https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Oświęcim. Dwie kobiety uratowały życie mężczyźnie

Bogusław Kwiecień
Bogusław Kwiecień
Dramatyczne wydarzenia w sklepie Netto w Oświęcimiu. Dwie kobiety uratowały życie starszemu mężczyźnie, któremu przestało bić serce.

Wszystko potoczyło się błyskawicznie. W sklepie Netto przy ul. Pilata w Oświęcimiu nagle na posadzkę wywrócił się starszy mężczyzna. Nie dawał oznak życia. Jak potem stwierdzili ratownicy, doszło do zatrzymania akcji serca. Zanim do marketu dotarł zespół ratownictwa medycznego, z pomocą mężczyźnie ruszyły Sylwia Kucz i Marta Bauer. Lekarz pogotowia Maja Berezowska mówi wprost, że gdyby nie ich szybka reakcja, pacjent by nie przeżył.

Marta Bauer w sklepie przy Pilata bywa rzadko. – Nie jest mi po drodze, ale w ubiegły czwartek akurat postanowiłam zaglądnąć tam, wracając z pracy – mówi pani Marta. Na co dzień pracuje jako pedagog specjalny i terapeuta w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Oświęcimiu.

W sklepie koło chłodziarek dwa, trzy metry za sobą usłyszała głośny hałas. Zobaczyła starszego pana leżącego na ziemi. Prawdopodobnie, upadając, uderzył głową w róg palety z towarem. Leżał nieruchomo. Na posadzce pojawiła się krew. Jakaś klientka zaczęła krzyczeć, gdzie jest personel, że trzeba wezwać pogotowie. – To był odruch. Rzuciłam torebkę na bok. Chwyciłam głowę tego pana, żeby sprawdzić, w jakim jest stanie. Nie oddychał, tętno nie było wyczuwalne, do tego wymiotował – opowiada.

Za chwilę pojawiła się Sylwia Kucz, która w sklepie Netto jest ajentem saloniku „Świata Prasy”. – Najpierw wyciągnęłam szczękę, która utrudniała mu oddech. Potem zaczęłam masaż serca. Gdy zaczął dawać oznaki życia, przewróciłyśmy go na bok, żeby nie krztusił się wymiocinami i mógł swobodnie oddychać – mówi pani Sylwia. Nagle mężczyzna znów znieruchomiał. Walka o życie starszego pana trwała dalej. Na miejsce przyjechała druga karetka reanimacyjna. Po ponad godzinie ratownikom udało się przywrócić stabilną akcję serca. Zabrali mężczyznę do szpitala na oddział intensywnej opieki medycznej, gdzie nadal przebywa.

– Najważniejsze w takich sytuacjach są pierwsze minuty. Ten pacjent dzięki tym paniom dostał szansę na życie – mówi Maja Berezowska. Była na miejscu zdarzenia.

Sylwia Kucz przyznaje, że przez głowę przemknęła jej myśl, czy nie zaszkodzi mężczyźnie. Nie ukończyła specjalnego kursu pierwszej pomocy, jeśli nie liczyć zajęć w szkole na lekcjach wychowawczych czy szkolenia podczas kursu na ochroniarza. W rodzinie ma za to ratowników. – Tata był ratownikiem górniczym w kopalni „Czeczott”, a brat jest wodnym. Od dziecka nasłuchałam się o różnych akcjach, w których brali udział. To jakoś pomogło mi znaleźć w sobie odwagę – wyznaje pani Sylwia. Kiedyś, jako 15-latka uratowała o trzy lata starszego chłopca topiącego się w jeziorze.

Pani Marta z kolei marzyła, żeby zostać lekarzem. Jej drogi inaczej się potoczyły, ale gdy jeszcze pracowała w przedszkolach, starała się organizować dzieciom zajęcia z zasad pierwszej pomocy. – Dzieci chętnie się uczyły, a ja przy okazji – dodaje.
Doktor Berezowska podkreśla także dobre zachowanie personelu sklepu, który wyprosił klientów na zewnątrz, co ułatwiło zadanie ratownikom. – Widziałyśmy, co się dzieje. Poza tym mamy określone zasady działania przy tego typu zdarzeniach – mówi Małgorzata Magiera, która kierowała w tej sytuacji obsługą sklepu.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

c
czytelnik
Kobitki na zloty medal.
K
Krak
Brawo, Drogie Panie!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska