"Nie pij gozołecki
bo cię z pola zniesie
Lepij se się napij
zimnej wody w lesie!"
- śpiewali już w autobusie uczestnicy odbywającego się w Krakowie 18. zlotu małżeństw, które miały bezalkoholowe wesela. A najgłośniej śpiewał inicjator tego ruchu, ks. prałat Władysław Zązel z Kamesznicy (gmina Milówka).
Niektórzy z uczestników tego "Wesela wesel" przyszli z niemowlętami na rękach, inni - z niemal już dorosłymi dziećmi. I jak podkreślają z dumą, w ich kilkusetosobowym gronie nie było żadnego rozwodu.
Od czwartku do niedzieli spotykali się na wykładach, rekolekcjach i zwiedzaniu. Wreszcie, w sobotę wieczorem odbyło się bezalkoholowe "wesele". Z fachowymi wodzirejami, tylko bez państwa młodych. Bo pierwszą parą na tej imprezie byli ci wszyscy, którzy takie wesele brali kilka, kilkanaście lat temu.
A czy wesele może być dobre bez wódki? Oczywiście. Można się było o tym przekonać w Krakowie.
- Wymyśliłem to w 1994 roku, jak u mnie w parafii w Kamesznicy jeden taki pijany zabił się na traktorze, drugi spolił się przy ognisku. Robię to nie dlatego, coby na złość parafianom, tylko że ich kochom i nie pozwolę im się przez alkohol poniewierać - opowiada proboszcz.
Jak ta idea przyjęła się na Podhalu? - To cepry pijo i oni na Podhalu robią statystyki. Majom cas i dutki. A górale wcale nie tak dużo - dodaje ks. Zązel.
Mówi, że początkowo za propagowanie bezalkoholowych wesel baty dostał. Nawet księża mu mówili, że jak wielebny patrzy, to nie piją, ale potem piją podwójnie.- A dla mnie to wielka radość nawet jak zamiast 50 skrzynek wódki wypiją 20. Bo coby celnie strzelić, trzeba wyżej mierzyć - tłumaczy kapłan.
Ks. Zązel był na dwustu bezalkoholowych weselach. Ale czy żaden z jego parafian już na weselu nie pije?
- Som tacy, co pijo, tylko nikomu juz nie tak smakuje. Bo wiedzo, że ksiądz będzie się gniewoł. A co więksy pijok to mi się nizej kłonio. Mam dziesięciu takich rasowych, co z nałogu wysli. Jeden, co pił denaturat, a teraz ozenił się, ma dziecko, dom zbudowoł. I to jest prawdziwy cud - śmieje się ks. Zązel.
Jest dumny, bo od samego papieża dostał błogoslawieństwo dla "Wesela wesel". Teraz już nikt nie ma prawa się wyśmiewać z tej idei. Glejt Jana Pawła II zobowiązuje...
Sobota, godz. 20. Kolorowy tłum weselników wylewa się z autobusu. Panie w krakowskich i podhalańskich strojach, małe krakowianki, panowie z haftowanymi parzenicami. Ludzie z całej Polski, ale najwięcej - z Małopolski.
Joanna Stachoń przyjechała z mężem Jerzym z Czarnego Potoku koło Łącka. Są 21 lat po ślubie. - I myślę, że po takich weselach ludzie są dłużej ze sobą. I się nie rozwodzą! - chwali pani Joanna. Wylicza też zalety wesela bez procentów. - Wszyscy wszystko pamiętają i bawią się do białego rana - śmieje się. Jej mąż jest wodzirejem m.in. na takich imprezach.
Z tezą, że górale dużo piją, walczą, oprócz ks. Zązla, również Józef i Małgorzata Gacek z Boru pod Nowym Targiem (gm. Szaflary). - Bo to mit. Na Podhalu wiele wesel jest bezalkoholowych - mówi Małgorzata Gacek. Ślub i wesele mieli wiosną 1981 roku. Niektórym gościom trudno było zrozumieć, że wódki nie będzie.
- Trudno było ich przekonać. Ale wszystkich osobiście zapraszaliśmy i tłumaczyliśmy. W końcu się udało - mówi Józef Gacek. Wszystko było wtedy na kartki - słodycze, mięso. Zbierali te kartki po znajomych, "załatwili" pomarańcze. - Bo jeśli alkoholu nie ma, stół musi być bardziej bogaty - tłumaczy Małgorzata Gacek. Z tego samego powodu mężczyźni nie mają pretekstu, by na weselu bez wódki podpierać ściany i stoły.
- No i wychodzę na parkiet, i tańczę tak jak umiem. Żonie to nie przeszkadza - śmieje się Józef Gacek.
Są abstynentami. - Ale to nie znaczy, że jesteśmy święci! Kłócimy się jak każde małżeństwo. Są ciche dni - mówi pani Małgorzata. - Odchodzi nam natomiast problem szukania ucieczki od kłopotów w alkohol. Próbujemy je rozwiązywać szczerze rozmawiając - dodaje pan Józef.
"Wesela wesel" są im potrzebne, by pobyć razem, czegoś się nauczyć i potańczyć na balu.
- Bez tych spotkań czujemy, że czegoś nam brakuje - mówią Ryszard i Dorota Zimnoch, którzy jechali tu osiem godzin z Białegostoku.
Sobotnią zabawę prowadził wodzirej - specjalista od wesel bezalkoholowych, Józef Hojna z Krakowa. Jaki ma patent na rozbawienie publiki? - Na początku prowadzę pięknego poloneza. Kiedyś na weselach wszyscy przed nim zwiewali, teraz stają do tańca - podkreśla z dumą.
Polonez na 250 osób się udał, a zabawa trwała do godziny piątej rano.
Dyrektor MORD-u chce ograniczyć ruch "elek" Przeczytaj!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!