Oldboje Wisły wygrali derby Krakowa [ZDJĘCIA]
red.
Oldboje Wisły Kraków pokonali w sobotę Cracovię 5:2 i zostali halowymi mistrzami Krakowa. Bramki dla "Białej Gwiazdy" zdobyli Kazimierz Węgrzyn (2), Jerzy Kowalik, Dariusz Marzec i Mariusz Jop. Zobaczcie zdjęcia z tego spotkania.
Podaj powód zgłoszenia
T
Rh- aka Rh+ aka Generał M,M Mikołajczak aka Lepold aka Towarzysz aka Towarzyszu Czrwiński aka Towarzysze Gruba i Mikołakjewicz aka Iloraz inteligencji PSA aka Arapach aka 3lvi3 ty multikontowy beznaplketkowy piździelcu bez Wielkiej Wisły żyć nie możesz, że pod każdym newsem walisz codziennie dyrdymały na jej temat? Twoi rodzice są łatwie niedopierdoleni, że takiego zjeba wydali na świat.
m
Wiać że naczelni pisarze z obu klubów już zasiedli do klawiatury. Panowie, na Babińskiego przyjmują i nie pytają komu kibicujesz, są wolne miejsca jeszcze.
k
zawodniku sekcji strzeleckiej cracovii.
P
Zamiast klęknąc przed Mistrzem,to jakis gimnazjalny troglodyta snuje opowiesci,że ktos kogos pobił,że ktos (coś) tam rządzi w Krakowie etc.Lanie od Niecieczy, ale my hooligans!!Buhahahahahahaha!!!!!!Pasiasty cyrk na kółkach!!!!
G
Fakt jechali samochodami i był to przypadek ale nas kur.wa trafili.Oddajcie kamerkę złodzieje!!!
K
Kibice Cracovii pieknie upokorzyli rywalke podczas tak malo waznych derbow.Widac kto rzadzi w Krakowie!! Cracovia Hooligans!
p
bo ja od 97 roku zasiadam z "piknikami".Wojenki i układy przestały mnie inetresowac.zwracam uwage na strone sportową.No i tu,tacy jak ty mają problem,bo ta moja Wisła (choc obecnie cienka jak drut)przez ostatnie lata dostarczała powodów do radosci (choc i nie tylko),grała w pucharach,zdobywała MP i PP,do kadry dawała zawodników.A twój klub czego ci dostarczał oprócz wstydu i smiechu sportowej Polski!?Czym sie wsławił przez oststnie 65 lat?Dlatego nawet was rozumiem.Ta waszą niechec do utytułowanego i lepszego rywala!!TYlko "wywlekanie" teorii o Czerwinskim,Grubie itp to juz po prostu mega-kompleks i kompromitacja!!!!!!
D
Tłumacz sobie kmiotku, tłumacz.
R
Ten pijaczek z Kazimierza na którego najpierw naprowadzono ślady próbując zrobić winnego a następnie zginął w niewyjaśnionych okolicznościach co zakończyło sprawę ? Chłopcze Wasz generał, psss prezes miał od tego ludzi i wcale nie potrzebował do tego Węclewicza, potrzebował za to słupa na którego UB zrzuci winę umywając ręce. Nie znasz tej sprawy kompletnie ale możesz zapytać Towarzysza Czerwińskiego to pewnie ci opowie jak wtedy działały służby specjalne, zresztą te dzisiaj pewnie nie lepsze stąd tyle tych samobójstw...
D
Czy nie był to były bokser z waszego getta niejaki Marian Węclewicz (lub Wentzlewitz).
R
Cyrankiewicz w kibicami Cracovii miał gówno wspólnego. Dyplomata Moskiewski w Rządzie Generała Jaruzelskiego wyrasta na ikonę kibiców Wisły. Ot w imię ideii walki z KOMUNĄ-idę o zakład że jesteś jednym z tych pseudoWiślackich patriotów którzy sprzedają się za tanie bilety i możliwość rozwieszania sektorówek udając że o niczym nie wiedzą!
p
o towarzyszu Cyrankiewiczu,ktory to wspierał przez lata twoj marny klubik,załatwiał by nie spadał on jeszcze niżej,dzwonił gdzie trzeba i ratował w potrzebie jak juz sportowych argumentów brakowało!????
o
krakowskie podwórko na zawsze wislackie!!!!!!!!!!!!Boli cie parchaty leszczu!?To dobrze bo ma bolec!!!!!!!!!!!!!!!A teraz na kolana przed Mistrzem!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
R
W peerelu Wisła, na chwilę przechrzczona nawet na Gwardię, a na stałe nosząca nazwę Gwardyjskiego Towarzystwa Sportowego była ściśle związana z resortem spraw wewnętrznych. Prezesem zwykle zostawał kolejny szef Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, a później komendant wojewódzki Milicji Obywatelskiej. Czasami były to postaci wręcz złowrogie, jak choćby rządzący klubem w drugiej połowie lat 80. gen. Jerzy Gruba - jeden z katów kopalni „Wujek” i dowódca zespołu tuszującego dowody zamordowania 18-letniego Grzegorza Przemyka.
Na klubowych obiektach często ćwiczyli funkcjonariusze MO i ZOMO, wielu trenerów i sportowców zarabiało na resortowych etatach.
Pan Marian czuł się tam dobrze, choć jego przekonania byłego żołnierza armii Andersa oraz choleryczny temperament niekiedy prowadziły do zajść, które dzisiaj są tematem niewiarygodnych wprost anegdot.
Ponoć gdy pewnego razu klub odwiedził wysoki oficer Urzędu Bezpieczeństwa (instytucji budzącej w tamtych czasach grozę wśród Polaków), portierzy postanowili zrobić Lenartowi kawał.
- Wszystko u was w porządku, towarzysze? - spytał ubek.
- Tak, panie majorze, ale tutaj przy hali mieszka taki człowiek, który hoduje kota. No i ten kot strasznie smrodzi - odpowiedzieli zachowując powagę.
- To złapcie tego kota, trzeba go usunąć z obiektów.
Ktoś doniósł panu Marianowi, ten przybiegł czerwona na twarzy, z przekazem zgoła niesłużbowym… – Porządki tu będziesz robił!? Ja już przeżyłem dziesięciu takich jak ty! A ten kot, to jest mądrzejszy od Ciebie!!
Inny wysoki stopniem funkcjonariusz przyszedł do trenera siatkarek Lesława Kędryny z prośbą o piłkę, którą chciałby podarować swojemu synowi. - Spokojnie, ja to załatwię - zbył skrupuły szkoleniowca Lenart, który opiekował się także magazynem sprzętu.
- Panie! Piłek na rozdawanie to ja nie mam, ale jak pana nie stać, to weź pan to i kup pan coś dziecku w sklepie sportowym - wypalił podając oniemiałemu oficerowi banknot.
Pewnego dnia, w pierwszej połowie lat 80., klubowa sekretarka narobiła rabanu na klubowym korytarzu: - Szukajcie prezesa, dzwoni nasza ambasada z Moskwy! Nie wiem, co oni mogą chcieć, jeszcze nigdy nic takiego się nie zdarzyło!
Kiedy zasapany prezes wraz z posłańcem przybiegli do sekretariatu, powitały ich wybałuszone ze zdziwienia oczy sekretarki. - To do Mariana Lenarta - wyjąkała.
Tymczasem przyszedł nasz bohater w nieodłącznym dresie, złapał słuchawkę: - Halo?… A cześć! No co tam, k****, u ciebie, Tadziu?
Dzwonił Tadeusz Czerwiński, robiący sporą karierę w dyplomacji – wówczas sekretarz ambasady w Moskwie, potem polski konsul w Chicago, dyrektor departamentu w ministerstwie spraw zagranicznych, dyrektor Banku Handlowego. Wcześniej i później działacz Wisły (nawet w randze prezesa piłkarskiej SSA, w 2004 r.), a niezmiennie – przyjaciel pana Mariana.
Niebanalnych kumpli miał zresztą wielu. Na grze w karty i wódeczce spotykali się u niego przedstawiciele bohemy artystycznej Krakowa. Pośrednio dzięki temu zresztą na starość był potencjalnie majętnym człowiekiem. Pomagał finansowo początkującym malarzom, a ci odwdzięczali się obrazami, które bardzo zyskały na wartości wraz z rosnącą sławą autorów. Żadnego z prezentów jednak nie sprzedał, pozostały na ścianach „wiślackiego” mieszkania, gdy przenosił się do domu opieki.
Na klubowych obiektach często ćwiczyli funkcjonariusze MO i ZOMO, wielu trenerów i sportowców zarabiało na resortowych etatach.
Pan Marian czuł się tam dobrze, choć jego przekonania byłego żołnierza armii Andersa oraz choleryczny temperament niekiedy prowadziły do zajść, które dzisiaj są tematem niewiarygodnych wprost anegdot.
Ponoć gdy pewnego razu klub odwiedził wysoki oficer Urzędu Bezpieczeństwa (instytucji budzącej w tamtych czasach grozę wśród Polaków), portierzy postanowili zrobić Lenartowi kawał.
- Wszystko u was w porządku, towarzysze? - spytał ubek.
- Tak, panie majorze, ale tutaj przy hali mieszka taki człowiek, który hoduje kota. No i ten kot strasznie smrodzi - odpowiedzieli zachowując powagę.
- To złapcie tego kota, trzeba go usunąć z obiektów.
Ktoś doniósł panu Marianowi, ten przybiegł czerwona na twarzy, z przekazem zgoła niesłużbowym… – Porządki tu będziesz robił!? Ja już przeżyłem dziesięciu takich jak ty! A ten kot, to jest mądrzejszy od Ciebie!!
Inny wysoki stopniem funkcjonariusz przyszedł do trenera siatkarek Lesława Kędryny z prośbą o piłkę, którą chciałby podarować swojemu synowi. - Spokojnie, ja to załatwię - zbył skrupuły szkoleniowca Lenart, który opiekował się także magazynem sprzętu.
- Panie! Piłek na rozdawanie to ja nie mam, ale jak pana nie stać, to weź pan to i kup pan coś dziecku w sklepie sportowym - wypalił podając oniemiałemu oficerowi banknot.
Pewnego dnia, w pierwszej połowie lat 80., klubowa sekretarka narobiła rabanu na klubowym korytarzu: - Szukajcie prezesa, dzwoni nasza ambasada z Moskwy! Nie wiem, co oni mogą chcieć, jeszcze nigdy nic takiego się nie zdarzyło!
Kiedy zasapany prezes wraz z posłańcem przybiegli do sekretariatu, powitały ich wybałuszone ze zdziwienia oczy sekretarki. - To do Mariana Lenarta - wyjąkała.
Tymczasem przyszedł nasz bohater w nieodłącznym dresie, złapał słuchawkę: - Halo?… A cześć! No co tam, k****, u ciebie, Tadziu?
Dzwonił Tadeusz Czerwiński, robiący sporą karierę w dyplomacji – wówczas sekretarz ambasady w Moskwie, potem polski konsul w Chicago, dyrektor departamentu w ministerstwie spraw zagranicznych, dyrektor Banku Handlowego. Wcześniej i później działacz Wisły (nawet w randze prezesa piłkarskiej SSA, w 2004 r.), a niezmiennie – przyjaciel pana Mariana.
Niebanalnych kumpli miał zresztą wielu. Na grze w karty i wódeczce spotykali się u niego przedstawiciele bohemy artystycznej Krakowa. Pośrednio dzięki temu zresztą na starość był potencjalnie majętnym człowiekiem. Pomagał finansowo początkującym malarzom, a ci odwdzięczali się obrazami, które bardzo zyskały na wartości wraz z rosnącą sławą autorów. Żadnego z prezentów jednak nie sprzedał, pozostały na ścianach „wiślackiego” mieszkania, gdy przenosił się do domu opieki.
s
że jeszcze długa droga w gimnazjum przed tobą :)