Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

On plecie wiklinowe koszyki, ona robi koronki. Taki mają sposób na stare lata

Maria Mazurek
Krystyna i Andrzej Żwawowie z Zatora: - To rękodzieło daje nam siłę i pasję. Wychodzimy do ludzi, nie zamykamy się w domu
Krystyna i Andrzej Żwawowie z Zatora: - To rękodzieło daje nam siłę i pasję. Wychodzimy do ludzi, nie zamykamy się w domu Maria Mazurek
Dzięki swoim pasjom jesteśmy wśród ludzi, a nie zamykamy się w domu. Możemy uczyć młodych i cieszyć się życiem - przekonują Krystyna i Andrzej Żwawowie, twórcy ludowi z Zatora.

W ich otoczonym kwiatami i plecionkami z wikliny domu pachnie truskawkowym ciastem, rabarbarowym kompotem i suszonymi jabłkami. Jeśli miałoby się wybrać jedno tylko słowo, które charakteryzuje ich dom i ich samych, to byłoby to ciepło. Choć mają po 70 lat, wciąż w ich twarzach, kiedy na siebie patrzą, widać ten zawiadiacki uśmiech, którym obdarzali się pół wieku temu.

- Dobrze nam ze sobą i ze światem, bo mamy swoje pasje - deklarują zgodnie. Te pasje, nieco staromodne, dla młodych coraz bardziej tajemnicze, sprawiają, że Krystyna i Andrzej czują się potrzebni, szanowani. Że mogą uczyć innych - on jak z wiklinowych gałęzi stworzyć koszyki, wazony, figurki; ona jak wyszydełkować piękne, koronkowe obrusy.

Wiklina, sprawa nieprosta
Tu, w okolicach Zatora, niegdyś było wiklinowe zagłębie. Okolica słynęła z plecionek. Wychodziły z rąk mieszkańców co drugiego domu.

Andrzej miał kilkanaście lat, gdy pomyślał, że chciałby sobie dorobić. Akurat nie pochodził z rodziny o wikliniarskich tradycjach, poszedł więc na nauki do sąsiada.

Bo sprawa z wikliną wcale nie jest taka prosta. Trzeba mieć cierpliwość, sprawność w rękach, zdolność do koncentracji. Sam proces przygotowania do pracy jest dość skomplikowany - zebraną wiklinę trzeba oddzielić od innych traw, pościnać, a potem moczyć ze dwa tygodnie, żeby nie była zbyt sucha.

Później ręcznie, pęd po pędzie, wyplata się pożądane kształty. Kiedyś na wielkie wiklinowe koszyki zapotrzebowanie było bardzo duże. - A potem wyparł je plastik. Ludzie, owszem, interesują się wikliną, ale wolą kupić pojemniki z tworzywa sztucznego. Bo tańsze, bardziej wytrzymałe, kolorowe i we wzory - opowiada Andrzej.

Z tego wszystkiego musiał więc iść do innej pracy. Został kierowcą PKS-u, choć całe życie od codzienności uciekał właśnie do swojego przydomowego warsztatu, by godzinami pleść wiklinowe koszyki (a nawet wiklinowe ryby, bo Zator przecież słynie z karpia).

Kiedy poszedł na emeryturę, wreszcie mógł się wiklinie poświęcić bez reszty. Stwierdził: to był mój pierwszy zawód i będzie ostatni.

Koronka, oczekując na męża
Jeśli zaś chodzi o Krystynę, w koronkarstwo wkręciła się już jako mężatka.
Do dziś śmieje się do rozpuku wspominając, jak się poznali z mężem. - Kierowca PKS-u wtedy to był ktoś, musiał jeszcze mieć służbowy strój. A wiadomo: za mundurem panny sznurem. Inne dziewczyny zaczepiały go, zagadywały, częstowały słodyczami. Ale, widać, czekał na mnie - puszcza oko.

Wsiadła, jako pasażerka, do autobusu. On zaraz ją zauważył i wciąż wpatrywał się w lusterko, podziwiając Krystynę. Potem jakiś czas się nie widzieli, aż Andrzej wpadł w oko przyjaciółce Krysi. Zaczęło się swatanie, pierwsze spotkanie. Andrzej jednak nie był zainteresowany koleżanką, ale samą Krystyną.

Cóż, z tego wszystkiego doczekali się trojga dzieci. Właśnie trochę przez nie Krystyna wkręciła się w koronkarstwo i robienie na drutach. W tamtych czasach trudno było o jakieś dziecięce ciuszki, nawet obrusy, serwety, wszystko, co potrzebne do domu. Krystyna czekała więc na męża z szydełkiem lub drutami w rękach. Córka Bogusia do dziś wypomina jej wiskozowe sukienki domowej roboty, które Krystyna kazała jej nosić.

Poza tym koronkarstwo było sposobem na podreperowanie domowego budżetu. Mimo że dość czasochłonne (jedną serwetę robi się dwa dni), zawsze przynosiło jakiś zysk, a wówczas żyło się skromnie. Krystyna jeździła ze swoimi serwetami i obrusami na rynek w Zatorze, Andrychowie, Wadowicach.

Młodzi tego nie widzieli

Teraz już nie mają na utrzymaniu dzieci, czasy (cokolwiek by nie mówić) są łatwiejsze. Na swoje pasje nie patrzą przez pryzmat pieniędzy, ale po prostu frajdy.

Oboje znaleźli się na Małopolskim Szlaku Tradycyjnego Rzemiosła. W swoim domu przyjmują każdego, kto chce poznać tajniki ich rękodzieł. Jeżdżą na różne folklorystyczne imprezy, festiwale, warsztaty. - Twórcy ludowi tworzą tu, w Małopolsce, zgraną paczkę. Znamy się, lubimy, cieszymy na swój widok. Ta pasja sprawia, że nie zamykamy się w domu, lecz wychodzimy do ludzi - tłumaczą.

No i mogą młodych nauczyć swojego fachu, przekazywać umiejętności. O ile koronkarstwo na razie wcale nie umiera ("ile młodych dziewczyn się teraz tym zajmuje, a jakie piękne rzeczy robią!" - zachwyca się Krystyna), to z plecionkarstwem jest znacznie gorzej.

- Ludzie nawet nie wiedzą, z czego jest wiklina, jak się te koszyki tworzy. Kiedy robię im warsztaty, pokazuję swój fach, tak bardzo się cieszą. Szczególnie młodzi mówią: nas w szkole tego nie uczyli, nie mieliśmy nigdy okazji przyjrzeć się tradycyjnym rzemiosłom. Dlatego fajnie, że są teraz różne akcje, ten szlak rzemiosła, warsztaty. Ostatnio nawet uczyłem studentów Akademii Sztik Pięknych, jak się obchodzić z wikliną - wspomina Andrzej. I dodaje: - Fajny pomysł na starość, prawda?

Plecionkarstwo - rzemiosło polegające na wyrobie plecionek (też użytkowych) ze słomy, włókien kokosowych, wikliny. Jeśli chodzi o tę ostatnią, to jest bohaterką osobnego rękodzieła - wikliniarstwa.

Koronkarstwo - ażurowa dekoracja tkanin i ubiorów, wykonywana głównie szydełkiem (choć istnieją też koronki wykonywane za pomocą specjalnych klockow lub foremek).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska