Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okradziona Ania bardzo prosi o pomoc: to były ważne dla mnie dokumenty!

Halina Gajda
Młoda dziewczyna chciała kupić sobie buty. Nawet nie wie, kto i kiedy wyrwał jej plecak. Zginęła cała zawartość, w tym potrzebne jej dokumenty sądowe oraz orzeczenie o niepełnosprawności.

Na samo wspomnienie wizyty na jarmarku w Gorlicach 20-letnia, niepełnosprawna pani Ania popłakuje. Gdy wyszukiwała dla siebie butów, wokół niej zakręcił się złodziej. Zanim się spostrzegła, po plecaku wraz z jego zawartością nie było już śladu. Najbardziej boli ją to, że straciła dokumentację medyczną, zapiski dotyczące terminów wizyt lekarskich i dowód osobisty.

- Jestem niepełnosprawna, więc i tak już poszkodowana przez los. Okradanie takiej osoby jest po prostu haniebne - mówi rozgoryczona gorliczanka.

Podejrzewa, że okradła ją kobieta w czerwonej kurtce, która dość długo stała tuż przy niej. Anna uznała, że nie odpuści. Wraz z mamą oplakatowała miasto, prosząc wszystkich o pomoc w odzyskaniu zguby. - Najbardziej zależy mi na tych papierach. Chodzi o moje zdrowie - apelowała do wszystkich mieszkańców.

W sprawie nastąpił przełom, choć policji złodzieja nie udało się ustalić. Ktoś wrzucił dowód osobisty i legitymację dziewczyny do skrzynki na listy. Pocztą trafiły do niej z powrotem. Być może stało się tak właśnie za sprawą jej determinacji. Nie zmienia to faktu, iż istotne zapiski lekarskie się ulotniły.

Przypadków kradzieży w okolicy jarmarku jest mnóstwo. W dzień targowy zdarza się to nawet 10 razy. Jak można tak żerować na ludziach, zwłaszcza niepełnosprawnych? Ani Kolbusz, dwudziestolatce nie mieści się to w głowie. Jest nie tylko rozżalona, ale i zdruzgotana. Straciła ważne dla niej dokumenty. - Byłam na jarmarku razem z mamą. Mierzyłam buty, ale plecak cały czas miałam przy sobie - ściskałam go między nogami. O tym, że go nie ma, zorientowałam się, gdy chciałam zapakować towar - opowiada dziewczyna.

Na samo wspomnienie całej sytuacji, bardzo się denerwuje. Ociera łzy. - Przecież jestem niepełnosprawna. Jak można takiej osobie zrobić taką krzywdę - zastanawia się.

Mimo podniesionego rwetesu, nie udało się nikogo złapać. Zdesperowana dziewczyna napisała więc ogłoszenie, które porozlepiała w mieście z nadzieją, że ktoś, coś widział, że pomoże. - Podejrzewam, że złodziejką była kobieta, która kręciła się blisko mnie, gdy oglądałam buty. Średniego wzrostu, krótkie czarne włosy. Była ubrana w czarne spodnie i czerwoną kurtkę. Miała jeszcze zieloną, ekologiczną torbę - opisuje podejrzaną o kradzież kobietę. - Myślę, że mogła mieć około 40 lat - dodaje.

Kobiety niestety nie udało się nigdzie znaleźć, choć dziewczyna ze swoją mamą przeszukały cały jarmark. Po prostu rozpłynęła się w powietrzu. - W plecaku - różowego koloru, takim typu adidas - miałam ważne dokumenty sądowe, świadectwo ukończenia szkoły, orzeczenie o niepełnosprawności, notatki z terminami wizyt u lekarza - wylicza Anna.

Były jeszcze dwa parasole, torba na zakupy, lekarstwa, notatnik z ważnymi dla niej zapiskami. - Sprzedawca butów też stracił, bo okazało się, że ta sama kobieta nie zapłaciła mu za towar i odeszła - dodaje Ania. Sprawę, zaraz po zajściu, zgłosiła na policję. - Tak bardzo bałam się, żeby ktoś nie wziął na mnie jakiejś pożyczki albo kredytu - mówi.

Rozlepiony po mieście, dramatyczny apel młodej dziewczyny przeczytał gorliczanin. - Od razu przypomniałem sobie, że tego dnia zaczepiła mnie kobieta bardzo podobna do tej opisywanej. Pytała, jak dostać się do Ciężkowic - opowiada.

Żadnych innych śladów niestety nie ma. Czy rzeczywiście kobieta, którą zauważyła Ania była złodziejką, też nie mamy pewności. Niewielkim pocieszeniem w całej historii jest jedynie to, że ktoś wrzucił dowód osobisty i bilet miesięczny do skrzynki na listy. Pracownicy, którzy je znaleźli, od razu spakowali wszystko do koperty i wysłali na adres zamieszkania dziewczyny. Reszty zawartości plecaka wciąż nie ma. Ani dziewczynie ani jej mamie nie przelewa się. Żyją z kilkusetzłotowej renty. Anna do niedawna uczyła się, miała rentę. Gdy skończyła szkołę, renta przestała jej przysługiwać. Teraz, współnie z mamą, jeszcze bardziej liczą się z każdym groszem. Plecak, torba, parasole - to wszystko ma dla nich konkretną wartość.

Po feralnym dniu była jeszcze kilkakrotnie na bazarze. Rozglądała się za znajomą postacią, szukała. Wydawało się jej, że jeśli ją spotka, to skruszy serce złodziejki, a ta odda cenne dla dziewczyny przedmioty. Poszukiwania nie przyniosły jednak pożądanego rezultatu.

Dla niepełnosprawnej, ale szczerej i uczciwej dziewczyny, to doświadczenie, którego nie potrafi zrozumieć. - Jestem z domu dziecka. Podziwiam moją mamę, że tak się mną zajęła. Jak tacy ludzie potrafią mieć spokojne sumienie? - popłakuje.

Trop, który wskazała, okazał się za mało precyzyjny, by policja mogła cokolwiek zrobić. - Nie mamy żadnych cech charakterystycznych - mówi Grzegorz Szczepanek, oficer prasowy KPP w Gorlicach.

W zasadzie na jarmarku nie ma wtorku, żeby ktoś nie został okradziony. Tak przynajmniej wynika z obserwacji tych, którzy tam handlują. - Ci, którzy kradną, są prawdziwymi mistrzami. Zdarza się, że w jeden wtorek i dwanaście portfeli ginie - opowiada Marek Kawa, jeden z handlarzy. - Co z tego, że ludzie się generalnie pilnują. Trzymają torebki, pieniądze przy sobie, kiedy złodzieje potrafią taki ścisk zrobić, że nawet się człowiek nie spodziewa, kiedy zostanie okradziony - dodaje.

Sytuację z wtorku opisywanego przez panią Anię, pamięta, ale sam nikogo podejrzanego nie widział. - Szukanie takiego złodzieja w tłumie, to jak igły w stogu siana - dodaje.

Nie wszyscy też zgłaszają kradzież na policję. Najczęściej zdarza się, że po prostu machną ręką, unieważnią dokumenty sami. Zwłaszcza gdy strata nie była zbyt dotkliwa. - Najczęściej ofiarami są kobiety - dodaje rzecznik policji Grzegorz Szczepanek.

Można powiedzieć, że kradzieże idą falami. Jak się jedna uda, to jeszcze tego samego dnia, jest kilka innych. - W dniach handlu bazarowego są trzy newralgiczne punkty w mieście: Jarmark Pogórzański, przystanki autobusowe przy ulicy Legionów i na Zawodziu, koło dawnego Ruchu - wylicza funkcjonariusz.

Nie ma reguły, nie ma schematu, po którym można by się choćby domyśleć, że ktoś ma złe zamiary. Markowi Kawie zdarzyło się, że klientka podeszła i sprytnie schowała jeden ze sweterków, które miał do sprzedaży. Szybko się zorientował.

- Pobiegłem za nią - wspomina Jan Szurek. - Przyznam, że nie wiedziałem, co zrobić, bo kobieta miała na oko ponad siedemdziesiąt lat. Przecież nie będę jej szarpał - kręci głową. - Tłumaczyła się, że ona tylko na chwilkę zabrała sweter, żeby go w domu zmierzyć - dodaje.

Wszystkie osoby, które w jakikolwiek sposób mogłyby pomóc pani Ani - widziały sytuację z kradzieżą, być może znalazły plecak, prosimy o kontakt z naszą redakcją (nr tel. 18 354 05 30).

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska