TAK. Wiesław Kądziołka, wiceszef sądeckiego oddziału Małopolskiego Ośrodka Ruchu Drogowego
Jestem za tym, żeby kierowcy przechodzili badania psychotechniczne (tak jak robią to teraz kierowcy zawodowi - mają taki obowiązek), choć można się zastanawiać, czy granica 65 lat nie byłaby zbyt niska i czy przymus administracyjny jest dobrą drogą.
Nic nie poradzimy na to, że się starzejemy, nasze ciała z roku na rok są coraz bardziej schorowane i możemy mieć problemy z koncentracją czy jasnością umysłu. Nie twierdzę, że dotyka to wszystkich kierowców powyżej konkretnej granicy wieku, bo starzejemy się w bardzo różnym tempie.
Musimy oddać kierowcom seniorom, że to nie oni powodują najwięcej groźnych wypadków. Najbardziej niebezpiecznymi kierowcami pozostają ci w przedziale wiekowym 18-30 lat. Najgroźniejsza jest brawura, nadmierna prędkość, alkohol. Staramy się szkolić takich młodych kierowców, pokazać im, jak niebezpiecznie jest wsiadać za kierownicę po alkoholu i czym może skończyć się rajd w wyścigowym tempie po drogach.
Jeśli zaś chodzi o kierowców, którzy skończyli 50, 60, 65 lat, widzimy u nich zupełnie inny problem: to są osoby, które zrobiły prawo jazdy bardzo dawno temu, kiedy przepisy były zupełnie inne, a ruch na drodze - nieporównywalnie mniejszy. Zdawali egzaminy na innych zasadach oraz kierując kompletnie innymi pojazdami, których dziś już nawet nie spotykamy.
Dodatkowo ci ludzie - w przeciwieństwie do zawodowych kierowców - przez te lata nie doszkalali się, a bardzo często w ogóle nie wyruszają w dłuższe trasy. Bywa, że ich aktywność kończy się na wyjechaniu autem na drogę w niedzielę i pokonaniu kilku, kilkunastu kilometrów. Takim osobom trzeba od nowa wytłumaczyć przepisy ruchu drogowego, potrenować z nimi jazdę na zatłoczonych ulicach. Sądecki MORD, w ślad za ośrodkiem w Katowicach, będzie prowadził takie darmowe szkolenia dla kierowców w wieku 50+.
NIE. Mieczysław Czuma, publicysta, satyryk, znawca Krakowa, był szef „Przekroju”, kierowca, lat 80
O, pani dzwoni, a ja właśnie wysiadam z auta. Czy ostatnio zrobiłem na drodze jakąś głupotę, zagapiłem się, doprowadziłem do niebezpiecznej sytuacji? Odpowiedź - mimo mojego przedwojennego rocznika - brzmi: nie. Jak poczuję, że coś mi się w zdrowiu lub w głowie miesza, to zapewniam - sam się na takie badania zgłoszę.
Będę więc stał w obronie takich kierowców jak ja. Pomysł wysyłania ich na obowiązkowe badania psychotechniczne jest dyskryminacją starszych ludzi, pogwałceniem ich swobód obywatelskich. Dzielmy ludzi według ich rozumu, a nie według wieku.
Jeśli taki senior popełni jedno czy drugie wykroczenie drogowe, stłuczkę i tak dalej - owszem, wyślijmy go wtedy na obowiązkowe badania psychotechniczne.
Tak samo, jak powinniśmy wysyłać na nie chłystków, którzy w odstępie kilku miesięcy powodują więcej niż jedno wykroczenie lub stłuczkę. Zresztą, z tego co mi wiadomo, to właśnie młodzi kierowcy, do 25. roku życia, są sprawcami najgroźniejszych wypadków - a oni, według tego pomysłu, nie mają być objęci żadnymi restrykcjami.
Badajmy więc tych, którzy podpadli, którzy stwarzają potencjalne zagrożenie. Jeśli dziadek jeździ ostrożnie, porządnie, stosuje się do przepisów i wiek nie zmienił jego zdolności koncentracji czy pamięci, słowem, wszystko jest Francja-elegancja - zostawmy go w świętym spokoju.
Po co dodatkowo karać człowieka za to, że jest już starszy? Znam wielu kierowców, którzy mają po 80, 90 lat, a na drogach radzą sobie lepiej niż młodzieniaszkowie.
Proszę zresztą zwrócić uwagę, że starość charakteryzuje się dojrzałością i mądrością. Kierowcy seniorzy, gdy poczują, że ich zdrowie nie pozwala już na tak sprawne prowadzenie auta, sami rezygnują z bycia kierowcą. Nikt rozsądny nie chce stwarzać zagrożenia na drodze.