Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okiem Jerzego Stuhra: O pamięci

Jerzy Stuhr
Marcin Makówka
Trudno uznać ten temat tylko za okolicznościowy. Ale każdy zbliżający się listopad wyostrza pamięć i zwraca ją w przeszłość, ku tym, którzy odeszli. Ta prawidłowość jest reakcją serca, ale także gestem kultury. Pan często wspomina kolegów niezależnie od kalendarza. O tylu ważnych osobach chce się pamiętać?

Oczywiście - bo im człowiek jest starszy, tym zasób wspomnień jest pełniejszy. A przecież te osoby są wciąż obecne, nawet często niezależnie od czasu i miesiąca, w którym rozmawiamy.

Nie tak dawno, przy okazji pogrzebu Sławomira Mrożka wspominaliśmy nie tylko wielkiego pisarza, ale i Jurka Bińczyckiego, z którym grałem w "Emigrantach" Mrożka. Ta dwuosobowa sztuka, jedna z bardziej znanych w dorobku artysty, nie należy tylko do przeszłości, a jest coraz bardziej aktualna. Wspominaliśmy tu przedstawienie "Emigrantów", na które autor wreszcie przyszedł, a my z Jurkiem Bińczyckim "umieraliśmy" ze zdenerwowania, bo chociaż graliśmy tę sztukę już kilka lat, to taka wizyta zdarzyła się po raz pierwszy. I ten niepokój, czy milczący Mrożek przyjdzie po przedstawieniu i wyrazi nam swoją opinię była bardzo stresująca. Na szczęście, wszystko się dobrze skończyło.

Ale chociaż tych wspominanych kolegów jest sporo, to łapię się na tym, że najczęściej wracam myślą do Krzysztofa Kieślowskiego. Wspominanie Krzysztofa ma inny rodzaj emocji. Specyficzny, może nawet jedyny w swoim rodzaju, bo przecież Krzysztof - to była moja jedyna szkoła filmowa. Ba, prawdziwa akademia filmowa.

Jeśli potrafiłem zostać aktorem filmowym, a nawet reżyserem filmowym - zawdzięczam to właśnie Krzysztofowi. A Kieślowski do końca życia wspominał, że to ja nauczyłem go, czym jest zawodowy aktor, na czym polega praca z aktorem, tego, jaka jest różnica między słowem na scenie a dialogami w filmie.

Mieliśmy szczęście, tak się to ułożyło. Że ja, aktor teatralny, także estradowy - zostałem zaproszony przez dokumentalistę, do jego fabularnego debiutu. Nie znałem jego filmów, wtedy mało interesowałem się dokumentem. Tymczasem on przyszedł po jakimś przedstawieniu do Starego Teatru, by mnie, niedoświadczonemu filmowo aktorowi, zaproponować rolę na ekranie. I to rolę, której tak naprawdę nie było. Sam ją miałem sobie wykombinować i stworzyć, "rozpychając się" między postaciami istniejącymi w jego scenariuszu.

Ja poczułem niezwykłość tej przygody i "wszedłem w to". W ten sposób powstała "Blizna". Ale zanim powstała, to on mnie cierpliwie uczył kina. Na swoich dokumentach. Zwracał mi uwagę na mimikę filmowanych, prawdziwych osób, na ich reakcje, na ich słowa i ich milczenie.

Myśląc o Kieślowskim, myślę o nim jak o przyjacielu. Dokładnie wiem, kiedy ta przyjaźń się narodziła - w momencie pierwszego klapsu "Blizny", na marginesie mojej własnej, bardzo szczególnej decyzji, którą niespodziewanie musiałem podjąć.

Otóż, jak to zwykle przy debiucie, brak środków finansowych, problemy organizacyjne - odwlekały rozpoczęcie realizacji filmu i nagle ten początek przypadł na dzień, kiedy miał się urodzić mój Maciek. Nigdy nie przeżyłem tak gigantycznej rozterki, jak wówczas: iść do szpitala i czekać z Basią na syna, czy pojechać do Płocka, na plan filmowy. I pojechałem na plan. A Krzysiek do końca życia mi nie zapomniał tego wyboru.

I wtedy, w ekstremalnej sytuacji narodziła się nasza przyjaźń. Gdy dzisiaj o tym myślę, zdumiewa mnie, że było to tak dawno! W marcu minie 18 lat od śmierci Krzysztofa. Przez te 18 lat jeździłem po świecie z jego filmami, opowiadając o nim i oglądając z bliska, jak bardzo rośnie pamięć o nim i o jego kinie. I widziałem, jak to kino nie traci swojej aktualności i nowoczesności.
Młodzi ludzie w różnych częściach świata, od Meksyku po Rosję zapraszali mnie, jako "aktora Kieślowskiego". Mogłem zobaczyć, jak żywe zainteresowanie budzi wciąż to jego kino. Jak wielu młodych reżyserów mówi o sobie, że są uczniami Kieślowskiego. To fenomen, jakieś metafizyczne działanie Krzysztofa.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska