławę oskarżonych. Przyznał się do pobicia, ale nie do zabójstwa
Były funkcjonariusz policji Krzysztof Ż. trafił na ławę oskarżonych. Przyznał się do pobicia, ale nie do zabójstwa Artur Drożdżak
Dawny sierżant tłumaczy się przed sądem. Oskarżony: nie czuję się winny śmierci kobiety.

- Nie czuję się winny śmierci Marii K. Tylko ją pobiłem, ale z jakiego powodu zmarła, tego nie wiem. Nie umiem też wytłumaczyć, dlaczego pokroiłem i spaliłem jej zwłoki - tłumaczył się przed sądem Krzysztof Ż., były policjant oskarżony o pozbawienie życia mieszkanki Szczawnicy.

Proces 43-latka rozpoczął się we wtorek przed Sądem Okręgowym w Nowym Sączu, a cała Szczawnica i okolice do tej pory huczą od plotek, domysłów i spekulacji na temat śmierci Marii K., która miała paść ofiarą zbrodni doskonałej.

60-letnia Maria K. ostatnie lata swojego życia utopiła w wódce. Chociaż większość życia spędziła w Szczawnicy, to wychowała się w Rudniku koło Krakowa. Po rodzinnym, drewnianym domu nie ma już śladu, stoi tylko murowany budynek.

- Nie umiem wytłumaczyć, czemu spaliłem zwłoki - mówił przed sądem

- Maryśka była chyba najzdolniejsza z czwórki rodzeństwa. Jeszcze jako młoda dziewczyna odnosiła sukcesy w sporcie, trenowała lekką atletykę. Dyplomy z jej sukcesami ciągle gdzieś jeszcze są - opowiada Tadeusz Wiśnicz, młodszy, drugi brat zabitej.

Pokazuje album z rodzinnymi zdjęciami. Szczupła, śliczna Maria K. uśmiecha się ze starych fotografii. Jej niezwykła uroda przykuwa wzrok. Po urodzeniu dwójki dzieci i rozwodzie z cukiernikiem Zenonem K., Maria K. z żalu i zgryzoty zaczęła nadużywać alkoholu.

- Zmarnowała się kobieta. Nie potrafiła powiedzieć stop i wyzwolić się z nałogu - mówi Renata S., jedna ze znajomych.
Kiedy 60-latka nagle przepadła bez śladu w połowie czerwca zeszłego roku, zaczęto sobie przypominać, gdzie i z kim ostatni raz była widziana. Policja zapukała wtedy do drzwi Krzysztofa Ż. Były sierżant sztabowy z 16-letnim stażem od razu rozwiał wątpliwości kolegów po fachu.

- Owszem, Maria K. mieszkała u mnie, ale zniknęła. Wyjechała. Nie wiem, gdzie jest - zapewniał. Zakrojone na szeroką skalę policyjne poszukiwania nie przyniosły żadnego rezultatu. Zaglądnięto w każdą dziurę, sprawdzono piwnice, altany i ogródki działkowe. Bez skutku, emerytka przepadła jak kamień w wodę.

Dopiero po dwóch tygodniach policjanci ponownie zjawili się u Krzysztofa Ż. Wtedy mężczyzna przyznał się do winy, na wizji lokalnej pokazał, jak doszło do tragedii.

- Maria K. była namolna, ciągle domagała się alkoholu. Piliśmy u mnie w mieszkaniu wódkę, doszło między nami do sprzeczki i wtedy uderzyłem Maryśkę, by się uciszyła - opowiadał Krzysztof Ż. Przed sądem dodał, że po czterech dniach od tego zdarzenia stwierdził zgon kobiety.

- Potem przyszła do mnie sąsiadka, dotknęła ręką ciała Marii i zapytała, czemu jest taka zimna. Powiedziałem, że śpi przy otwartym oknie, nie przyznałem się, że nie żyje - wyjaśniał.
Były policjant postanowił pozbyć się zwłok, przez cztery dni kroił je piłką do metalu, fragmenty palił w piecu kaflowym, a popiół pakował do worków i pod osłoną nocy wynosił do kontenera na śmieci. Nie udało się znaleźć ciała Marii K., z pieca wyjęto tylko drobne fragmenty kości i dlatego mężczyźnie nie postawiono zarzutu zabójstwa, a jedynie ciężkiego uszkodzenia ciała, którego skutkiem była śmierć kobiety.

Prokuratura zarzuca też 43-latkowi zbezczeszczenie zwłok pokrzywdzonej oraz nielegalne posiadanie jednego naboju.

- Gdy kroił pan zwłoki lała się z nich krew? - dopytywał się sędzia Bogusław Bajan. Krzysztof Ż. potwierdzał.

Średniego wzrostu, ostrzyżony na jeża, ubrany w dżinsową koszulę i dziurawe buty 43-latek kilka razy zapewniał, że nie wie dlaczego nie wezwał policji i pogotowia do zmarłej.

- Chyba nie zrobiłem tego ze strachu, bo ciągle na jej ciele były ślady pobicia - wydusił.
Adwokat oskarżonego, Wojciech Gąsiorowski zauważa, że najważniejsze w tej sprawie jest ustalenie przyczyny śmierci denatki.

- Świadkowie oraz mój klient twierdzą, że przed śmiercią kobieta, będąc pod wpływem alkoholu, wybrała się do sklepu, upadła, krwawiła. Może te obrażenia były śmiertelne, a nie ciosy zadane ręką Krzysztofa Ż.? - zastanawia się adwokat.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska