Teraz pasażerowie do autobusu wsiadać będą jedynymi otwartymi drzwiami. Tymi z przodu, obok kierowcy. Potem klient musi okazać jeszcze kierowcy bilet i skasować go na jego oczach. Decyzja oświęcimskiego przewoźnika jest nieodwołalna. Zmiany zatwierdziły już władze miasta. W MZK czekają tylko na koniec remontu mostu i korków w centrum, bo przyznają, że teraz wsiadanie przodem pogorszyłoby jeszcze sytuację.
- Chcemy jednak wprowadzić ten system jak najszybciej, nawet tuż po Wszystkich Świętych - mówi Kazimierz Tobiczyk, prezes zarządu MZK w Oświęcimiu.
Pasażerowie są zbulwersowani tymi pomysłami. - Z tego będą tylko dodatkowe opóźnienia, większe korki, a i kieszonkowcy będą mieli raj przez ścisk przy wsiadaniu - narzeka Michał Szklarz, student z Oświęcimia. Dodaje, że nigdy nie jeździ bez biletu, bo to kwestia uczciwości. Przekonuje, że on i jego koledzy będą ignorowali ten nakaz i ramach protestu będą nawet unikali jazdy autobusami miejskimi.
Maria Niezbudek, emerytka, również nie kryje oburzenia. Opowiada, że z racji wieku może jeździć autobusami miejskimi za darmo, ale będzie musiała swoje odstać w kolejce do wsiadania.
- Dla mnie ten pomysł to udręka. Mam już 80 lat i chore nogi - martwi się staruszka.
Szef MZK zapewnia, że zmiany wprowadza właśnie z myślą o uczciwych pasażerach, takich właśnie jak Michał czy pani Maria.
Podkreśla, że jazda na gapę powoduje ogromne straty w budżecie oświęcimskiego przewoźnika. - Proszę sobie wyobrazić, że 90 procent złapanych na jeździe bez biletu jest bezkarnych - grzmi prezes Tobiczyk. Tłumaczy, że egzekucje długów gapowiczów wobec MZK to fikcja.
- W tej sytuacji nie opłaca się nam zatrudniać ochrony do sprawdzania biletów, bo potem i tak na nasze konto nie trafiają zasądzone kary - mówi Tobiczyk. Prezes MZK nie jest w stanie określić strat spowodowanych jazdą na gapę przez pasażerów. - Ciężko to nawet policzyć. Jeśli jednak nie pozbędziemy się gapowiczów, to będziemy zmuszeni podnieść ceny biletów - mówi prezes.
Teraz bilet normalny kosztuje 2,20 zł, a ulgowy 1,40 zł. Wsiadanie tylko przodem ma sprawić, że te opłaty nie wzrosną. MZK przekonuje pasażerów, że lepiej pomęczyć się przy wsiadaniu, niż dać się okradać oszustom.
O tym , że tego zdania większość pasażerów nie podziela, MZK wie doskonale. - Jestem przygotowany na lawinę listów i telefonów pełnych skarg i protestów - przyznaje prezes Tobiczyk.
Spanikowanych pasażerów uspokajają natomiast kierowcy autobusów. Przekonują, że w godzinach szczytu otworzą - po staremu - wszystkie drzwi.