
Światełko w tunelu? Pytanie do Jerzego Stuhra
Niedługo skończy się rok, pewnie najgorszy od lat, rok z pandemią. Jesteśmy coraz bardziej przybici, zrezygnowani, pozbawieni perspektyw, zniecierpliwieni. Czy teraz trzeba zacząć walczyć przede wszystkim o naszą psychikę? I zbiorową, społeczną, i o tę indywidualną, a więc będącą własnością każdego z nas? Ale jak? Jak znaleźć najmniejszą zapowiedź optymizmu, by się do niej przyczepić, z jakąś „nadzieją”, która zacznie psychikę odbudowywać?

Brawa dla polskiego filmu
Opadły już emocje oscarowe, w których najczęściej rozmawiano o polskim kinie. „Boże Ciało” słusznie zostało naszym kandydatem do oscarowych nominacji i choć statuetki nie otrzymało, to zwróciło uwagę „świata” na naszą twórczość filmową. Na inne filmy. Jesteśmy wielcy?

Dla dużych, małych i jeszcze mniejszych
Ile trzeba mieć dzisiaj lat, żeby nagrywane kiedyś przez pana bajki oceniać, jako własny „smak dzieciństwa”? Tak bym chciała np. powiedzieć do pana „Muszu, ty geniuszu”, a przecież nie jest to moja bajka, choć to zawołanie akurat bardzo mi się podoba. A więc, czy mam prawo?

Radość niczym niezachwiana…
Pytanie do Jerzego Stuhra: Folski film „Boże Ciało” dostał nominację do OSCARA, a równocześnie, w korespondencji z Los Angeles pojawiły się krótkie polskie wywiady z amerykańskimi widzami, czy wszystko w tym filmie zrozumieli. Zwątpiliśmy w uniwersalizm naszego filmu, czy też jest w tym chęć jeszcze jednego zwrócenia uwagi na artystyczne wydarzenie?

Czego oczekiwać po wielkich językoznawcach
Niedawno wyszła fascynująca książka profesorów-polonistów, Katarzyny Kłosińskiej i Michała Rusinka „Dobra zmiana. Czyli jak się rządzi światem za pomocą słów”. To książka naukowa, ale tytuł brzmi swojsko, przypominając sprawy, którymi raczy nas polityka. Mamy Językoznawcę, „naszego” Prezesa, tego od „mord zdradzieckich”, „gorszego sortu”. Jak pan myśli, czy jesteśmy w stanie obronić „normalność” języka polskiego?

„A to Polska właśnie”… - także taka!
Co jakiś czas odkrywa Pan „swoją Polskę”. Inną od tej, którą z bólem Pan krytykuje, nawołując do naprawy ludzi, instytucji, polityki. To „odkrywanie Polski” zawsze wiąże się z wydarzeniami lub z ludźmi, którzy Pana zachwycili, którzy stali się inspiracją. Co tym razem Pan odkrył?

Okiem Jerzego Stuhra. Piękna jesień, kiepskie nastroje, byle… do wiosny
Nie możemy wyjść z nastrojów powyborczych. Ciągle jakieś obliczenia, przymiarki, przeciąganie liny, niektórzy chcą powtórnego przeliczenia głosów, żeby móc ogłosić wreszcie zadowalające ich zwycięstwo. Może jeszcze wszystko przed nami?

Okiem Jerzego Stuhra: Chichot historii, czyli rzecz o moim dziadku
Zauważył pan, że na naszych oczach rodacy obracają się w przeszłość i czegoś w niej szukają? Przykład dała oczywiście „jedyna słuszna partia”, która postanowiła zostać właścicielką polskiej historii, a jako taka kształtuje przeszłość tak, jak chce, wmawia ludziom przeżycia, których nie przeżyli i oceny, które są dla nich obce. Niektórzy się na to godzą, ale ci, dla których jest to przywłaszczenia zbiorowej pamięci, protestują. Ale w tej tendencji „powrotu do przeszłości” można znaleźć coś zaskakującego, coś, co pan nazwał chichotem historii. To właśnie coś takiego się panu przydarzyło?

Mistrzowie naszych czasów
Gdybyśmy mogli spojrzeć z góry na sam mechanizm funkcjonowania społeczeństwa, jaki się teraz wytworzył, to wyglądałoby to chyba jak jakaś gra: sypanie prezentów - budzenie akceptacji - odpoczynek. Powiew wzburzenia, zasypany podarunkiem - aplauz - usypianie. Kreowanie wrogów - nastroje bojowe - aplauz - podarunek - usypianie - i … znowu od początku. Chyba nie potrafiłby pan rozwinąć takiej gry w swoim „Obywatelu”?

Gdy wokół kurs na preferowanie prymitywizmu...
Kilka tygodni temu wygłosił pan laudację na temat Krystyny Jandy. Dziś jesteśmy w przeddzień kolejnej pańskiej laudacji, tym razem dla Krzysztofa Zanussiego, na jego jubileusz, obchodzony także w Krakowie. Czyżby pan chciał się stać „zawodowym laudatorem”?

Pieśń o człowieku, którego nie da się „wygumkować”
Już kilka razy wspominaliśmy spektakl „Wałęsa w Kolonos”, ale oddziaływanie tego niekonwencjonalnego pomysłu dramaturgicznego jest pewnie rozwojowe, bo czas płynie, polityczne i społeczne zjawiska w naszym kraju wyostrzają się, czyli coraz więcej i coraz dobitniej może się ludziom kojarzyć ten nasz polski porządek polityczny, odczytywany pod klasycznymi postaciami z ostatniej sztuki Sofoklesa. Jak to więc jest? Pan jeździ z tym przedstawieniem po różnych scenach, ostatnio, jak już sygnalizowaliśmy, grał pan w Teatrze Szekspirowskim w Gdańsku, na jubileusz 4 czerwca. Widownie są różne, to i odbiór jest pewnie różny?

Czy wiecie, co buduje się z uśmiechu?
Musi być uśmiech, bo spotkaliśmy się 4 czerwca, za chwilę leci Pan do Gdańska na jubileuszowe obchody trzydziestolecia i to z prezentem - będzie Pan pokazywał w Teatrze Szekspirowskim słynny już w Polsce rapsod „Wałęsa w Kolonos”. Tam już „wszyscy” są. Tzn. przepraszam, nie wszyscy, bo władzy nie ma, ale ich na ogół nie ma wtedy, gdy naród obchodzi ważne jubileusze! Więc nie ma się co martwić! Jak Pan wspomina tamten dzień, 4 czerwca sprzed 30 lat?

Kilka opowieści z bardzo dawnego świata
Naprawdę pan sądzi, że o naszym współczesnym kraju i o społeczeństwie można się sporo dowiedzieć od starożytnych Rzymian? Pan chętnie korzysta w każdej rozmowie ze swojej wiedzy o starorzymskich czasach. Zaczynam być pewna, że wszystko już było, a tamci geniusze już wszystkie możliwości polityczne i społeczne nazwali i opisali.

My i młodzi, czyli jak podsłuchałem jedną rozmowę
Rzadko rozmawiamy o młodym pokoleniu. Oczywiście, temat się pojawia, ale tak przy sposobności. Gdy rozmawialiśmy np. o zmianie estetyki w teatrze - to wtedy była mowa o odmienności oczekiwań artystycznej młodzieży. Albo gdy naszym tematem jest postawa obywatelska - to i młodzi obywatele też się w takim wywodzie pojawiają. Albo gdy mówił pan o politycznym niszczeniu autorytetów, które panująca partia zafundowała społeczeństwu - to wtedy w tle pojawiał się temat młodych, najbardziej tu narażonych na to podważanie wartości. Ale żeby tylko o nich - to chyba nigdy…

Okiem Jerzego Stuhra. Podobno Freuda u nas jeszcze nie było
Jak to właściwie z nami jest? Jesteśmy przez polityków kołowani, tumanieni, chcą ingerować we wszystko, nie pytając nikogo o zdanie, czy w ogóle jest jeszcze sens, żeby się ich reakcjami przejmować?

Okiem Jerzego Stuhra: prawdziwa władza jest bezinteresowna?
Jest taka fabuła: oto przed nami miasteczko, wszyscy się tu znają, ale i szczerze nienawidzą. Tak dalece, że całą swoją kreatywność zużywają na to, by uprzykrzać sobie życie. Władza im w tym bezinteresownie pomaga, biorąc na celownik a to pojedynczych ludzi, a to całą grupę społeczną, a to młodzież. Wszystko po to, aby się nie znudzić. Czy pamięta Pan taką fabułę? Dla ułatwienia powiem, że nie jest to Gogol…

Okiem Jerzego Stuhra: kilka słów do tych, którzy uciekają do Brukseli
Listy posłów do Parlamentu Europejskiego już niemal gotowe. I niby dobrze, na tym to polega. Ale tylko jedna partia potrafiła zrobić wrażenie, że jej lista to forma panicznej ucieczki niemal całego rządu do pogardzanej dotychczas Brukseli. I niech uciekają, choć aktualne pozostaje pytanie, dlaczego aż tak gremialnie? W tej gromadzie jest jedna osoba, której uciec nie wolno. To ta, która przewróciła cały system oświaty i teraz nawet nie chce zobaczyć, jakie będą tego rezultaty. Jak ją zatrzymać?

Okiem Jerzego Stuhra: wybuchające, bardzo ciekawe czasy
Pamięta pan stare życzenie - przysłowie, „obyś żył w ciekawych czasach”? Przypisywane starożytnym Chińczykom, jak wszystko co mądre, dosadne i bardzo stare, wygląda jednak dzisiaj jak przekleństwo. I to groźne. My już permanentnie żyjemy w ciekawych czasach, co często bywa męczące. Co robić? Patrzeć, czy komentować?

Okiem Jerzego Stuhra: krążenie wiecznych strachów
Znalazłam w Internecie ankietę, w której pierwsze pytanie brzmiało: „Czy śmierć Prezydenta Gdańska to wina poprzedniego rządu? Tak - Nie?” Czy to sondowanie opinii, czy raczej rzucenie koła ratunkowego tym, którzy zawsze spychają winę na poprzedników? Widać, że „poprzedni rząd”, choć oddala się w czasie, ogromnieje jako wieczny kompleks dla następców. Czy to nie jest już śmieszne?

Patrzymy na siebie
Czy zauważył Pan, że coraz intensywniej się sobie wzajemnie przyglądamy? My - „społeczeństwo”. Badamy: jaka mina, jakie słowa, jakie reakcje, kto z nienawiścią, a kto z przyjaźnią? Ale to chyba jest chwilowe, wywołane szokiem „po Gdańsku”. Wkrótce wszystko się uspokoi i przejdzie. Czy wróci do normy? I co znaczy dzisiaj norma? Znów będziemy na siebie warczeć? Zgrzytać?

Okiem Jerzego Stuhra: Czym można i nawet trzeba
O chwaleniu się naszych polityków-samochwałów pisaliśmy już. Uznaliśmy, że są to najczęściej opowieści na wyrost lub na pokaz. Ale tyle się dzieje w naszym kraju, że chyba jest się czym chwalić! Dlaczego tak się nie dzieje?

Krótka opowieść o zaimkach osobowych
Czy zgodziłby się Pan, żebyśmy mogli porozmawiać o języku polskim? Oboje jesteśmy polonistami, przynajmniej z pierwszych studiów, i oboje słyszymy, jak bardzo niegdysiejszy język ulicy czy nawet język więzienny wchodzi do normalnych kontaktów międzyludzkich. Możemy więc rozmawiać o zmianie stylu albo o sile poszczególnych części mowy - co Pan o tym myśli?
Najpopularniejsze