MKTG SR - pasek na kartach artykułów

OKIEM Jerzego Stuhra: Absurdalna wizyta w Batumi

Wysłuchała: Maria Malatyńska
Marcin Makówka
Jeszcze kilkanaście dni temu był Pan pełen optymizmu. Szykował się Pan do prezentacji filmów Kieślowskiego w Batumi. Śmiał się Pan, że każdy e-mail, który stamtąd przychodzi, ma uwagę: proszę się nie obawiać, jest bezpiecznie. Mówił Pan nawet, że jeśli wciąż o tym piszą, to nie wiadomo, czy można temu wierzyć. Ale był Pan tej Gruzji ciekawy. I co się stało, że jest Pan teraz taki rozczarowany?

Szkoda gadać! Kolejny polski absurd z tym Batumi. Ktoś sobie ubrdał, że tam będzie międzynarodowy festiwal, nie mając na to ani grosza. Nędza tam jest taka, że aż przykro patrzeć.

Trzeba przeto zrobić ten festiwal, pewnie ktoś pomyślał, ale za cudze pieniądze. Z Polski zaraz się zjawili jacyś ludzie, że oni tu wszystko zorganizują, bo trzeba wykorzystać tę nagłą, szaloną miłość naszego prezydenta do Gruzji, by coś ukręcić dla "sprawy".

Na tej fali uruchomiono Instytut Mickiewicza. Instytut Mickiewicza powiedział: owszem, może być,
bo to jest polityczna decyzja, więc najlepiej zróbmy retrospektywę Kieślowskiego i zaprośmy ludzi, którzy byli z nim związani, bo to nam najłatwiej zrobi połowę festiwalu. I to w ramach tej grupy, związanej z Kieślowskim, też zostałem zaproszony.

Nikt jednak nie wiedział, organizatorzy pewnie też nie, że to jest całkowicie inny, niewyobrażalnie inny świat. Więc najpierw musieliśmy odbyć jakąś koszmarną podróż, bo dolecieliśmy do Istambułu. Stamtąd miał być dalszy lot, ale się Turkom pomylił czas i lekką ręką skancerowali jeden, jedyny samolot.

W związku z tym zapakowano nas do auta. I autem, w nocy, przekraczałem granicę turecko-gruzińską. Wieźli mnie, jak jakąś prostytutkę, przerzucaną przez granicę! Bo natychmiast mi się przypomniał film Amosa Gitaya o przerzucaniu dziewczyn do domu publicznego do Izraela.

Patrzyłem na miasto, ulice, na ludzi i sam siebie pytałem: czy my w stanie wojennym też byliśmy tacy porażeni?

I tak o czwartej rano wylądowałem w jakimś hotelu nad Morzem Czarnym, gdzie miał być festiwal. Ale znów zadziałała magia innego świata. Nikt nic nie wie, nikt nic nie umie zrobić. Ten kraj jest sparaliżowany. Paraliż polityczny odbija się na wszystkich innych polach. Oni nie mieli żadnego pomysłu.

Instytut postanowił rozpocząć "Katyniem". Wajdy nie było, ale za to pięknie i mądrze przemówił do ludzi z ekranu. Niestety, sala była niemal pusta, a i tak tłumacz nie potrafił niczego przetłumaczyć.

W nocy, o 23, kazali mi otworzyć seminarium o Kieślowskim. Stanąłem przed pustą salą, jakieś 10 osób drzemało po kątach...
Byłem zdumiony: gdziekolwiek się przyjedzie z filmami Kieślowskiego, to ludzie stoją pod ścianami, wiszą na oknach, siedzą na schodach, a tu tkwi na sali kilka przypadkowo ściągniętych osób.

Puszczają film Kieślowskiego "Z punktu widzenia nocnego portiera", a listę dialogową podkładają
z filmu "Murarz". Zatrzymałem projekcję, kazałem to zmienić. Więc zakładają taśmę z "Murarzem". Idzie. Moja projekcja filmu "Spokój" spóźniła się dwie i pół godziny, a na sali było 15 widzów.

Więc się obraziłem na nich i do końca pobytu już nie wyszedłem z hotelu. Dawno nie miałem takiego głębokiego odczucia, że film jest całkowicie niepotrzebny. Bo są nieraz takie miejsca i taki czas,
w którym kino nie potrafi przemówić, po prostu nie pasuje!

Pomyślałem sobie, co my to w ogóle robimy? Przecież ktoś na to musiał wyłożyć pieniądze, Instytut Mickiewicza może sobie gdzieś tam zapisze, że zorganizował imprezę, jakiś katalog trzeba było wydać, ale ukazał się właściwie już po naszym wyjeździe...

Patrzyłem na miasto, ulice, na ludzi przede wszystkim i sam siebie pytałem, czy to możliwe, że my w stanie wojennym też tacy byliśmy? Tacy porażeni?

Chyba aż tak nie było z nami źle, bo przecież coś działaliśmy, a tu totalne porażenie. Na ulicy stoją watahy bezrobotnych mężczyzn i... tak stoją. Dzieci żebrzą. Samo miasto jest zaś w nocy ogromnie oświetlone. A jeszcze 5 lat temu mieli światło zaledwie przez dwie godziny rano i dwie wieczorem.

Saakaszwilli, żeby udobruchać tych Adżarów, którzy chcieli się oderwać i iść do Turków, postanowił im oświetlić domy. I stoją w nocy te oświetlone domy, nikogo w nich nie ma i tylko żebrzące dzieci przemykają pod murami. To było dla mnie porażające.

Oni chcieli nas nawet zaprosić na kolację, grała tam jakaś zapyziała orkiestra, jak z "Wodzireja",
i było tak smutno. Przesiedziałem tak bez celu i bez sensu przez cztery dni w hotelu. Tam nikt
na szczęście nie strzelał, ale jak ktoś miał jechać do Tbilisi, to już nie mógł jechać nocą, bo dzień wcześniej ruski snajper zabił w Gori dziennikarza.

Straszne to! Gdzie tam im filmy oglądać, nic nie wiedzą, że jakiś Kieślowski był kiedykolwiek.
To wszystko jakiś absurd, że myśmy w tym byli!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska